- Mamy wymagający terminarz na początek. Potykamy się z takimi zespołami, jak Spójnia, za chwilę ze Startem Gdynia, czy u siebie z Sokołem Łańcut. Potrzebujemy paru wygranych. Kilku dobrze zagranych kwart, żeby poczuć się dobrze na parkiecie - dodaje analizując sytuację swojej drużyny.
Po wygranej z POLOmarket Sportino Inowrocław w ubiegłą sobotę Rosa przegrała w Stargardzie Szczecińskim z miejscową Spójnią. Radomianie źle weszli w mecz, co sprawiło, że do przerwy przegrywali blisko dwudziestoma punktami. - Chęci były, ale pierwszy raz zderzyliśmy się z tak agresywną obroną. Dlatego ciężko nam się grało. Nie robiłbym tragedii z tej porażki. Spójnia jest mocnym zespołem. W dodatku wiele rzeczy im wychodziło. Nawet, gdy stanęliśmy obroną strefową, która funkcjonowała prawidłowo kilka piłek odbiło się nieszczęśliwie i nie mogliśmy ich zebrać - opisuje postawę swoich podopiecznych w pierwszej połowie. - W drugiej części wyglądało to już znacznie lepiej. Przeciwko tak agresywnej Spójni nie można wygrać na stojaka. Trzeba włożyć dużo wysiłku i mądrości - kontynuuje Ignatowicz.
Sporo nerwowości w obozie Rosy wywoływały decyzje arbitrów, z którymi często nie zgadzał się trener Ignatowicz. - Nie chciałbym zwalać na sędziów. Przy tak agresywnym graniu z obu stron muszą być czujni. Odnosiłem wrażenie, że niektóre faule nam były odgwizdywane, a im nie. Fakt, że w końcowym rozrachunku Spójnia popełniła więcej przewinień niż my, ale to o niczym nie świadczy. Oni po prostu te faule popełniali. Nawet, jeżeli będzie stosunek przewinień trzydzieści do piętnastu, to trzeba je gwizdać, a nie patrzeć na statystykę - wyjaśnił swoje zastrzeżenia do pracy arbitrów w rozmowie z naszym portalem.
Na początku trzeciej kwarty sędziowie nie wytrzymali presji i ukarali szkoleniowca gości przewinieniem technicznym. - Nie spodziewałem się takiej decyzji. Grzecznie zapytałem sędziego, czy nie widział tego gwizdka. Pierwszy raz za coś takiego zostałem ukarany - przyznał po meczu sam zainteresowany. - Źle się ułożyło, bo zaczynaliśmy dobrze bronić, a Spójnia wykorzystała rzuty wolne oraz piłkę - dodał wyliczając skutki błędu, do którego się przyznał. Przewaga stargardzian momentalnie wzrosła do blisko trzydziestu oczek i mimo usilnych starań Rosa nie mogła już powalczyć o zwycięstwo.
Przed obecnym sezonem działacze Rosy nie ukrywali wysokich aspiracji. W tym celu sprowadzono czołowego rozgrywającego ligi, Rafała Glapińskiego. Przyszedł także ograny w TBL, Tomasz Pisarczyk. Tuż przed rozpoczęciem rozgrywek do Radomia powrócił też Hubert Radke, a prawdziwym hitem miał być transfer Marcina Kosińskiego. - On potrzebuje jeszcze czasu. Przez to cierpi nasza gra zespołowa. W tym zawodniku tkwi ogromny potencjał, ale zarówno on, jak i zespół potrzebuje czasu, żeby to wszystko funkcjonowało tak, jak mam nadzieję będzie funkcjonować - ocenił występ swego nowego koszykarza Piotr Ignatowicz.
Trener Rosy chce też zdjąć presję ze swojego zespołu. - Nie chciałbym tak patrzeć - odpowiada zapytany, czy radomianie pozostają faworytem rozgrywek. - Udało nam się znaleźć fajnych zawodników. Potrzeba jeszcze chwilę, żeby był to mocny zespół. Ostatnie kosmetyczne zmiany dokonaliśmy tydzień przed ligą. Na razie nie spoglądamy na tabelę. Nie chciałbym mówić, kto jest, a kto nie jest faworytem. Walczymy o ósemkę, a drużyn o to walczących jest kilkanaście - uważa Ignatowicz. Jak przekonuje ich sobotni rywal również powinien osiągnąć dobry rezultat na koniec sezonu. - Spójnia jest drużyną na czwórkę. Żeby to osiągnąć muszą takie mecze wygrywać u siebie. Przyjadą do nas to zobaczymy - zakończył wychowanek Spójni, a obecnie szkoleniowiec Rosy.