Milos Lopicić: To tylko dwa punkty

Stelmet Zielona Góra nie miał żadnych problemów z pokonaniem Energi Czarnych Słupsk w 1. kolejce Tauron Basket Ligi. Swój debiut w polskiej ekstraklasie zanotował środkowy z Czarnogóry, Milos Lopicić.

W momencie, w którym wiadomo było, że trener Mihailo Uvalin pozostanie na kolejny sezon w Zielonej Górze, stało się jasne, że będzie chciał sprowadzić do drużyny kilku koszykarzy z Bałkanów. Ostatecznie dwóch takowych trafiło do zespołu Stelmetu: Oliver Stević oraz Milos Lopicić. Obaj koszykarze zanotowali swój oficjalny debiut w pierwszym meczu ligowym sezonu 2012/2013 - w sobotę w starciu z Energą Czarnymi Słupsk, wygranym 94:73.

Zdecydowanie więcej uwagi koncentrował na sobie Stević, z racji tego, że Lopicić ma dopiero 22 lata i w zielonogórskim zespole będzie odgrywał rolę koszykarza głębszej rezerwy. Spotkanie ze słupszczanami pokazało jednak, że trener Uvalin będzie korzystał z jego usług w mniej więcej takim samym stopniu, jak z Adama Łapety (Polak spędził w grze 15, a Czarnogórzec 14 minut).

- Czułem trochę presję, to było moje pierwsze oficjalne spotkanie w nowym zespole i trochę czułem się podenerwowany. Na szczęście otrzymałem sporo czasu na parkiecie i mogłem zaprezentować się fanom w hali CRS - opowiada 22-letni środkowy, który swoim występem udowodnił, że drzemie w nim potencjał.

Na chwilę obecną jego największy problem to ofensywa (miał 1/5 z gry), zaś atutem jest gra w defensywie - w ciągu niespełna kwadransa trzykrotnie zablokował rywali, pokazując, że wie jak zrobić użytek ze swoich 216 cm wzrostu. - Cieszę się, że dostałem szansę już w pierwszym meczu sezonu. Starałem się pomóc swojemu zespołowi tak mocno, jak tylko umiałem, ale tak naprawdę wiem, że od zdobywania punktów są w zespole inni. Ja chcę pomagać drużynie wygrać każdy kolejny mecz.

Słupszczanie byli równorzędnym przeciwnikiem dla Stelmetu tylko przez pierwszą kwartę - wówczas gospodarze prowadzili jedynie 18:16. Od drugiej kwarty rozpoczęło się jednak stopniowe, coraz większe rozmontowywanie ekipy Mariusa Linartasa. - To nie było wbrew pozorom łatwe spotkanie. Na nas, jako na gospodarzach, ciążyła spora presja i bardzo cieszę się z tego, że potrafiliśmy ją przezwyciężyć a gdy już złapaliśmy swój rytm, szybko uciekliśmy rywalom - tłumaczy Lopicić.

O zielonogórskiej drużynie od kilku tygodni mówi się jako o jednym z trzech głównych kandydatów do gry w wielkim finale. Ciężko byłoby zatem o lepsze potwierdzenie przedsezonowych opinii, niż dwudziestopunktowe zwycięstwo nad rywalem, który również ma swoje aspiracje, choć raczej niemedalowe.

- Bardzo dobrze przepracowaliśmy sezon przygotowawczy. Wylaliśmy wiele potu na treningach, przepracowaliśmy wiele godzin i teraz to procentuje. Niemniej jednak to zwycięstwo nie oznacza niczego wielkiego. To dopiero pierwsze spotkanie, które nie daje nam jednak nic poza dwoma punktami - tłumaczy Lopicić i trudno się z nim nie zgodzić. Zwycięstwem nad Energą Czarnymi Stelmet bardzo wysoko zawiesił sobie poprzeczkę i teraz wszyscy będą oczekiwali, że nie obniży jej ani o centymetr.

Źródło artykułu: