Mogło być już 2:0 - wywiad z Łukaszem Szczypką, kapitanem MKS-u Dąbrowa Górnicza

Koledzy z drużyny zawsze mogą liczyć na Łukasza Szczypkę. Kapitan MKS-u Dąbrowa Górnicza w obu wyjazdowych spotkaniach z radomską Rosą prezentował się bardzo dobrze i zdobywał ważne punkty. Po ostatniej syrenie niedzielnego starcia udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl.

Piotr Dobrowolski: Po sobotnim pojedynku Michał Wołoszyn powiedział, że byliście zlepkiem indywidualności. Teraz wyglądało to zdecydowanie lepiej...

Łukasz Szczypka: Michałowi w sobotę nie wyszedł mecz. Źle zaczęliśmy, zabrakło zespołowości, drużynowych akcji. Rosa dobrze zaczęła to spotkanie, w pierwszej połowie dobrze realizowała założenia taktyczne, jakie narzucił trener Karol. Grali szybko, skutecznie.

Kolejne dwie kwarty były już bardziej wyrównane...

- W drugiej połowie się obudziliśmy. W końcówce mieliśmy akcję, mogliśmy trafić i byśmy wygrali, może by było 2:0. Przegraliśmy minimalnie. To są play-offy, różnice są niewielkie, cieszy mnie to, że nie ma dużej różnicy punktów, ale jest wyrównana walka. To pokazuje, że te dwa zespoły zasługują na takie miejsca, na jakich są w tej lidze.

Bardzo dobre występy zaliczył Piotr Zieliński, który z łatwością ogrywał bardziej doświadczonych podkoszowych Rosy. Nie ma pan wrażenia, że te spotkania wyglądały zupełnie inaczej, niż wszyscy sobie wyobrażali?

- Piotrek miał kontuzję, ostatnio wypadł trochę z treningów. Musiał wrócić. Teraz nie gra może jeszcze tak równo, ale już w Siedlcach pokazał się z dobrej strony. W pierwszym oraz drugim meczu zrobił kawał dobrej roboty.

Jesteście zaskoczeni tak udanymi wynikami z SKK w pierwszej rundzie play-off?

- Na pewno jesteśmy zaskoczeni, że skończyło się tak szybko, ponieważ SKK wylądowało na drugim miejscu po sezonie zasadniczym. Nie ma przypadku w tym, że mają doświadczonych zawodników, aczkolwiek my też jesteśmy doświadczonym zespołem i tyle lat gramy już ze sobą. Kilka razy startowaliśmy z wyższego miejsca do play-offów i przegrywaliśmy, więc wiedzieliśmy, że miejsce w tabeli nie jest tak istotne. Wiedzieliśmy, że jeśli zagramy dobrze jako cała drużyna, to jesteśmy w stanie Siedlce pokonać. Już tam graliśmy dobrze. Gramy szybko, podobnie jak Rosa. Mamy mieszankę doświadczonych zawodników z młodymi.

Coraz lepiej spisuje się młody Grzegorz Grochowski. Jak dogadują się w waszej drużynie młodzi zawodnicy z tymi bardziej doświadczonymi?

- Nie ma żadnego problemu. Grzesiu jest młodym zawodnikiem, ale już ogranym jak na swój wiek. Przeszedł przecież wiele turniejów na arenie międzynarodowej na dobrym poziomie, Mistrzostwa Europy czy Świata, a do tego jest naprawdę bardzo utalentowanym rozgrywającym. Mogę śmiało powiedzieć, że nie widziałem na "jedynce" tak młodego chłopaka z taką inteligencją. Wiadomo, zdarzają mu się błędy, ale one przytrafiają się również doświadczonym zawodnikom. Musi pracować, ale wielka przyszłość przed nim.

Już bardzo długo czekacie w Dąbrowie Górniczej na ekstraklasę. Uda się zrealizować ten cel w tym sezonie?

- Tak jak powiedział trener Karol, do trzech razy sztuka. Mam nadzieję, że tak. Jak jednak pokazują mecze z Rosą, łatwo na pewno nie będzie. Zależy im na zwycięstwie tak samo jak nam. Na razie nie myślimy o awansie, ale o tym, aby przejść Rosę. To jest nasz cel i będziemy bardzo usatysfakcjonowani, jeśli uda nam się awansować.

Rosie wasza hala "leży", wygrywała tam nie raz. Nie obawiacie się tych spotkań?

- Mecze między nami są wyrównane. Róznica punktów jest niewielka. Każde spotkanie będzie zacięte. Myśmy też na Rosie długo nie wygrali. W sobotę była szansa, ale teraz już się udało. Każdy zespół w tej lidze jest mocny we własnej hali, bo gdzie przede wszystkim wygrywać, jak nie u siebie? Rosa jest groźna, trener Mariusz Karol dobrze przygotowuje ją do meczów. Jesteśmy groźni na własnym parkiecie, gramy na tej hali, rzucamy na te kosze. Mamy wspaniałą publiczność.

Nie uśpiła was w sobotę bardzo senna atmosfera na trybunach w pierwszej połowie?

- Wydaje mi się, że nie miało to znaczenia. Po prostu źle weszliśmy w mecz i to było przyczyną porażki, aczkolwiek byli nasi młodzi koszykarze z klubu, którzy grali w Radomiu turniej (Radom Basket Cup-przyp.red.) i przy okazji nas dopingowali. Wiedzieliśmy, że mamy za sobą swoich kibiców. Druga połowa była już "na styku", więc wtedy i kibice się włączyli. Myślę, że i w sobotę i w niedzielę atmosfera była świetna.

W trzeciej kwarcie po jednym ze starć podkoszowych ucierpiał Michał Wołoszyn. Co dokładnie wtedy się stało?

- Chciał podać piłkę, podwoili go, może dostał cios łokciem. Faulu nie było, sędzia nie gwizdnął. Dostał, przypadkowo czy nie, to już nieważne. Chwilę odczekał, przeszło mu i mógł dalej kontynuować mecz.

Źródło artykułu: