Wszyscy wygrywamy i wszyscy przegrywamy - rozmowa z Christopherem Longiem, rozgrywającym Jeziora Tarnobrzeg

Spotkanie z Turowem było dla Jeziora Tarnobrzeg bolesną lekcją koszykówki. Christopher Long podkreśla, że ten mecz to wypadek przy pracy. - Chcemy zmazać plamę i wygrać w Radomiu - mówi dla SF.

Bartosz Półrolniczak: Co się z wami stało w piątek?

Christopher Long: Cóż, źle zaczęliśmy i trochę nas to chyba zgasiło psychicznie. Nie powinno się to zdarzyć, bo nie zawsze gra się układa. Trzeba wtedy zacisnąć zęby i walczyć. Nam nie udało się mimo tej walki wrócić do gry, i to jest dla mniej największym rozczarowaniem w tym meczu.

Mówisz, że źle zaczęliście. Co zatem się na to złożyło?
-

Dalej to w nas siedzi, chyba daliśmy się trochę zaskoczyć. Zarówno w obronie jak i w ataku źle się rozumieliśmy tego dnia, zupełnie nic nam nie wychodziło. To prowadziło do tego, że wkradły się nerwy i rzuty które normalnie trafiamy nie znajdowały drogi do kosza. To dało rywalom wiele zbiórek i szybkich ataków, a co za tym idzie łatwych punktów.

Myślisz, że już na początku przegraliście ten mecz?

Fizycznie na pewno nie, ale psychicznie nie da się ukryć, że był to dla nas lekki wstrząs. Te kilka minut na pewno nie zdecydowały o porażce, mieliśmy przecież wiele minut przed sobą. Staraliśmy się z całych sił ale ten dzień nie był nasz...Był moment w trzeciej kwarcie, że przegrywaliśmy czternastoma punktami i dwa razy mieliśmy piłkę by jeszcze się zbliżyć. Ale nie trafialiśmy, zresztą jak cały mecz.

Wasza skuteczność była efektem dobrej obrony Turowa?
-

Nie da się ukryć, że bronili bardzo mocno. Wina jest jednak po naszej stronie. Normalnie takie rzuty trafiamy, co pokazaliśmy w trzech pierwszych meczach. To zdecydowanie nie była nasza prawdziwa twarz. Rzuty wolne i wejścia pod kosz też były słabe, nie wykańczaliśmy ich odpowiednio i wiele razy piłka wykręcała się z kosza.

Przed meczem mówiliście, że bardzo czekacie na to spotkanie i liczycie na dobry wynik. Pozostało jedynie rozczarowanie...
-

Wielkie rozczarowanie i wielki smutek. Wiemy, że jesteśmy dużo lepszą drużyną niż pokazaliśmy i to najbardziej boli. Zawiedliśmy wszystkich, bo taka gra nikogo nie interesuje. To jest najgorsze, bo każdy z nas jest o wiele lepszy niż pokazał.

Można w ogóle po takim meczu znaleźć jakieś pozytywy?
-

Nie ma to nawet sensu. Trzeba porozmawiać i wyciągnąć wnioski. Gra była jaka była, więc musimy podejść do tego krytycznie i w następnym meczu wrócić do swojej dobrej gry z końca okresu przygotowawczego i początku sezonu. Tylko o tym myślimy, ten mecz to na szczęście przeszłość, liczy się teraz tylko mecz w Radomiu.

I chyba tylko jeden wynik was interesuje.
-

Zdecydowanie tak, zwłaszcza po dwóch porażkach. Graliśmy z bardzo mocnymi rywalami, ale stać nas było na więcej. Musimy poprawić skuteczność i to jest klucz. Wtedy będzie łatwiej na deskach i w obronie. Z komunikacją myślę, że będzie ok. Ten jeden mecz to był zbieg wielu złych okoliczności które miały wpływ na nasze zrozumienie. Każdy ma czasem gorszy dzień, trzeba iść do przodu. Mamy swoje problemy, ale nie poddajemy się.

Mówiłeś, że szukasz swojego rytmu. Wydawało się, że w Zielonej Górze go znalazłeś, a tym czasem z Turowem twoja gra wyglądała gorzej...
-

Chciałbym zawsze grać świetnie, ale to niemożliwe. Muszę grać z większym zaufaniem do siebie i kolegów, nie można mieć chwili zwątpienia. Czasem mecz źle się zaczyna, ale trzeba robić swoje i nie bać się podejmować trudnych decyzji. Spudłowałem łatwe rzuty, popełniłem straty i jakoś zeszło ze mnie powietrze. To dla mnie nauczka, zawsze muszę grać z zaufaniem do własnych umiejętności, wtedy łatwiej można się przełamać.

