[b]
Karol Wasiek: Z niesamowitą energią rozpoczęliście to sobotnie spotkanie z Anwilem Włocławek. Tej energii chyba później jednak zabrakło..[/b]
Tomasz Śnieg: Takie mieliśmy założenie, żeby od początku narzucić własne warunki. To są play-offy i tutaj nie ma co się oszczędzać. Dopóki było dużo sił to ta gra wyglądała bardzo dobrze. Musieliśmy sobie radzić w sześciu zawodników, bo Piotrek Pamuła był wyłączony z gry, a Robert Witka nie trenował z nami z powodów zatrucia pokarmowego. W drugiej połowie Anwil znacznie przyspieszył i nas po prostu dogonił. Szkoda, bo mieliśmy aż czternaście punktów przewagi.
Kiedy zaczęliście czuć, że tej energii wam zaczyna brakować?
- Myślę, że w czwartej kwarcie zaczęło nam brakować sił, ale trzeba na to spojrzeć całościowo, ponieważ w całym meczu mieliśmy tylko sześciu ludzi do zmiany plus nie w pełni zdrowy Robert Witka. Nie ma co ukrywać, że grając sześcioma zawodnikami to gdzieś trzeba odpuścić. Nie jednego z nas kusiło czasami, żeby zostać na całym boisku i też męczyć Krzysztofa Szubargę, ale gdzieś musieliśmy tę benzynę trzymać na resztę spotkania.
[b]
Do tego zwycięstwa zabrakło naprawdę niewiele. Pewnie żałujecie podwójnie tej porażki z racji tego, że było to premierowe spotkanie i w tym momencie przewagę własnego parkietu ma już Anwil Włocławek.
[/b]
- Chcieliśmy wygrać dwa spotkania u siebie i jechać do Włocławka powalczyć o kolejne. Szkoda, że się nie udało, ale trzeba patrzeć do przodu. Liczę, że na poniedziałek wrócą do nas Robert Witka oraz Piotr Pamuła i będziemy w optymalnym składzie.
Widzisz wciąż szanse na wygranie tej serii?
- Na pewno tak, ale nie ukrywajmy tego, że w tygodniu poprzedzającym mecz mieliśmy wiele problemów. Nie mogliśmy odbyć praktycznie żadnego normalnego treningu. Sam miałem kłopoty z nadgarstkiem i do treningów wróciłem dopiero w piątek. Nie mieliśmy tego normalnego cyklu treningowego.
Anwil czymś was zaskoczył?
- Widać było ewidentnie, iż w porównaniu do tego spotkania z "szóstek" grali o wiele twardziej, agresywniej. Krzysztof Szubarga napędzał kontrataki, chcieli nas zmęczyć, kryli na całym boisku. Myślę, że tą agresją chcieli nam wybić to zwycięstwo z głów.
Poprzez to całe zamieszenie w klubie dla Tomasza Śniega pojawiła się chyba życiowa szansa, bo stałeś się pierwszym rozgrywającym Asseco Prokomu Gdynia - obecnego mistrza Polski.
- Przychodziłem do Asseco Prokomu jako trzeci rozgrywający, praktycznie nie wychodziłem na parkiet. Później byłem w Starcie Gdynia. Po tych wszystkich perturbacjach, które tutaj były w klubie, wróciłem i stałem się rezerwowym dla Łukasza Koszarka. Później on też odszedł i zostałem pierwszym rozgrywającym. Mam szansę się tutaj pokazać, ogrywać w większym wymiarze czasowym.
Masz takie poczucie, że wykorzystujesz tę szansę, która się tutaj nadarzyła?
- Myślę, że tak, ale stać mnie na więcej. Nie ukrywam, że długo musiałem się adoptować do sytuacji, w której spędzam 30 minut na parkiecie, ponieważ na początku oglądałem kolegów z perspektywy ławki rezerwowych.
Była frustracja związana z tym, że ogląda się kolegów z ławki rezerwowych?
- Było bardzo ciężko się zaadoptować do takiej sytuacji, że nie byłem w ogóle brany pod uwagę przez trenera Kemzurę. Początek sezonu mieliśmy bardzo trudny, ponieważ nie przepracowaliśmy praktycznie w ogóle okresu przygotowawczego. Mecze miały wyglądać zupełnie inaczej. Mieliśmy pewnie pokonywać każdego rywala z TBL, a było zupełnie inaczej. My cały czas byliśmy na etapie zgrywania.
Jaka przyszłość czeka Tomasza Śniega?
- Nie myślę o tym. Skończmy play-offy i wówczas zacznę myśleć o przyszłości. Zobaczymy, co życie pokaże. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość.
Myślisz o grze w reprezentacji Polski?
- Jeżeli po raz kolejny dostanę powołanie to pojadę powalczyć o miejsce w składzie. Prawda jest taka, że Łukasz Koszarek, Robert Skibniewski i Krzysztof Szubarga to są topowi rozgrywający w Polsce. Będę dążył do tego, żeby kiedyś prezentować podobny poziom.