Ronald Moore: Na wyjazdach najważniejsza jest obrona

Choć przeciwko Śląskowi Wrocław rozgrywający PGE Turowa Zgorzelec Ronald Moore nie zagrał aż tak skutecznie jak przeciwko PBG Basketowi Poznań, i tak był wyróżniającym się zawodnikiem swojej drużyny. Amerykanin póki co jawi się jako typowy kreator gry, który nie forsuje zbyt wielu rzutów. We wtorek czeka go jednak trudny pojedynek - z Walterem Hodge’m i jego Zastalem Zielona Góra.

Pytany w trakcie okresu przygotowawczego o to, jak będzie wyglądał najbliższy sezon, Ronald Moore za każdym razem odpowiadał, że najważniejsza jest praca na treningach i adaptacja całego zespołu, który został zbudowany na nowo od podstaw. Podobnie reagował również na porównania z Torey’em Thomasem, prawdopodobnie najlepszym rozgrywającym w historii Turowa. Dzisiaj jednak nie wykręca się od wypowiedzi na ten temat. - Uważam, że zaadaptowałem się już w zespole. Jesteśmy razem z moimi kolegami przeszło dwa miesiące i sądzę, że ten czas teraz zaczyna procentować. Ruszyły rozgrywki, a my nie mamy żadnych zaległości i coraz lepiej rozumiemy się na parkiecie - mówi Amerykanin.

Playmaker PGE Turowa ma tym większe powody do zadowolenia, że jego zespół jest póki co jednym z trzech niepokonanych w lidze. Do tej pory pozostawił na placu boju Kotwicę Kołobrzeg (76:74), PBG Basket Poznań (80:68 na wyjeździe) i Śląsk Wrocław (77:56), będąc poważnie zagrożony tylko w tym pierwszym starciu. Teraz jednak podopiecznych trenera Jacka Winnickiego czeka poważniejsze zadanie - mecz z Zastalem Zielona Góra, który także jeszcze nie przegrał.

Jak zamierzają zatem zagrać koszykarze z nadgranicznego miasta? - Kluczem zawsze jest obrona, a tym bardziej jeśli chcesz wygrać mecz wyjazdowy. U siebie w hali to jeszcze może być różnie, bo dochodzą inne czynniki, jak znajomość własnych obręczy, doping kibiców. Ale gdy grasz w hali przeciwnika to zawsze musisz grać przede wszystkim obroną. Ponadto bardzo ważne jest myślenie pozytywne i wiara we własne umiejętności - tłumaczy Moore, który pewności siebie ma aż nadto. Nawet gdy nie zdobywa wielu punktów (średnio tylko 7,3 punktu), to i tak bardzo skutecznie realizuje zadania taktyczne - w każdym spotkaniu rozdaje przeciętnie aż 7 asyst i w ze wszystkich graczy w lidze ustępuje pod tym względem tylko Łukaszowi Koszarkowi.

- Zastal to przede wszystkim bardzo poukładany zespół, w którym nie ma słabych stron. Graliśmy z nimi dwukrotnie w sezonie przygotowawczym i, choć pewnie wygraliśmy, do pewnego momentu były to bardzo zacięte spotkania. Myślę jednak, że jesteśmy na dobrej drodze by odnieść czwarte z rzędu - kontynuuje swoją wypowiedź Moore, wracając do okresu przygotowawczego. W pierwszym meczu zgorzelczanie pokonali Zastal 73:54, a w drugim - 78:60.

Co ciekawe, trzecie starcie obu zespołów w trakcie off-sezonu nie zostało dokończone ze względu na... bójkę tuż przed końcową syreną. Wszystko zaczął środkowy zielonogórzan Gani Lawal, który rzucił się z pięściami na Artura Mielczarka i Michała Chylińskiego. Ostatecznie zwaśnionych graczy udało się rozdzielić. - Kiedy w zespołach jest motywacja, a dodatkowo w ekipach grają koszykarze mocni fizycznie, to jest po prostu możliwość, że prędzej czy później dojdzie do takich spięć. Nie ma jednak sensu skupiać na nich większej uwagi. Lepiej jest skoncentrować się na typowo koszykarskich umiejętnościach obu drużyn - wyjaśnia rozgrywający PGE Turowa.

We wtorek Moore’a czeka bardzo trudny pojedynek, gdyż jego bezpośrednim rywalem będzie jeden z najszybszych graczy w lidze - Walter Hodge. Choć obaj koszykarze preferują zupełnie inny styl gry - Moore to typowy kreator, a Hodge jest raczej strzelcem - nie ustrzegą się wzajemnych porównań w trakcie spotkania. - Nie przygotowuję się jakoś specjalnie na ten mecz. Po prostu postaram się być bardzo uważny w obronie przeciwko niemu, ale nie będzie to coś wyjątkowego czego nie robiłbym, gdybyśmy grali z innymi rywalem. Poza tym defensywa to wypadkowa zaangażowania i umiejętności całej piątki, która akurat przebywa na parkiecie, więc ja jestem tylko elementem całego systemu - mówi 23-letni gracz.

Jaką taktykę przygotowują zatem zgorzelczanie na wtorkowe zawody, które sprawią, że liczba niepokonanych zespołów w Tauron Basket Lidze zmniejszy się do co najwyżej dwóch? - Nic wielkiego. Cały czas staramy się dążyć do perfekcji i najwięcej koncentrujemy się jednak nie na przeciwnikach, ale na sobie. Jeśli chcemy osiągnąć sukces, nie możemy tylko patrzeć na to, co robią inni, ale przede wszystkim skupiać się na własnych słabościach, by je eliminować, i na własnych zaletach, by je szlifować - kończy swoją wypowiedź amerykański rozgrywający.

Komentarze (0)