Na tym etapie błędy są czymś normalnym - rozmowa ze Stefanem Svitkiem, trenerem Wisły Can Pack Kraków

Biała Gwiazda w miniony weekend dwukrotnie pokonała ROW Rybnik. W jej postawie pojawiły się pozytywne symptomy, choć do ideału jeszcze daleko.

Adam Popek: Zespół ma za sobą dwa mecze sparingowe. Oba wygraliście choć w niedzielę końcówka była dość nerwowa.

Stefan Svitek: Ważne, że rozstrzygnęliśmy ją na naszą korzyść. Jeśli chodzi o atak, to nie mieliśmy specjalnie problemów. W pierwszej kwarcie uzyskaliśmy trzydzieści dwa "oczka" i prezentowaliśmy całkiem niezły basket. Uważam natomiast, że całość wyglądałaby ciekawiej gdybyśmy dokładniej wykańczali poszczególne akcje. Miejsca nie brakowało, lecz szwankowała skuteczność.

Późniejsze odsłony przyniosły lekki impas.

- Trochę kłopotów zaistniało przy obronie, gdzie parokrotnie właściwie podarowaliśmy rywalom punkty. Ostatecznie straciliśmy ich łącznie sześćdziesiąt pięć, więc nie tak dużo. Jednak po zmianie stron poziom rzeczywiście nieco spadł i wynik oscylował wokół remisu.

Słowacki szkoleniowiec dostrzega uchybienia w grze swojego kolektywu, ale jednocześnie przekonuje, że dzięki ciężkiej pracy zostaną one wyeliminowane
Słowacki szkoleniowiec dostrzega uchybienia w grze swojego kolektywu, ale jednocześnie przekonuje, że dzięki ciężkiej pracy zostaną one wyeliminowane

Zawiodła poniekąd koncentracja?

- Tak. Chwilami nie było pełnego skupienia. Musimy zdawać sobie sprawę, że powinniśmy utrzymywać odpowiednie nastawienie mentalne najlepiej czterdzieści minut. Jedna czy dwie "ćwiartki" to za mało. Pracujemy nad tym elementem, ale czasami trudno zachować sferę psychiczną w gotowości przez dłuższy okres.

Jest Pan zły, że nie udaje się jeszcze realizować wszystkich założeń?

- Nic z tych rzeczy! Doceniam fakt, iż wypracowywaliśmy wiele pozycji strzeleckich pod koszem i dalej, w okolicach linii 6,75 m. Zatem już widnieje pewien fundament. A na takim etapie przygotowań błędy, nieporozumienia są czymś normalnym.

Nawiązując do wcześniejszych słów część tego docelowego jak mogę przypuszczać oblicza Wisły widzieliśmy w początkowych fragmentach.

- Próbowaliśmy wyzwolić sportową agresję, mocno naciskać i narzucić swoje warunki. W większym wymiarze nie utrzymaliśmy tego tempa. Do tylnej formacji wkradła się pasywność. Pozwoliliśmy przeciwniczkom, a głównie dwóm Amerykankom nabrać wiatru w żagle. Zostawialiśmy zbyt często wolną przestrzeń.

Pod koniec obecnego tygodnia drużyna wystąpi na towarzyskim turniej w Trutnovie, gdzie zmierzy się z oponentami europejskiej klasy.

- Owszem. Cała stawka reprezentuje określoną rangę. My powalczymy tam i jednocześnie porównamy się w stosunku do reszty pucharowiczów. Czekają nas ciężkie przeprawy, dlatego nie obędzie się bez mozolnego wysiłku oraz determinacji.

Łatwo dostrzec, że mnóstwo uwagi poświęcanie defensywie. U pana zajmuje chyba czołowy plac w hierarchii wartości?

- Ona daje pewność siebie, przewagę. Wielokrotnie bowiem po przeciwnej stronie parkietu różnie się dzieje. Wtedy trzeba jakoś niwelować mankamenty. Każdego dnia chcemy notować progres w wymienionym względzie i być nieustępliwym. To de facto coś, od czego zaczynamy. Kiedy nie ma finezji należy umieć daną konfrontację wyszarpać.

Następne potyczki pokażą lepszy wizerunek teamu?

- Życzyłbym sobie tego.

Komentarze (0)