Strzałem w dziesiątkę okazało się pozyskanie Marcela Wilczka. Już w debiucie zaliczył on double-double, lecz Wikana Start Lublin i tak przegrał z BM SLAM Stalą Ostrów Wlkp. 65:88. Natomiast w niedzielę rządził pod koszem i poprowadził zespół do zwycięstwa z Budimpex-Polonią Przemyśl. - To zwycięstwo było nam potrzebne jak tlen, bo początek sezonu nie był najlepszy. Mam nadzieję, że takie mecze będą standardem. Każdy chce być najlepszy, aczkolwiek najważniejsze jest dobro drużyny. Ja mogę zagrać w jednym meczu lepiej, zebrać więcej piłek czy rzucić więcej punktów, ale w następnym spotkaniu równie dobrze jakiś kolega może pociągnąć drużynę i dzięki temu wygrać. Mam nadzieję, że wszyscy po kolei będziemy rotowali punktami i zbiórkami, a gra będzie drużynowa - ocenia 26-latek.
Były zawodnik NETO PTG Sokoła Łańcut zapisał na swoim koncie 21 punktów oraz 11 zbiórek, do tego dołożył 3 przechwyty. Nie rozpływa się jednak nad swoją grą, lecz dostrzega w niej mankamenty. - Muszę popracować nad osobistymi, bo było niewiele ponad 50 procent i mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej - przekonuje.
Latem wydawało się, że Wilczek złapał Pana Boga za nogi. W sierpniu podpisał kontrakt z Rosą Radom i zadebiutował w Tauron Basket Lidze, jednakże jego przygoda z ekstraklasą trwała tylko do października. Sam zawodnik między wierszami przyznaje, że nie chodziło wyłącznie o sprawy sportowe, ale nie zamierza wdawać się w szczegóły. - Nie chcę wyciągać tego na światło dzienne. Zmieniłem otoczenie, tak samo druga strona tego chciała. Myślę, że wyjdzie mi to na dobre i jeszcze będę miał szansę zagrać w tej najwyższej klasie. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się wrócić i pokazać, że jednak zasługuję chociaż na 15-20 minut solidnej gry w ekstraklasie. Propozycja z Lublina najbardziej przypadła mi do gustu. Mam nadzieję, że pomogę chłopakom wyjść z tego małego dołka, na koniec znajdziemy się w ósemce i będziemy grać w play-off - wyjaśnia Wilczek.