Wygrani i przegrani letniego okienka transferowego w NBA

Okienko transferowe to taki specyficzny okres w kalendarzu NBA, kiedy równe szanse mają zdecydowanie wszystkie drużyny ligowe. Trafiony wybór w drafcie czy zakontraktowanie wysokiej klasy zawodnika z listy wolnych agentów może błyskawicznie zmień oblicze każdego zespołu. Tegoroczne lato jak zawsze obfitowało w wiele ciekawych ruchów transferowych, które już wkrótce poddane zostaną empirycznej weryfikacji na parkietach najlepszej koszykarskiej ligi na świecie.

W tym artykule dowiesz się o:

Bez wątpienia największym zwycięzcą tegorocznego okienka transferowego jest Philadelphia 76ers. "Szóstki" po pierwsze zatrzymały w zespole lidera i najlepszego strzelca Andre Iguodalę oraz czołowego zmiennika Louisa Williamsa. Po drugie, niemniej ważne, wzmocniono kadrę podkoszowym z najwyższej półki. Elton Brand to zawodnik, który był potrzebny Philly i wydaje się, że będzie brakującym elementem układanki trenera Maurice’a Cheeksa. 29-letni silny skrzydłowy to król pola 3 sekund oraz świetny strzelec. Wraz z Samuelem Dalembertem powinni stworzyć jeden z najgroźniejszych duetów podkoszowych na Wschodzie. Co więcej, drużynę wzmocniło także dwóch weteranów - Donyell Marshall i Theo Ratliff, którzy mogą okazać się bardzo istotnym wzmocnieniem w kluczowych momentach sezonu. Taki skład pozwala kibicom "Szóstek" z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość. Wydaje się, że po kilku chudych latach ekipa z Pensylwanii ponownie będzie stanowiła o sile Konferencji Wschodniej.

Początkowo wydawało się, że prawdziwy dream team zbuduje Los Angeles Clippers. Do Kalifornii sprowadzono jednego z najlepszych rozgrywający w lidze Barona Davisa, co nastąpiło poniekąd na życzenie Eltona Branda. Silny skrzydłowy Clipps tak mocno naciskał na władze klubu w sprawie sprowadzenia zawodnika formatu All Star, że... sam odszedł z zespołu. Szybko jednak załatano dziurę pod koszem i to bodaj najlepszym defensorem wśród centrów – Marcusem Cambym. W miejsce Corey’a Maggette, który powędrował do Golden State Warriors, zakontraktowano solidnego i od wielu lat nie schodzącego poniżej pewnego poziomu Ricky’ego Davisa. Jeśli do tego dodamy doświadczonych zmienników - Jasona Williamsa i Briana Skinnera to prezentuje nam się zupełnie inne oblicze Los Angeles Clippers. Drużyna, która w ostatniej dekadzie tylko raz awansowała do rozgrywek play off, ma duże szanse namieszać w zawsze niezwykle silnej Konferencji Zachodniej. Trudno jednak wyrokować czy podopieczni Mike’a Dunleavy’ego zwojują coś więcej niż tylko sam awans do play off.

Lato 2008 roku miło wspominać będą także sympatycy Portland Trail Blazers. Drużyna ze stanu Oregon nie zanotowała żadnych spektakularnych transferów, lecz ich skład w nadchodzącym sezonie prezentować się będzie więcej niż solidnie. Pierwszą i najważniejszą informacją jest fakt, że do pełni zdrowia powrócił Greg Oden, który mimo że był wybrany w ubiegłorocznym drafcie, to nie zdążył jeszcze zadebiutować na parkietach NBA. Po drugie, "Smugi" kolejny raz wykazały się instynktem podczas draftu, ściągając do zespołu Jerryda Baylessa (wymiana z Indianą Pacers). 20-latek miał pierwotnie pełnić rolę rozgrywającego, lecz po fantastycznej postawie w Las Vegas Summer League (średnio 29,8 punktów na mecz!) niespodziewanie jego pozycja na parkiecie stała się zagadką. Po trzecie w końcu, do amerykańskiej ligi zawita bodaj najlepszy strzelec Starego Kontynentu, Rudy Fernandez. Cudowne dziecko hiszpańskiej koszykówki w poprzednim sezonie brylowało i zadziwiało zarówno w rodzimych rozgrywkach jak i na parkietach ULEB Cup, a włodarze Portland Trail Blazers tylko zacierali ręce. Fernandez został bowiem wybrany w drafcie 2007 roku i przez rok zbierał szlify, aby w odpowiednim momencie przenieść się za ocean.

