Co ciekawe, mistrzynie Polski w Brnie przez długi czas utrzymywały się na prowadzeniu i przynajmniej można było odnieść wrażenie, że zmierzają w dobrym kierunku. Zresztą gdy osiągnęły dziesięciopunktową przewagę niedługo po długiej przerwie nic nie wskazywało na to, by za moment miały ją stracić. - Zagrałyśmy dobrze w pierwszej połowie meczu i częściowo również w drugiej. Wtedy ogólnie rzecz biorąc sprawy układały się wedle oczekiwań - opisuje Cristina Ouvina.
Potem jednak scenariusz przybrał zupełnie inny obrót. Czeszki w mgnieniu oka odrobiły straty i tak naprawdę nikt nie był w stanie przewidzieć kto tego wieczoru zgarnie pełną pulę. - W ostatniej kwarcie zanotowałyśmy kilka niepotrzebnych strat, które ułatwiły zadanie przeciwnikowi. Dodatkowo przestałyśmy bronić i pozostawiłyśmy miejscowym zawodniczkom zbyt wiele swobody w decydujących fragmentach.
Odnotować trzeba, że mimo tych pomyłek małopolski team mógł rozstrzygnąć losy rywalizacji w regulaminowym czasie, lecz kilka sekund przed syreną jego najważniejsza postać, Tina Charles spudłowała. - Niestety rzucałyśmy głównie z nieprzygotowanych pozycji - dodaje Hiszpanka.
Dogrywka zaś identycznie jak tydzień wcześniej nie była pomyślna dla wiślaczek. Nie pomogła ambicja oraz starania wspomnianej Amerykanki. Złoty medalista FGE musiał uznać wyższość podopiecznych Jana Bobrovskiego i mocno skomplikował sobie sytuację w grupie A międzynarodowych rozgrywek. - Potyczka w końcówce przybrała dramatyczny wymiar. Zabrakło szczęścia. Pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem los się do nas uśmiechnie - kończy niepocieszona 22-letnia rozgrywająca.