Karol Wasiek: Niesamowita przemiana Stelmetu Zielona Góra

Jeszcze niecałe trzy tygodnie temu Stelmet Zielona Góra był pogrążony w wielkim chaosie, grał słabo, wytykano mu błędy. Tymczasem teraz... o grze zielonogórzan mówi się w samych superlatywach!

Dokładnie 18 października Stelmet Zielona Góra otwierał nową kartę w swojej historii. Meczem z Bayernem Monachium zielonogórzanie rozpoczęli rywalizację w Eurolidze. O udziale właśnie w tych rozgrywkach marzyli wszyscy w Zielonej Górze - działacze, kibice, jak i dziennikarze.

Tej presji nie wytrzymali sami koszykarze, którzy w słabym stylu przegrali z niemieckim gigantem. Wówczas coraz częściej zaczęły się pojawiać głosy: "słabo zbudowana drużyna, zagraniczni nic nie dają", "może by tak wymienić pół drużyny?" - zaczęto się zastanawiać. Co gorsze ten marazm zielonogórzan trwał. Gracze Mihailo Uvalina mieli problemy w meczach ligowych - z Kotwicą Kołobrzeg oraz Treflem Sopot, przegrali w Słupsku z Czarnymi. Na dodatek w drugiej kolejce Euroligi otrzymali lekcję od zespołu z Malagi (68:101). Wówczas krytyka była jeszcze większa. Dziennikarze i kibice apelowali, żeby w drużynie przeprowadzić radykalne ruchy i zakontraktować nowych koszykarzy. Niektórzy nawet zaczęli zastanawiać się nad przyszłością serbskiego szkoleniowca.

Tymczasem przełamanie nastąpiło szybciej niż by się mogło wydawać. W trzeciej kolejce zielonogórzanie ograli Montepaschi Siena i od tego momentu ich gra zaczęła wyglądać coraz lepiej. Zresztą w listopadzie na siedem rozegranych spotkań zielonogórzanie przegrali tylko dwa. Były to dwie pechowe porażki w Eurolidze - z Galatasaray Stambuł oraz Olympiacosem Pireus. Szczególnie ten drugi mecz na długo zapadł w pamięci kibicom, jak i samym zawodnikom. 1,6 sekundy dzieliło Stelmet od wygranej w hali "Pokoju i Przyjaźni" w Pireusie.

Co się zmieniło przez ten miesiąc? Na pewno dobrą robotę zrobili włodarze klubu, którzy wytrzymali ciśnienie i przedwcześnie nie zwalniali zawodników. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że to ryzyko się opłaciło. Co prawda nadal pod kontraktami są Richard Thomas Guinn oraz Russell Robinson, ale to już naprawdę kwestia czasu, jak ci zawodnicy opuszczą Stelmet Zielona Góra. Niewiadomą jest także forma i przydatność do zespołu Davida Barlowa, który od kilku spotkań wyłącznie siedzi na ławce rezerwowych.

Po drugie, trzeba obiektywnie powiedzieć, że gracze Uvalina po prostu są w formie. Bardzo dobrze rozgrywa Łukasz Koszarek, który świetnie kontroluje tempo gry (średnio 6 asyst na mecz). W życiowej formie znajduje się Przemysław Zamojski, na którego w każdym meczu może liczyć serbski szkoleniowiec. W podobnym tonie można wypowiadać się o formie Vladimira Dragicevicia, który okazał się typowym "strzałem w dziesiątkę" działaczy Stelmetu Zielona Góra.

W czwartkowym meczu Christian Eyenga pokazał, że drzemią w nim wielkie umiejętności. Statystyki (14 punktów, 3 zbiórki, 2 asysty) nie do końca pokazują, to co wyprawiał na parkiecie rodowity Kongijczyk. Skrzydłowy Stelmetu był po prostu wszędzie - blokował rywali, biegał do kontry, fruwał nad obręczami. Gdyby mógł utrzymać taką dyspozycję w każdym meczu...

Nie wolno oczywiście zapominać o rezerwowych, którzy w Stelmecie odgrywają ważną rolę - Aaron Cel, Kamil Chanas, Marcin Sroka oraz Erving Walker. Cała ta czwórka robi naprawdę dobrą robotę na parkiecie i każdy z nich jest użytecznym zawodnikiem w rotacji serbskiego szkoleniowca.

Po zwycięstwie w Monachium rodzi się kluczowe pytanie - czy Stelmet jest w stanie pójść za ciosem i awansować do kolejnej fazy?

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: