Teraz mam twardszą "psychę" - wywiad z Gregiem Surmaczem, nowym graczem Anwilu Włocławek

- Nie jestem do końca zadowolony z moich poprzednich występów w Tauron Basket Lidze. Można powiedzieć, że mam rachunki do wyrównania z polską ekstraklasą - mówi Greg Surmacz, nowy Anwilu Włocławek.

Michał Fałkowski: Zacznijmy od kontraktu z Anwilem Włocławek. Jak do niego doszło?

Greg Surmacz: Jeszcze przed podpisaniem umowy z Anwilem Włocławek, związałem się z zespołem z Sosnowca. Tam obiecano mi, że ekipa będzie grała w ekstraklasie, ale w kontrakcie znalazł się zapis, wedle którego umowa nie byłaby ważna, gdyby drużyna jednak nie zagrała w elicie. I gdy było już jasne, że nie zagra, wiedziałem, że muszę poszukać sobie innego klubu. Jednocześnie różni agenci pisali do mnie i mówili, że są w stanie znaleźć mi klub w lidze. Ostatecznie wybrałem jednego agenta, którego mi polecano, a on porozumiał się z Anwilem. Przepraszam za błędy, ale polski to mój drugi język (zawodnik nie używa polskich znaków diakrytycznych, zdarza mu się zrobić literówki, choć porozumiewa się bardzo płynnie - M.F.).
[ad=rectangle]
Jeśli chcesz możemy przejść na język angielski albo możesz odpowiadać po angielsku.

- Nie, nie! Będę dalej pisał po polsku. W ten sposób będę porozumiewał się coraz lepiej.

Świetnie. Powiedz zatem - miałeś inne oferty z Polski?

- Tak. Agent rozmawiał wcześniej z dwoma beniaminkami: King Wilkami Morskimi Szczecin oraz Polskim Cukrem SIDEn Toruń. Anwil był jednak najbardziej konkretny.

A co z Kanadą? Grałeś tam w ostatnim czasie. Nie miałeś możliwości zostać w tej lidze?

- Obie drużyny, w których grałem: Windsor i Lightning London oferowały mi kontrakty już dzień po zakończeniu rozgrywek w Kanadzie. Ale moja żona bardzo chciała bym spróbował jeszcze raz swoich sił w Polsce. Ja też nie ukrywam, że nie jestem do końca zadowolony z moich poprzednich występów w Tauron Basket Lidze. Można powiedzieć, że mam rachunki do wyrównania z polską ekstraklasą.

Właśnie chciałem zapytać o twoje poprzednie trzy lata spędzone w Polsce. Dlaczego nie jesteś do końca zadowolony z tego pobytu?

- Na pewno nauczyłem się bardzo dużo jeśli chodzi o koszykówkę taktyczną. Nie mogłem się jednak odnaleźć w tej lidze. Tak po prostu, jeśli chodzi o moją tożsamość zawodniczą. Przez dwa lata w Koszalinie byłem zmiennikiem George'a Reese'a, a w Poznaniu najczęściej grałem jako "plaster" na najlepszych skrzydłowych. Niestety, jak się gra jako zmiennik czy jako zadaniowiec, to nie można oczekiwać statystyk na poziomie zawodnika z pierwszej piątki.

[b]

Z jakiegoś jednak powodu trenerzy widzieli cię tylko jako zadaniowca czy gracza drugiego planu...[/b]

- Tylko raz w mojej karierze zdarzyło się, że szkoleniowiec dał mi szansę zaistnienia w większym wymiarze czasowym. Dwa lata temu w zespole Windsor grałem przeciętnie trzy kwarty w meczu i notowałem średnio 13 punktów, dziewięć zbiórek, prawie dwa przechwyty. Myślę, że udowodniłem wówczas, że mogę być ważnym graczem ofensywy.

W Polsce zabrakło zaufania ze strony trenerów?

- Duży wpływ na całą sytuację miała moja własna psychika. Byłem młodszy, a dodatkowo - wcześniej na uczelni przez całą karierę wychodziłem w pierwszej piątce. Nagle znalazłem się w Polsce i otrzymałem zupełnie inną rolę. Trochę nie wiedziałem jak sobie dać z tym radę. Umiejętności i warunki fizyczne miałem, ale nie wiedziałem jak sobie poradzić z tą zmianą od strony psychicznej. Moja psychika nie pozwalała mi grać na wysokim poziomie. Teraz mam więcej doświadczenia i twardszą "psychę".
[nextpage]W jakiej roli widzi cię trener Mariusz Niedbalski? 

- Jeszcze nie miałem okazji z nim porozmawiać.

Ja rozmawiałem. Widzi cię w roli role-playera...

- Jeżeli będę graczem podstawowym, to będzie super. Jeśli jednak będę zmiennikiem, to już mi w chwili obecnej nie zależy. Będę robił wszystko, by drużyna wygrywała i żebym ja czuł, że mam dobry wpływ na zespół.

[b]

Czego spodziewasz się po sezonie w Anwilu? Anwil to już inny zespół, niż pewnie pamiętasz z poprzednich lat spędzonych w Polsce.[/b]

- Nie mam specjalnych oczekiwań. Spodziewam się po prostu, że mile zaskoczymy kibiców z Włocławka swoją grą i mam nadzieję, że już nie będą musieli mówić o swoim klubie, że "to nie ten sam zespół, co kiedyś".

Kibice trzymają za słowo, G... Gregu? Grzegorzu? Ja mówić do ciebie?

- Wśród Polaków będę pewnie Grzegorz, ale Amerykanie, czy ogółem koszykarze zagraniczni, raczej będą lepiej się czuć, gdy będą mogli mówić mi Greg.

A kibice, dziennikarze, przedstawiciele klubu?

- A jak kto woli. To przecież to to samo imię tylko odmienione w zależności od języka.

Greg Surmacz (z prawej) przeciwko swojemu obecnemu klubowi
Greg Surmacz (z prawej) przeciwko swojemu obecnemu klubowi

Pewnie tysiąc razy słyszałeś to pytanie?

- Częściej słyszałem czy jestem Kanadyjczykiem, czy Polakiem i kim się bardziej czuję (śmiech).

Korzenie masz polskie...

- Tak, korzenie mam polskie, urodziłem się we Wrocławiu. Całe swoje życie spędziłem jednak w Kanadzie i to ona mnie ukształtowała. Teraz mam jednak żonę Polkę i z każdym rokiem czuję się jednak coraz bardziej Polakiem. Nie ukrywam jednak, że po karierze sportowej będę mieszkał w Kanadzie, ale Polska na pewno będzie w moim sercu.

Jesteś podekscytowany możliwością powrotu do Polski...

- Tak.

Musiałeś być, wszak o tym, że zagrasz dla Anwilu poinformowałeś dzień przed oficjalną informacją klubu, na swoim koncie na Twitterze.

- Zrobiłem tak, bo byłem bardzo zadowolony z tego, że zagram w Anwilu. I chciałem się z tym podzielić z moimi fanami, moimi znajomymi. Ciągle dostawałem pytania gdzie zagram i gdy wreszcie to stało się jasne, nie wytrzymałem (śmiech).

Wyprzedziłeś oficjalną stronę klubową. Tego żaden klub nie lubi (śmiech).

- Przepraszam, bo prostu chciałem podzielić się moją ekscytacją ze wszystkimi. Ale nikt z klubu mnie za to nie zganił, więc chyba nic wielkiego się nie stało (śmiech).

Komentarze (0)