Trefl Sopot zajął w sezonie zasadniczym Tauron Basket Ligi drugie miejsce, ustępując jedynie Asseco Prokomowi Gdynia i momentami naprawdę imponował grą, tłamsił rywali i błyszczał głębią składu. Wszystkie te atuty w fazie play-off gdzieś wyparowały.
Główny problem nadmorskiego klubu zdaje się leżeć w rotacji trenera Karlisa Muiznieksa. Szkoleniowiec sopocian gra bardzo wąskim składem, a rezerwowi nie mają praktycznie żadnego wkładu w poczynania ofensywne - w trzech dotychczasowych spotkaniach ławka Trefla zdobyła łącznie...24 punkty. Niektórzy zawodnicy desygnowani są do zadań głównie defensywnych, ale to i tak bardzo niski wynik. Podstawowi gracze wydają się bardzo wyeksploatowani i z każdym meczem mają coraz to większe problemy ze skutecznością. Najwyraźniej było to widać na przykładzie Johna Turka. Dominujący środkowy z Sopotu nie wykorzystał kilku sytuacji spod samego kosza w trzecim meczu, co zaważyło na końcowym wyniku.
Drugą sprawą wartą podkreślenia są fenomenalne pomysły taktyczne trenera Miodraga Rajkovicia, który zdaje się póki co ogrywać w tej sztuce swojego vis-a-vis. Śląsk łatwo rozbijał strefę Trefla, powstrzymał Łukasza Koszarka, jednocześnie ograniczając poczynania Turka oraz Filipa Dylewicza pod koszami. Zespół znad Odry także bardzo umiejętnie podwajał rywali w rogach boiska. Takie manewry skutecznie wybijały z rytmu wyżej notowany zespół Trefla i w ostateczności dały sensacyjne prowadzenie wrocławianom.
Kapitalnie póki co spisuje się w tej serii Robert Skibniewski. Reprezentacyjny rozgrywający statystycznie nieco lepiej wypada od Łukasza Koszarka, który i tak jest najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem Trefla i nie można mieć do niego większych pretensji, bo robi, co może. "Skibę" wspomagają jednak będący w najlepszej formie od października Paul Graham oraz świetnie wyszkolony center Aleksandar Mladenović.
Osobną historią tych play-offów jest ławka rezerwowych Śląska Wrocław. Nieobecni w sezonie zasadniczym na większą skalę Kacper Sęk i Paweł Buczak są wartościowymi uzupełnieniami liderów, "robią wiatr", walczą o zbiórki, grają dynamicznie i trafiają na dobrej skuteczności. W obronie wyróżniają się także Bartosz Diduszko oraz Bartosz Bochno. Niespodziewanie, to Śląsk okazuje się "głębszy" od Trefla.
Nie da się ukryć, że na obu ekipach w poniedziałek będzie ciążyła potężna presja. Trefl spojrzy w oczy widmu eliminacji, którą biorąc pod uwagę miejsca w tabeli po sezonie zasadniczym można by nazwać kompromitacją, a Śląsk będzie zdeterminowany, aby zakończyć serię u siebie, bo Ergo Arena i atmosfera meczu numer pięć to ostatnia rzecz, o której marzą teraz chłopcy Rajkovicia.
- Udało się wygrać u siebie, to był nasz wielki dzień, ale wciąż faworytem tej serii jest Trefl Sopot, a my tylko będziemy starali się powtórzyć to, co zrobiliśmy w trzecim starciu - zapewniał po meczu numer trzy Miodrag Rajković.
Słowa te oddają skromność i skupienie Śląska, ale to on był zespołem broniącym indywidualnie lepiej w przekroju całej serii. Jeżeli ten trend nie ulegnie odwróceniu, w poniedziałek wrocławskich fanów zakochanych w koszykówce czeka największa feta od długiego czasu.
Mecz odbędzie się o godzinie 19:00 w Hali Orbita, a transmisję przeprowadzi TV PLK.