Beniaminek FGE chwilami prezentował się całkiem przyzwoicie. Potrafił w miarę skutecznie wykorzystywać swoje atuty i zanotować kilka udanych zagrań pod rząd. Niestety w większości przypadków musiał uznać wyższość krajowego potentata, co widoczne było zwłaszcza w drugiej "ćwiartce". - Momentami pojawiała się niepotrzebna nerwowość i brak zaufania do własnych umiejętności. Niemniej pokazaliśmy tyle, ile byliśmy w stanie - uważa trener Wojciech Downar-Zapolski.
Zaraz potem dodaje już z nieco większym optymizmem. - Poza jedną kwartą, przegraną przez mój zespół 7:21, w pozostałych nie obserwowało się aż takiej różnicy.
Rzeczywiście ani wcześniej, ani później ogólny rezultat nie wzrastał jakoś drastycznie na korzyść faworyzowanych gospodyń. W związku z tym też rzeszowiankom pozostaje uczynić to, co stanowiło ich domenę przez dużą część pierwszej części sezonu zasadniczego, czyli spróbować docenić skromne pozytywy. - Dla nas jako beniaminka to naprawdę duży zaszczyt móc grać przeciwko Wiśle. Pewnie część zawodniczek w jakiś szczególny sposób przeżywała swój występ rywalizując z gwiazdami pokroju Tiny Charles, Anke DeMondt czy Alany Beard - słusznie zauważa coach AZS-u.
Niewykluczone, że zebrana lekcja znów znajdzie pozytywne przełożenie w konfrontacjach z teoretycznie słabszymi oponentami. Niemniej na chwilę obecną nawet Downar-Zapolski przyznał, iż Akademiczkom bardzo daleko do poziomu ekstraklasowej czołówki. - To Wisła dominowała i chyba nikt nie oczekiwał innego scenariusza - kończy.