Niesamowite emocje w United Center! Wizards - Bulls 2:0! Słaby mecz Gortata

[tag=811]Washington Wizards[/tag] po dogrywce pokonali [tag=802]Chicago Bulls[/tag] 101:99 i prowadzą już 2:0 w ćwierćfinale play off! Słabszy mecz rozegrał tym razem [tag=6711]Marcin Gortat[/tag].

Marcin Gortat nie był tak skuteczny i pożyteczny jak w pierwszym spotkaniu, kiedy skompletował double-double w postaci 15 punktów i 13 zbiórek. We wtorek spędził na parkiecie 37 minut, w czasie których wywalczył siedem oczek, pięć zbiórek, dwa przechwyty i dwa bloki. Piętą Achillesową Polaka była skuteczność - trafił tylko dwie z dziewięciu prób i połowę z sześciu rzutów wolnych.

Tym razem łodzianina udanie wspierał Trevor Booker, który pojawiał się w grze za naszego rodaka. Rezerwowy podkoszowy miał dziewięć punktów i osiem zbiórek, spędzając czas na parkiecie w końcówce czwartej kwarty i dogrywce.

Bohaterami Czarodziei okazali się tym razem Bradley Beal oraz Nene Hilario. Pierwszy z nich zdobył 26 punktów, trafiając niezwykle ważne punkty w końcówce czwartej kwarty. Z kolei Brazylijczyk sześć punktów wywalczył w dogrywce, dzięki której Wizards odnieśli już drugie zwycięstwo!

Goście w pierwszej kwarcie prowadzili aż 29:12, notując kapitalny początek spotkania. Byki nie miały jednak zamiaru łatwo się poddawać i szybko ruszyły do ofensywy. Świetnie spisywał się tego dnia D.J. Augustin, który wchodząc z ławki trafił 25 punktów, w tym cztery trójki.

On oraz Taj Gibson i Joakim Noah uzbierał co najmniej 20 punktów. Francuz dołożył do swojego dorobku 12 zbiórek, a przed meczem odebrał nagrodę dla defensywnego gracza roku.

W czwartej kwarcie, na pięć minut przed końcem spotkania, Bulls prowadzili nawet 87:77 i wydawało się, że wyrównają stan rywalizacji. Inne zdanie miał jednak na ten temat Beal, który trafił w kluczowym momencie dwie trójki i doprowadził do dogrywki.

W niej szalał Nene, który wyprowadził gości na prowadzenie 97:91. Bykom nadzieję dał jeszcze Noah, lecz fatalne dwie pomyłki Kirka Hinricha na linii rzutów wolnych przekreśliły szanse ekipy Toma Thibodeau na końcowy sukces.

Rywalizacja przenosi się teraz do Waszyngtonu. Mecze numer trzy i cztery odpowiednio w piątek i niedzielę.

Chicago Bulls - Washington Wizards 99:101 (20:31, 29:25, 26:14, 16:21, 8:10)
(Augustin 25, Gibson 22, Noah 20 - Beal 26, Nene 17, Wall 16)
 
Stan rywalizacji: 2:0 dla Wizards

Nie było tym razem wątpliwości kto jest lepszym zespołem w Indianapolis. Pacers po wpadce w pierwszym spotkaniu, łatwo pokonali Atlantę Hawks, po kapitalnej drugiej połowie. Kluczowa dla losów meczu okazała się trzecia odsłona, wygrana przez miejscowych 31:13.

Świetne zawody rozegrał lider Pacers Paul George, który zapisał na swoim koncie 27 punktów, 10 zbiórek, sześć asyst i cztery przechwyty. - To jeden z najbardziej kompletnych zawodników w NBA. Nic dziwnego, że jego nazwisko przewija się wśród kandydatów do MVP - przyznał Frank Vogel, szkoleniowiec Pacers.

20 punktów i siedem zbiórek dołożył Luis Scola, który okazał się jokerem w talii Vogela. Argentyńczyk dawał bardzo dobre zmiany Davidowi Westowi, borykającemu się z faulami.

Jastrzębie w pierwszej połowie straszyły trójkami (osiem celnych) - elementem, który przesądził o ich wygranej w pierwszym meczu. Po przerwie goście trafili już tylko dwa takie rzuty, notując zdecydowanie niższą skuteczność.

19 punktów dla przegranych uzyskał Paul Millsap, z kolei Jeff Teague dołożył 14 oczek i pięć asyst.

- Egzekucja w naszym wykonaniu nie była na poziomie, na jakim powinna być. Oni grali agresywnie, szczególnie w trzeciej kwarcie - analizował trener Hawks Mike Budenholzer.

Rywalizacja przenosi się teraz do Atlanty. Mecze numer trzy i cztery w czwartek i sobotę.

Indiana Pacers - Atlanta Hawks 101:85 (21:26, 27:26, 31:13, 22:20)
(George 27, Scola 20, Hill 15 - Millsap 19, Teague 14, Williams 11)

Stan rywalizacji: 1:1

DeMar DeRozan po słabym pierwszym meczu, tym razem okazał się bohaterem Toronto Raptors, które po wyrównanym spotkaniu pokonało Brooklyn Nets i wyrównało stan rywalizacji. DeRozan 17 ze swoich 30 punktów zdobył w czwartej kwarcie, wygranej przez gospodarzy 36:29.

- Wiedzieliśmy, że zagra lepiej niż przed kilkoma dniami. Przejął mecz, trafiał bardzo ważne rzuty, a my powinniśmy byli go zatrzymać wcześniej - przyznał Deron Williams, rozgrywający Nets.

- Musieliśmy ten mecz wygrać, nie było innej opcji - dodał Amir Johnson, który dołożył 16 punktów i dziewięć zbiórek. Drugie już double-double skompletował z kolei Jonas Valanciunas. Raptors rządzili w strefie podkoszowej, wygrali walkę na zbiórkach aż 52:30!

Wśród gości fatalnie spisał się Paul Pierce, który miał 2/11 z gry (0/6 za trzy) i zdobył ledwo siedem punktów. Najlepszy wśród pokonanych okazał się Joe Johnson, autor 18 punktów.

Dwa kolejne mecze na parkiecie Nets, odpowiednio w piątek i niedzielę. 

Toronto Raptors - Brooklyn Nets 100:95 (21:19, 24:20, 19:27, 36:29)
(DeRozan 30, A. Johnson 16, Valanciunas 15 - J. Johnson 18, Williams 15, Teletovic 14)

Stan rywalizacji: 1:1

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: