Bez historii - relacja meczu Anwil Włocławek - Kotwica Kołobrzeg

Praktycznie w żadnym momencie prowadzenie Anwilu Włocławek podczas poniedziałkowego starcia z Kotwicą Kołobrzeg nie było zagrożone. Gdy w trzeciej kwarcie goście zmniejszyli stratę do kilku oczek, lepsza obrona i kilka rzutów z dystansu dało miejscowym dwunaste zwycięstwo w sezonie. Ostatecznie Anwil pokonał zatem rywala 79:62.

Tylko raz w ciągu czterech kwart koszykarze Kotwicy Kołobrzeg cieszyli się z prowadzenia w poniedziałkowym starciu - gdy trójką na początku spotkania popisał się Oded Brandwein i goście wygrywali 3-0. Wystarczyła jednak tylko chwila nieuwagi przyjezdnych i włocławianie momentalnie powrócili do gry, głównie za sprawą Lawrence’a Kinnarda. Amerykański skrzydłowy rozpoczął mecz od trzech zbiórek, trzech przechwytów, dwóch punktów i bloku, a Anwil prowadził najpierw 10:3, kilka minut później 18:8.

- Rozpoczęliśmy bardzo źle i taką grę kontynuowaliśmy praktycznie przez całe spotkanie, poza fragmentem trzeciej kwarty, w którym zbliżyliśmy się do Anwilu na trzy punkty. Podeszliśmy zbyt bojaźliwie do tego meczu, co było widać w ataku, bowiem kompletnie sobie nie radziliśmy, trafiając 13 z 31 rzutów za dwa. To bardzo słaby wynik - mówił po spotkaniu trener Kotwicy Tomasz Mrożek.

Dobra gra gospodarzy i dość wysokie prowadzenie po kilku minutach sprawiły, że trener Emir Mutapcić mógł skorzystać z usług swojego trzeciego, nominalnie, rozgrywającego, młodego Kamila Maciejewskiego. 20-letni playmaker natomiast spłacił ten kredyt zaufania w stu procentach, a jego podanie typu no-look pass do Bartłomieja Wołoszyna okazało się jednym z najefektowniejszych zagrań meczu. Anwil prowadził tymczasem do przerwy 40:31, a duża w tym także zasługa rekonwalescenta Seida Hajricia (sześć punktów do przerwy).

Trener Mrożek musiał ostro zrugać swoich podopiecznych w przerwie, jednocześnie wskazując im, że jeśli chcą jeszcze odmienić losy meczu, konieczne jest by zagrali lepiej w trzeciej kwarcie, czyli wtedy, gdy "Rottweilery" miewają największe problemy. I rzeczywiście, moment dekoncentracji włocławian wykorzystał Reginald Holmes, który najpierw popisał się akcją dwa plus jeden, w kolejnej akcji trafił trójkę i prowadzenie miejscowych stopniało do stanu 60:54.

- Mieliśmy swoje problemy w tym meczu. Nie trafiliśmy kilku prostych rzutów, momentami graliśmy mało skutecznie i Kotwica to wykorzystała w trzeciej kwarcie. To nie trwało jednak długo i wróciliśmy do gry - powiedział trener Mutapcić, a dokładnie stało się tak dzięki celnym rzutom z dystansu m.in. wspomnianego Kinnarda czy Johna Allena, który nie pomylił się ani razu w żadnej z trzech prób za trzy. Po trzydziestu minutach Anwil prowadził zatem 58:48, a dobra współpraca duetu Corsley Edwards - Nick Lewis (do spółki 27 punktów, dziewięć zbiórek i bardzo dobra defensywa przeciwko Darrellowi Harrisowi) dokończyła dzieła i czwartej kwarcie gospodarze ponownie bezpiecznie kontrolowali przebieg meczu.

- Myślę, że nasz plan przedmeczowy wykonaliśmy w 80 procentach. Choć mierzyliśmy się z rywalem, który potrafi być nieprzewidywalny i przez to bardzo groźny, to jednak ustrzegliśmy się większych błędów, konsekwentnie grając to, co chcieliśmy - zakończył Mutapcić, który pod koniec spotkania mógł wpuścić na parkiet swoich najmłodszych podopiecznych.

Anwil Włocławek - Kotwica Kołobrzeg 79:62 (18:10, 22:21, 18:17, 21:14)

Anwil: Edwards 14, Allen 13, Lewis 13, Hajrić 8, Szubarga 8, Berisha 7, Kinnard 7, Wołoszyn 5, Majewski 3, Maciejewski 1, Pietrzak 0, Sokołowski 0

Kotwica: Brandwein 16, Holmes 15, Harris 8, Kęsicki 8, Sapp 7, Diduszko 3, Kwiatkowski 3, Djurić 2, Rduch 0, Wichniarz 0

Źródło artykułu: