Michał Fałkowski: Mówi się o tobie, i ja chyba też się pod tym podpiszę, że jesteś graczem "bez systemu nerwowego". Nie ma dla ciebie znaczenia czy w trudnym momencie rzucasz trójkę Anwilowi, Polpharmie czy może reprezentacji Turcji na EuroBaskecie. Zgodzisz się?
Piotr Pamuła: Grając z lepszymi, na pewno jest mi łatwiej się skoncentrować. Najlepszy przykład to rzeczywiście wspominany EuroBasket sprzed dwóch lat, gdy wszedłem na moment i oddawałem rzut z trudnym momencie, w końcówce meczu. Zresztą, u mnie kadra zawsze wyzwalała tak wyjątkową koncentrację, że nawet jak siedziałem na ławce rezerwowych, to miałem wrażenie, że byłem mocniej skoncentrowany od tych, którzy byli na placu gry. Powiem więcej, ciężej mi skoncentrować się na mecz sparingowy, niż na mecz z dobrym rywalem.
Z czego wynika ta twoja "zimnokrwistość"? Gdzie upatrujesz przyczyn? Geny? Charakter? Środowisko, w którym się wychowałeś? A może po prostu treningi?
- Opowiem taką historię - finał Mistrzostw Polski juniorów starszych sprzed kilku lat w Gdyni. W całym turnieju pudłowałem niemiłosiernie. Mecze na poziomie 2/11 za trzy, 1/9... To była wielka frustracja, ale mimo to trenerzy Mladen Starcević czy Arkadiusz Miłoszewski nadal motywowali mnie do tego, bym rzucał. I pamiętam, że na siedem minut przed końcem meczu finałowego, w którym nie grałem dobrze, skręciłem kostkę na tyle mocno, że gdy lekarz mnie zatejpował, to ledwo założyłem buta. Wszedłem jednak na parkiet i z tej frustracji zdobyłem chyba 11 punktów w trzy minuty, trafiając dwukrotnie zza łuku. Wtedy zrozumiałem po co trenerzy pchali mnie cały czas do przodu. Zrozumiałem, że nawet jak nie idzie, to ja jestem strzelcem i muszę być gotowy by oddać ważny rzut w najważniejszym momencie meczu.
[b]
Umiejętności rodzą się w bólach?[/b]
- To tylko jeden przykład, ale rzeczywiście coś w tym jest. Jestem zdania, że to, co umiem, to nie są geny. Od urodzenia mamy może jakiś talent, ale trzeba go koniecznie rozwijać. I nawet nie o trening fizyczny czy techniczny mi chodzi, ale o mentalny. Dla rzucającego 60 procent to psychika. Celne rzuty to przede wszystkim mentalność.
Pochodzisz jednak z usportowionej rodziny...
- Tak, mój ojciec jest trenerem, ale również moja mama grała w koszykówkę, tak samo jak siostra. Teraz już nie ma na to czasu, ale kiedyś, zdarzało mi się chodzić z mamą porzucać na kosz i bardzo często bywało tak, że mama rzucała 10 na 10 z linii osobistych (śmiech).
Czyli jednak geny (śmiech)...
- Ok, niech będzie, ale bez pracy i treningów na nic by się zdały.
Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że jesteś trochę zawodnikiem jednego zagrania? Mam na myśli rzuty trzypunktowe oczywiście...
- Na pierwszym miejscu jeśli chodzi o moje umiejętności, z pewnością są rzuty za trzy, a potem, jeśli coś jest na drugim,, to na pewno mam w tym elemencie jeszcze rezerwy. I to kolejny powód, dla którego trafiłem do Włocławka. Trener Bogicević zapewnił mnie, że będziemy pracować mocno np. nad penetracją. Jestem strzelcem, więc wiadomo, że obrońcy kryją mnie blisko. A gdy kryją blisko, to łatwiej o minięcie i penetrację. Na pewno repertuar zagrań muszę poprawić i będę to robił we Włocławku.
Te rzuty trzypunktowe to również szkoła twojego ojca?
- Tak. Już w Stalowej Woli mój ojciec zwracał na to bardzo dużą uwagę, ale na początku nie pozwalał mi na wiele w tym aspekcie. Ja miałem bardzo dziwny rzut, koślawy, łokcie ustawione pod dziwnym kątem. I pamiętam, że kiedyś całe wakacje spędziłem na poprawianiu techniki, poprawnym ustawianiu łokci. To była katorga, bo na początku piłka ledwie muskała obręcze... Ale pracowałem na tyle mocno, że już po wakacjach ojciec pozwolił mi rzucać z dystansu i dla mnie to była euforia, wielka nagroda. Choć przyznam szczerze, że nie mam doskonałej techniki rzutu, bo nadal trzymam piłkę trochę z boku i gdzieś wysoko nad głową.
[b]
Arvydas Eitutavicius, który również ma nietypową technikę rzutu, zawsze mówił, że jeśli trafia to nie ma sensu rozmawiać na ten temat...[/b]
- I ma rację. Ja swojej techniki już nie poprawę, nie mam 18 lat. Teraz mogę pracować tylko nad układem ciała np. po wyjściu po zasłonie czy nad pracą nóg.
Będziesz jednym z trzech podstawowych obrońców Anwilu obok Dusana Katnicia i Elijah Johnsona. Wąska rotacja była kolejnym argumentem "za"?
- Nie patrzyłem na to w ten sposób. Może i mamy wąską rotację, ale i wielką wymienność pozycji. Ja osobiście nie mam żadnych wymagań, by grać na tej, czy innej pozycji, by grać w pierwszej piątce, czy wychodzić z ławki. Powiem więcej, kiedyś miałem w swojej karierze taki okres, że wychodziłem do gry później i bardzo mi to odpowiadało.
Ważniejsze jest, parafrazując słynny cytat, kto kończy, a nie kto zaczyna?
- Trochę tak. Dla mnie pierwsza piątka może się zmieniać co mecz, albo i nie, ale najistotniejsze to wygrać spotkanie. Zresztą, w przypadku Anwilu nie sądzę by było tak, że ktoś mógłby przesiedzieć cały mecz na ławce. Mamy kilkuosobową rotację i wszyscy musimy skupić się na tym, by nie być w słabej formie, bo każdy, kto wchodzi do gry, musi wspomóc zespół, jak nie w ataku, bo nie co tydzień zagra się na 5/5 za trzy, to chociaż w obronie.
Nawet jeśli nie będzie S5, to na pewno i tak 20-30 na parkiecie spędzi. Jest chyba tylko trochę obawa że większość z tego czasu spędzi za linią 6,7 Czytaj całość