Po stronie przegranych kończącego się lata należy zapisać przede wszystkim Atlantę Hawks. Drużyna ze stanu Georgia ocknęła się po kilku latach niebytu w czołówce NBA i awansowała w końcu do play off. Tam dzielnie toczyła boje z późniejszymi triumfatorami całej ligi - Boston Celtics, odpadając dopiero po 7-meczowej rywalizacji. Wydawało się, że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku, lecz kilka ostatnich miesięcy zaprzecza tej tezie. Zaczęło się dobrze, bowiem zwolniony został Billy Knight, nieporadny generalny menedżer, który podejmował złe decyzje w kilku ostatnich draftach. Poszukiwania jego następcy okazały się nie lada problemem, ponieważ kilku menedżerów odmówiło i zdecydowano się postawić na Ricka Sunda, mającego za sobą nieudaną przeszłość w Detroit Pistons i Seattle Supersonics. W klubie pozostał z kolei dotychczasowy szkoleniowiec, Mike Woodson. Wyniki co prawda powinny bronić trenera, lecz powszechnie wiadome było, że atmosfera w zespole i styl pracy Woodsona pozostawiały wiele do życzenia. Największą burę "Jastrzębie" muszą otrzymać za Josha Childressa, którego stracili w niezwykle frajerski sposób. Na domiar złego wystąpiły problemy z nowym kontraktem dla Josha Smitha. Lider Atlanty ostatecznie został w zespole, choć cała otoczka wokół klubu nie wróży dobrze przed nowym sezonem.

Powodów do zadowolenia nie mają także kibice Denver Nuggets. Ich pupile od 5 sezonów uzyskują awans do rozgrywek play off, lecz za każdym razem żegnają się z walką o najwyższe cele już w pierwszej rundzie. W poprzednim sezonie największą siłą zespołu z Kolorado był duet strzelców Allen Iverson - Carmelo Anthony oraz król strefy podkoszowej Marcus Camby. Filar defensywy oraz specjalista od blokowania rzutów rywali nie zagra już jednak w błękitnym trykocie, bowiem dość niespodziewanie został sprzedany do Los Angeles Clippers. Drużyna prowadzona przez George’a Karla straciła tym samym ostatnią ostoję defensywy, co zapewne negatywnie wpłynie na postawę w nadchodzącym sezonie. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby wiecznie kontuzjowany Nene był w stanie zatrzymać Amare Stoudemire’a czy Dwighta Howarda. Także poczynione wzmocnienia (Jones, Balkman, Andersen) nie powalają na kolana, tak więc znów cała nadzieja spoczywać będzie w ofensywnej sile zespołu. Nie wykluczone jednak, że po raz pierwszy od czasu angażu trenera Karla, Nuggets nie zagrają w play off.

Letnie okienko transferowe przespali także włodarze Memphis Grizzlies. "Niedźwiadki" były obok Philadelphii 76ers jedyną drużyną, która dysponowała pokaźną sumą pieniędzy na transfery. Priorytetem ma być niby lato 2009, lecz można było śmiało już w tym roku dokonać poważnego wzmocnienia, jak to uczyniła Philadelphia czy LA Clippers. Memphis pozyskało podczas draftu świetnie zapowiadającego się strzelca O.J. Mayo, który zasili w zespole niezwykle szeroką kolonię zawodników obwodowych. Na tych właśnie pozycjach trener Marc Iavaroni będzie miał z kogo wybierać, czego nie można powiedzieć o graczach podkoszowych. Kibice Grizzlies liczą, że w ślady brata pójdzie Marc Gasol i także będzie pierwszoplanową postacią. Warto również będzie przyjrzeć się bliżej pierwszemu irańskiemu zawodnikowi w NBA, który pokazał kawałek swoich niemałych umiejętności podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Po fatalnych dwóch ostatnich sezonach, zapowiadają się znów rozgrywki, gdzie "Niedźwiadki" nie będą zainteresowane walką o najwyższe cele.

Te i inne transfery jak przemeblowały składy wielu drużyn, które po kilku latach słabej gry powracają do ścisłej elity, lub mają aspirację przeistaczania się z ligowych średniaków w ligowych mocarzy. Wszystkie ruchy kadrowe jak zawsze zweryfikuje walka na parkiecie, której początek już z końcem października. Możemy być jednak pewni, że nadchodzący sezon będzie równie emocjonujący i ciekawy jak poprzedni, ponieważ oprócz kilku stałych faworytów w obu konferencjach, pojawi się wiele nowych ekip zdolnych osiągnąć bardzo wiele. Właśnie dzięki tym ruchom transferowym.

Komentarze (0)