Karol Wasiek: Powiedz Michał, to był chyba dla ciebie idealny mecz, taki na przełamanie po ostatnim słabszym występie z Polpharmą Starogard Gdański, gdzie zdobyłeś tylko dwa punkty?
Michał Jankowski: Jak już mówiłem, te indywidualne osiągnięcia nie mają jakiegoś tam większego znaczenia. Oczywiście mogłem dać więcej punktów, ale zespół Polpharmy skupił się na mnie i moi koledzy mieli otwarte pozycje, więc im podawałem. Jakbyśmy wygrali, nie byłoby żadnych pretensji, a że przegraliśmy, no to oczywiście jest tam jakiś żal, że nie pociągnąłem tego, ale teraz się cieszę, podwójne zwycięstwo, więc to jest dla nas nagroda, więc ekstra.
Wraz z kolegami chyba sprawiliście niemałą niespodziankę pokonując AZS Koszalin, który był na papierze faworytem tego spotkania?
- Na pewno tak. Wcześniejsze mecze oglądaliśmy ich, mieliśmy jakiś tam respekt, czuliśmy na pewno, ale gdzieś mieliśmy w głowie, że dwa razy z nimi wygraliśmy w meczach sparingowych i też taką pewność siebie, że musimy wygrać ten mecz u siebie. Tym bardziej, że po tej porażce, to się należało i trenerom, którzy nas bardzo dobrze przygotowują do meczów i kibicom, którzy tutaj przychodzą i nas dopingują, więc czuliśmy jakąś presję, żeby wygrać i udało się, więc jest super.
Może to jest tak, że wy po prostu lubicie grać z tymi drużynami lepszymi, które są faworytami przed spotkaniem i na was nie ciąży żadna presja?
- Na nas ogólnie nie ma jakiejś tam presji. Oczywiście chcemy wygrywać, to jest najważniejsze tutaj. Nikt nie gra, żeby przegrywać, nikt tego nie lubi, ale najważniejsze jest to, żebyśmy my tych młodych zawodników dobrze adoptowali do ekstraklasy, żeby oni się rozwijali, żeby pokazywali, że ich kariery się dobrze rozwijały, a przy okazji chcemy pokazywać dobrą koszykówkę. Wszystkim na tym zależy, jesteśmy tutaj, praktycznie każdy, pierwszy raz w jakiejś tam roli takiej ważnej w ekstraklasie i każdy chce się też pokazać z dobrej strony i chcemy też dobrze reprezentować klub. Chcemy pokazać, ze to nie jest przypadek, że ta druga drużyna jest w ekstraklasie, że nie jesteśmy gorsi od Asseco Prokomu, warto też przyjść na ten mecz i po prostu warto stawiać też na Polaków i że będziemy wygrywali.
Patrząc na waszą postawę w meczu z Koszalinem, szczególnie w pierwszej połowie, to dłonie same składały się do braw. Była ona naprawdę świetna w waszym wykonaniu. 47 punktów, ofensywnie, szybko, kombinacyjnie, naprawdę to mogło się podobać kibicom.
- To jest na pewno to, nad czym pracujemy. Pierwsza połowa rzeczywiście pokazała tę drogę, którą chcemy iść i jak chcemy grać, to, jaki styl chcemy prezentować w lidze i pierwsza połowa jakby była tego odzwierciedleniem. Aczkolwiek w drugiej połowie znowu musieliśmy zapłacić tzw. frycowe, takie młodzieńcze błędy, otwarte pozycje dla Koszalina, które wykorzystali. Na szczęście wygraliśmy, więc powiedzmy, że nikt na razie nie będzie nas z tego rozliczał, ale myślę, że trener nam na to zwróci uwagę i spróbujemy naprawić takie błędy.
Czyli trener przede wszystkim wymaga od was takiego szybkiego przejścia z obrony do ataku? To ma być wasz taki znak rozpoznawczy?
- Na pewno mamy taką drużynę, w której jest wielu młodych zawodników, bardziej wybieganych, więc tym chcemy na pewno nadrabiać brak doświadczenia. Mamy mobilnych graczy też na pozycjach wysokich.
Powiedz, z czego wynikają takie przestoje w waszej grze? Bardzo szybko straciliście przewagę w drugiej połowie. Z czego to wynikało?
- Myślę, że na to składa się kilka elementów. Tak naprawdę, tak, jak mówisz - brak koncentracji, a brak koncentracji bierze się ze zmęczenia, czyli im idziemy bardziej w mecz – jesteśmy bardziej zmęczeni, mamy słabszą koncentrację, z tego robią się otwarte pozycje. Oni mają bardzo dobry zespół, bardzo dobrze zbilansowany, więc od razu to potrafili wykorzystać, znajdowali zawodników na wolnych pozycjach i mieli świetną skuteczność w drugiej połowie. I tak naprawdę z tego się to wzięło. Trener wziął czas, spróbowaliśmy jakoś zareagować i udało się, dopięliśmy to do końca.
Czujesz się takim liderem Startu Gdynia? Bo patrząc na ciebie na boisku to jesteś takim bardzo emocjonalnym graczem. Tak właśnie chcesz grać, tak cieszyć się z każdej udanej akcji?
- Zawsze taki byłem, zawsze tak grałem. Nie potrafię nad tym jakby kontrolować. Ta radość wynika jakby ze mnie sama. Czy liderem? Myślę, że to za duże słowo, mamy tutaj starszych kolegów, ja robię to, co do mnie należy. Jeśli mam otwartą pozycję i dostaje dobre podanie, to staram się trafić. W jednym meczu lepiej, w drugim gorzej. Jeśli mogę, to chcę też coś tym młodym przekazać i jakoś pociągnąć, ale myślę, że u nas nie ma takiego lidera. My chcemy grać zespołową koszykówkę, nie chcemy grać indywidualnie i na tym się musimy skupiać. Ja sam muszę też nad tym kontrolować, bo czasem mam za gorącą głowę i chciałbym wszystko kończyć sam, ale trener ze mną nad tym pracuje, rozmawia i staram się jakby to też poprawiać. Jakby ten rok jest dla mnie szansą pokazania się w większym wymiarze w ekstraklasie i zobaczymy później co z tego wyniknie.
Co może podobać się w Starcie Gdynia, to na pewno fakt, że że wygrywacie jako zespół, ale tez wydaje mi się, że przegrywacie jako zespół. Nie ma raczej czegoś takiego, że ktoś zawinił i to on jest obarczany tą porażką?
- Jesteśmy drużyną i na parkiecie i poza parkietem i to jest najważniejsze. Trener też tworzy taką atmosferę w drużynie, że jak jest źle, to jest źle wszystkim, jak jest dobrze, to wszyscy się cieszymy, jest moment radości, więc to jest fajne, a atmosfera jest po prostu bardzo ważna w drużynie. Myślę, że my ją mamy i z upływem czasu będzie jeszcze, jeszcze lepiej, będzie coraz mniej błędów i będziemy coraz lepszą drużyną.