Początek sezonu dla "Akademiczek" jest dość trudny. W pierwszych pojedynkach na parkietach FGE mierzyły się z najsilniejszymi ekipami, jak choćby Wisła Can Pack Kraków czy CCC Polkowice. – Rzeczywiście mamy tak ułożony terminarz, że gramy obecnie z bardzo mocnymi zespołami. Przetarcie ekstraklasowe jest dla nas czasami bardzo bolesne. Dziewczyny po prostu walczą, starają się na ile mogą - opisuje sytuację trener Wojciech Downar-Zapolski.
I właśnie o to zaangażowanie chodzi najbardziej. Po bardzo wysokich porażkach w dwóch pierwszych starciach i kontuzji Anny Kuncewicz rzeszowianki nie poddały się i małymi kroczkami zaczęły budować swoją reputację. - Przed tygodniem w Toruniu zrobiliśmy krok do przodu - wygraliśmy kwartę i przegraliśmy najmniejszą, jak na tamtą chwilę różnicą punktową w sezonie. Możemy zatem powiedzieć, że czynimy postępy - dodaje 45-letni szkoleniowiec.
Zauważalny progres świetnie obrazują wydarzenia z minionej środy. Wtedy podczas konfrontacji z wymienianym CCC zawodniczki AZS-u absolutnie nie czuły zbędnego respektu przed przeciwnikiem i po 10 minutach szczyciły się nawet prowadzeniem. Oczywiście w końcowym rozrachunku to "Pomarańczowe" były górą, niemniej różnica zaledwie czternastu "oczek", jaka dzieliła oba teamy dała do myślenia.
Teraz podkarpacką ekipę czeka pozornie łatwiejsze zadanie. W nadchodzącej kolejce uda się do Pruszkowa, a jej rywalem będzie Matizol Lider, który przynajmniej w teorii dysponuje mniejszym potencjałem niż ścisła czołówka tabeli. Czy beniaminek FGE pokusi się o triumf? Tego oczekiwać nie sposób, ale również nie można z góry przekreślać takiego wariantu. Przy odrobinie szczęścia, wydatnej pomocy ze strony Elżbiety Mukosiej, której forma zwyżkuje, oraz wsparciu podkoszowych przyjezdne mają szansę przynajmniej włączyć się do rywalizacji.
Istotne, by zwłaszcza wysokie koszykarki sprostały wyzwaniu. Jeszcze podczas Mistrzostw Polski AZS, które notabene padły łupem aktualnie przedostatniego teamu ligi, wykazywał się dużym sprytem przy wypracowywaniu sobie pozycji w polu trzech sekund i niezłą skutecznością. Teraz próbuje nawiązać do najlepszych momentów, lecz procent celnych rzutów nie zadowala. A prawdą jest, że gdyby ten współczynnik koszykarki poprawiły choć o połowę to cała drużyna zyskałaby wiele.
W tym wszystkim niemal za pewnik należy przyjąć, iż poza zasięgiem rzeszowianek znajduje się nawet środek hierarchii tej klasy rozgrywkowej. Jedyne miejsce, gdzie mogą zaistnieć to końcowa trójka. Niemniej, żeby tu zapewnić sobie pewną, bezpieczną lokatę nie skutkującą barażami także trzeba od czasu do czasu pokonywać lepszych. Jeśli więc wiara we własne umiejętności, którą kolektyw z południowo-wschodniej Polski nabywa dostając kolejne lekcje basketu od potentatów uwidoczni się w jednym momencie, w końcu zdobędzie upragniony komplet punktów. - Wszędzie musimy szukać okazji, aby wygrać. Trener mówił, że musimy cieszyć się z małych rzeczy i tak czynimy - dopowiada na koniec Joanna Kędzia.