Początek spotkania był pokazem siły w wykonaniu zawodniczek pochodzących zza Oceanu. Mnóstwo akcji podopieczne Stefana Svitka opierały o Jantel Lavender, która poza strefą podkoszową dość często znajdowała dla siebie pozycje na półdystansie skąd także seryjnie trafiała. Po raz kolejny udowodniła ona, że podczas dalszej części sezonu powinna być kluczowym elementem Białej Gwiazdy. Gdy dołączyła do niej znana ze świetnych umiejętności strzeleckich Allie Quigley przewaga miejscowych sięgnęła kilkunastu "oczek".
Przyjezdne również stworzyły sobie sporo okazji, lecz szwankowała przede wszystkim skuteczność. Daria Mieloszyńska-Zwolak czy Cathrine Kraayeveld, bohaterka poprzedniej konfrontacji z udziałem Artego generalnie obijały obręcz co nie zapewniło profitów. Tym bardziej, że mnóstwo zagrywek układano właśnie pod ową dwójkę. Wspierać próbowała je Leah Metcalf, tyle że podobnie jak partnerki wielokrotnie pudłowała, nawet przy osobistych.
Sytuacja drgnęła dopiero w drugiej kwarcie. Wiślaczki trochę spowolniły tempo i wynik brzmiał 28:34. Faworytki publiczności przy ulicy Reymonta dały się dwukrotnie zaskoczyć Annie Pietrzak. Eks-reprezentantka Polski przymierzyła zza linii 6, 75 m dając sygnał do walki. Pożyteczną robotę wykonała też Jessica Lawson, umiejętnie wyszukując wolny plac w polu trzech sekund.
Wspomnianemu duetowi odpowiedziała Zane Tamane. Łotyszka dzięki swojemu wzrostowi jeśli już uniosła piłkę do góry pozostawała poza zasięgiem rywalek. Między innymi za sprawą jej do przerwy wicemistrz kraju wygrywał 40:28 i mógł czuć się dość bezpiecznie.
Po zmianie stron utrzymywał on różnicę tej wielkości choć widowisko nieco straciło na atrakcyjności. Drużyny zdobywały mniej punktów. Spowodowała to poniekąd agresywniejsza, a niekiedy wręcz brutalna defensywa. Środkowa bydgoszczanek zażarcie "biła się" z wysokimi koszykarkami spod Wawelu. Owe pojedynki bardzo absorbowały sędziów, którzy w pewnym momencie nagminne rozdawali faule.
Opiekun euroligowego teamu natomiast zachęcał dziewczyny, by zachowały odpowiedni poziom koncentracji, ponieważ tylko wtedy ich poczynania przynoszą oczekiwane korzyści. Prośby zostały wysłuchane i w decydującej batalii padł ostateczny cios. Wisła przyspieszyła przeprowadzając parę udanych kontr. Tutaj wykazała się Erin Phillips lubiąca energiczną grę. Gdy sprytną penetrację wykonała Cristina Ouvina rezultat na tablicy świetlnej wskazywał 66:45. Stało się zatem jasne, że srebrnemu medalisty BLK nic nie zagrozi.
Dowodzony przez Tomasza Herkta zespół podczas drugiej połowy uzyskał zaledwie 22 punkty, a to zdecydowanie za mało jeśli chce się dorównać na wyjeździe potencjalnie silniejszemu przeciwnikowi. W rozegraniu szalała Metcalf, jednak ona i jej koleżanki po prostu nie dały rady wskórać nic więcej. Szczególnie, że pośród kolektywu brakowało zmienniczek, które wprowadziłyby świeżość. Warto dodać, iż szybko występ zakończyła Justyna Jeziorna. Polka po starciu z Lavender doznała rozcięcia w okolicach łuku brwiowego.
Wisła Can Pack Kraków - Artego Bydgoszcz 68:50 (24:13, 16:15, 11:15, 17:7)
Wisła: Jantel Lavender 16, Zane Tamane 15, Erin Phillips 9, Allie Quigley 8, Paulina Pawlak 6, Justyna Żurowska 6, Agnieszka Szott-Hejmej 6, Cristina Quvina 2, Marta Jujka 0, Katarzyna Krężel 0.
Artego: Jessica Lawson 14, Anna Pietrzak 13, Lea Metcafl 10, Cathrine Kraayeveld 7, Daria Mieloszyńska-Zwolak 6, Monika Maj 0, Justyna Jeziorna 0.