- Na pewno spodziewaliśmy się trudnego meczu, ale czy aż tak trudnego - chyba jednak nie. Wiedzieliśmy oczywiście, że oni są na fali, że złapali formę i że w ich zespole praktycznie każdy potrafi rzucić z daleka i ten mecz kosztował nas naprawdę dużo sił - komentuje sobotnie spotkanie trener Milija Bogicević.
Koszykarze Anwilu Włocławek wygrywali w połowie pierwszej kwarty 16:10, lecz kilka udanych akcji zawodników Polpharmy Starogard Gdański pozwoliło im objąć prowadzenie 19:16 i od tego momentu to goście przejęli inicjatywę, prowadząc praktycznie nieprzerwanie przez około 20 kolejnych minut. Dopiero seria punktów Krzysztofa Szubargi i Marcusa Ginyarda pozwoliła wyjść włocławianom na prowadzenie 73:69, a gdy za trzy trafił Nikola Jovanović było 83:78 na czterdzieści sekund przed końcem i zwycięstwo znalazło się na wyciągnięcie ręki.
- Wielkie słowa uznania dla Krzyśka, który po raz kolejny ciągnął nasz zespół w ataku - mówi serbski szkoleniowiec Anwilu, odnosząc się także do kwestii tego, że playmaker ponownie musiał przebywać na parkiecie przez ponad 30 minut. - Przede wszystkim, Krzysiek nie pokazał, że chce zmiany, a ponadto ja wiem, że on lubi grać i woli przeżywać mecz na parkiecie, niż na ławce.
Warto odnotować, że "Rottweilery" pokonały rywala, choć trener Bogicević nie mógł skorzystać z dwóch podstawowych zawodników. Arvydas Eitutavicius doznał kontuzji w meczu ze Śląskiem Wrocław, zaś Adam Łapeta przechodził ostatnio grypę. - Dopiero w przyszłym tygodniu okaże się jak groźna jest kontuzja Arvydasa. Adam z kolei zachorował i planowałem korzystać z niego tylko jeśli to by było absolutnie koniecznie - dodaje trener Anwilu.
Dzięki zwycięstwu nad Polpharmą 90:87, Anwil jeszcze bardziej przybliżył się do górnej szóstki po sezonie zasadniczym. - Żeby mieć pewność, według mnie musimy wygrać jeszcze co najmniej dwa mecze. Ale ja nie mam takiego podejścia. Jak wygramy te dwa mecze to, co? Mam powiedzieć, że wystarczy, że przestajemy grać? Nie, w tej chwili nie kalkulujemy, tylko walczymy o jak najwyższą lokatę - kończy Bogicević.