To był najgorszy dzień dla was od momentu gdy jesteście razem?
-

Na pewno najcięższy. Miejmy nadzieję, że nas to dużo nauczy. Każdy mecz to nowa historia i nowa nauka. Dobrze, że taki mecz trafił się na początku, pozwoli to poprawić pewne elementy w dalszej części sezonu. To mimo wszystko było cenne spotkanie.
Co trener powiedział po meczu?
-

Był zły i martwił się, bo on wie, że stać nas na wiele więcej. Zwracał uwagę na pewne elementy, zagraliśmy w pewien sposób przestraszeni. Na pewno nie martwiła go porażka, bo nie przegraliśmy z byle kim. Można przegrać ale trzeba walczyć i grać dobrze, dawać z siebie wszystko. Jeśli wychodzisz na mecz i przegrywasz bez wielkiej walki i nie pokazujesz na co cię stać, tak naprawdę dopiero wtedy jesteś przegrany. I o to głównie chodziło trenerowi. Nie da się ukryć, że miał rację. Wtedy można się martwić, bo porażki same w sobie to przecież część sportu.

Dwie porażki pewnie zmotywują was jeszcze bardziej do ciężkiej pracy przed wyjazdem do Radomia.
-

Tak, te mecze nas podrażniły. Chcemy pokazać, że to przypadek. Nikt nie lubi przegrywać i postaramy się wygrać. Zagramy bardzo twardo i z wielką motywacją.

Przed sezonem mówiłeś, że gra w Polsce to dla ciebie sportowy awans. Grasz już tu dwa miesiące, jesteś zadowolony ze swojego wyboru?
-

Zdecydowanie tak. Polska liga jest lepsza od rumuńskiej. Gra jest bardzo nieustępliwa i fizycznie wymagająca. Każdy mecz to bitwa, nikt się nie poddaje i każdy tak naprawdę może ograć każdego. W Polsce koszykówka jest traktowana w głębszy sposób i więcej można się nauczyć.

Samo życie w Polsce czymś cię zaskoczyło?
-

Nie, jest tak jak myślałem. Byłem przygotowany i jest mi tu dobrze. To bardzo miłe miejsce.

Wielu graczy było zaskoczonych atmosferą jaka panuje wokół koszykówki w Tarnobrzegu. Jak to wygląda w twoim przypadku?
-

Również jestem zaskoczony. Fani są świetni, pomagają nam jak mogą. To bardzo miłe, czujemy wielkie wsparcie. Miasto nie jest duże, ale jest tu fajna atmosfera. Jest tu wszystko by grać na dobrym poziomie.

Dwie wygrane i dwie porażki to dobry początek sezonu?
-

Mógł być lepszy, i takiego oczekiwaliśmy. Trzeba stawiać sobie wysokie cele, tylko takie podejście gwarantuje rozwój. Nie ma co jednak narzekać, dwie wygrane i dwie porażki to dobra pozycja startowa. Zawsze można przegrać cztery mecze na początek, i dopiero wtedy pojawia się duży problem.

Jest coś co sprawia, że gra w Polsce jest dla ciebie w pewien sposób trudna?
-

Sędziowanie. Sposób sędziowania różni się od tego z jakim miałem do czynienia w Rumunii. W Stanach Zjednoczonych jest jeszcze inaczej. Na pozór może to banalne, ale nam sprawia to trudność, zwłaszcza na początku. Pewne decyzje momentami są dziwne, i do tego trzeba się przyzwyczaić. W każdej lidze sędziowie zwracają uwagę na coś innego, i trzeba na pewne nawyki i zachowania szczególnie uważać.

Liczysz, że ten sezon da ci nowe umiejętności i możliwości?
-

Tego oczekuję, mam nadzieję, że będzie to świetny rok dla nas wszystkich. Chciałbym wygrywać kolejne mecze i rozwijać się indywidualnie. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi. Pozostaje ciężko pracować i czekać na efekty.

Trener na każdym kroku podkreśla, że w drużynie jest duch walki. Jak ty podchodzisz do tego stwierdzenia?
-

Zgadza się, nasz duch i atmosfera jest super. Lubimy się wszyscy nawzajem i jesteśmy ambitną grupą. To pomaga zwłaszcza wtedy, gdy coś nie wyjdzie. To dobry prognostyk na przyszłość. Razem się wygrywa i razem się przegrywa, zawsze trzeba być grupą. Mam nadzieję, że to pomoże nam osiągać dobre wyniki i dalej się rozwijać.

Źródło artykułu: