Ławkowa afera w Los Angeles Lakers

Jeden z wielu meczów w sezonie zasadniczym rozgrywanych przez Los Angeles Lakers. "Jeziorowcy" grają na wyjeździe z Golden State Warriors. Na początku trzeciej kwarty, przy prawie remisowym wyniku, Andrew Bynum zdecydował się na bardzo nietypowy manewr.

Środkowy Los Angeles Lakers jako ostatni dotarł na połowę "Wojowników", niekryty dostał piłkę na ósmym metrze i... zdecydował się na próbę rzutu z dystansu. Była ona kompletnie nieudana, ledwie doleciała do obręczy. Posiadanie piłki zmarnowane, synergia w drużynie wyraźnie spada.

W tym momencie trener Mike Brown postanowił pokazać, kto tu rządzi. Andrew Bynum w czwartej kwarcie w ogóle nie pojawił się na boisku. Z pozoru błahy incydent wywołał jednak spore zamieszanie w tamtejszych mediach.

- Potrzebowaliśmy zmiany w tamtym momencie. Będę trenował zespół w taki sposób, jaki uważam za stosowny. Nic prostszego. To zagranie zupełnie wybiło nas z rytmu. Tak czułem. Dlatego zdecydowałem się zdjąć go z parkietu - skomentował całą sprawę szkoleniowiec Los Angeles Lakers.

Co ciekawe, w poprzednim meczu całą czwartą kwartę na ławce spędził inny lider, Kobe Bryant, wydawałoby się, że nietykalny w tym zespole. "Black Mamba" zrehabilitował się jednak przeciwko "Wojownikom", prowadząc swój team do zwycięstwa.

- Coś czuję, że przesłanie brzmi: Nie rzucaj za trzy. Ja jednak zamierzam rzucić jeszcze nieraz, więc mam tylko nadzieję, że rezultat będzie inny - odgryzł się Bynum.

- Może mówić sobie co chce. Za każdym razem, jak będę czuł, że ktoś nie gra we właściwy sposób dla całej drużyny, dokonam zmiany - zripostował z kolei Mike Brown.

Kibice Lakers powinni mieć nadzieję, że nie przerodzi się to w poważniejszy konflikt pomiędzy czołowym graczem a trenerem, bo to nigdy nie wychodzi nikomu na dobre.

Źródło artykułu: