Anwil Włocławek ma statystycznie najlepszą defensywę w lidze (średnio traconych 71 punktów, drugi w kolejności PGE Turów traci przeciętnie prawie 74), lecz koszykarze Asseco Gdynia niewiele robili sobie z tego i niedzielne spotkanie rozpoczęli od czterech celnych rzutów. Trafili również sześć pierwszych trójek, myląc się dopiero przy siódmej próbie i ogółem zdobyli aż 25 punktów w pierwszej kwarcie. Tym samym prowadzili do przerwy 42:34.
- Kompletnie nic nie graliśmy w obronie. Dotychczas było normą, że to my zatrzymywaliśmy rywali na niskim pułapie, a w Gdyni sami zostaliśmy zatrzymani. Brakowało nam komunikacji i pomocy. Zawodnicy Asseco robili przewagę w grze jeden na jednego, penetrowali albo oddawali na obwód i mieliśmy problem - mówił Michał Sokołowski.
Włocławianie zdecydowanie lepiej prezentowali się w trzeciej kwarcie, w której zatrzymali gospodarzy na jedynie 11 zdobytych punktach. Dzięki temu wyszli nawet na prowadzenie 54:53, lecz w ostatniej odsłonie urzeczywistniły się zmory z początku meczu. Goście nie umieli poradzić sobie z wszędobylskim A.J. Waltonem (aż 14 asyst!), a dodatkowo nie znaleźli recepty na celne trójki rywali. Ogółem gdynianie trafili aż dwunastokrotnie zza łuku na 20 prób.
- Rzucali na bardzo wysokiej skuteczności, ale było tak głównie dlatego, że my popełnialiśmy błędy w obronie. Tak naprawdę jedynym pozytywnym aspektem naszej gry były zbiórki, wygrane co prawda tylko dzięki jednej piłce, ale mieliśmy z tym elementem spore problemy we wcześniejszych meczach - dodawał Sokołowski.
21-letni skrzydłowy zdobył przeciwko Asseco dziewięć punktów (2/7 z gry), miał siedem zbiórek, pięć fauli wymuszonych oraz trzy asysty.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]