Ekipa Hiszpanii nie rozpoczęła litewskiego turnieju od falstartu, tak jak to było przed dwoma laty w Polsce. Niemniej jednak ospałe zwycięstwa nad Polską (83:78) czy Portugalią (87:73) nikogo nie przekonywały i dopiero w czwartym swoim spotkaniu machina Sergio Scariolo zaprezentowała się tak, jak determinują ją do tego umiejętności poszczególnych zawodników. W starciu z gospodarzami Hiszpania już po pierwszej kwarcie prowadziła 31:10, a do przerwy 62:36, ostatecznie pozwalając Litwinom wyszumieć się co nie co dopiero pod koniec meczu (91:79).
Wówczas jednak niespodziewanie przyszła porażka z Turcją (57:65) i tezę, że Hiszpania gładko obroni tytuł wywalczony w Polsce, znowu poddano w wątpliwość. Jak się jednak okazało, Juan Carlos Navarro i spółka wiedzieli kiedy mogą pozwolić sobie na przegraną i począwszy od drugiej fazy turnieju, grali jak z nut.
Na pierwszy ogień poszli Niemcy, którzy jeszcze podjęli walkę, ale i tak byli bez szans (77:68). W kolejnym starciu Serbowie już po pierwszej połowie złożyli broń (84:59), zaś Francuzi doznali prawdziwej klęski (69:96), choć zagrali bez Tony’ego Parkera. W ćwierćfinale podopieczni Scariolo rozbili w pył Słowenię (86:64), zaś w półfinale rewelacyjnej Macedonii starczyło się sił tylko na dwie kwarty (92:80).
Wreszcie wielki finał przeciwko znakomitym Francuzom, którzy tym razem wystawili do gry Parkera, ale co z tego skoro Jose Manuel Calderon wymusił na gwieździe San Antonio Spurs aż 11 niecelnych rzutów, bracia Pau i Marc Gasolowie byli jak dwie wieże, a MVP całego turnieju, Navarro raz za razem ośmieszał defensywę "Trójkolorowych". Ostatecznie skończyło się na wyniku 98:85, co i tak można przyjąć za najmniejszy wymiar kary.
I może Hiszpania nie grała tak finezyjnie, jak dwa lata temu na Torwarze czy w Spodku, to jednak przypominała doświadczonego boksera, który po profesorsku rozgrywa jedenaście rund by w dwunastej zadać kilka mocnych ciosów i przypieczętować swoją wygraną. I któremu jednogłośna decyzja sędziów jest do niczego niepotrzebna, wszak wiedza o jego umiejętnościach jest powszechna wśród wszystkich rywali dookoła.
Juan Carlos Navarro (18,7 punktu, 3 asysty, 46 % z gry, 45 % za trzy): Dwa lata temu rzucający obrońca Barcelony był bezsprzecznie w cieniu Pau Gasola oraz Rudy’ego Fernandeza, pełniąc rolę strzelby numer trzy w zespole. Na Litwie to jednak "La Bomba" dyktował tempo, do którego dostosowywali się jego partnerzy z drużyny, a które było zdecydowanie za szybkie dla rywali. Fani basketu długo będą wspominać, jak przeciwko gospodarzom imprezy już w pierwszej kwarcie zdobył 15 punktów, jak przeciwko Macedonii rzucił w przeciągu niespełna trzech minut 11 oczek, które ustawiły dalszą rywalizację, albo jak w trakcie fazy pucharowej EuroBasketu uzyskiwał średnio 29,3 punktu. A w wielkim finale? Gdy Tony Parker raz za razem podejmował błędne decyzje, Navarro spokojnie robił to, co umie najlepiej: urywał się na zasłonach, wchodził na kosz, rzucał ze statecznej pozycji, rzucał odchylony do tyłu... I trafiał, trafiał, trafiał...
Pau Gasol (20,1 punktu, 8,3 zbiórki, 1,7 bloku, 54 % z gry): Wydawało się, że nie może grać lepiej, niż na poprzednich Mistrzostwach Europy, kiedy był najlepszym graczem turnieju. A jednak. Starszy z braci w żadnym meczu nie zszedł poniżej dwucyfrowej zdobyczy punktowej, w połowie spotkań rzucał więcej niż 20 oczek, zaś prawdziwą klasę pokazał w spotkaniach fazy play-off, w których legitymował się średnimi 19,3 punktu i 14,3 zbiórki. Warto dodać, że środkowy Los Angeles Lakers opanował niezwykłą sztukę - nawet grając słabiej, i tak wywiera wielki wpływ na postawę swojej drużyny, a poziom, który wówczas prezentuje i tak jest nieosiągalny dla większości centrów na świecie. Hiszpania ponadto bardzo zyskuje na tym, że Pau może grać w pierwszej piątce ze swoim młodszym bratem, z którym instynktownie wiedzą, co zamierzają grać w danej akcji.
Marc Gasol (13,3 punktu, 7,3 zbiórki, 50 % z gry): Dwa lata temu był tylko zmiennikiem swojego brata lub Jorge Garbajosy. Dziś już nikt nie wyobraża sobie pierwszej piątki Hiszpanii bez młodszego z braci, który na przestrzeni zaledwie dwóch sezonów przeistoczył się w jednego z najlepszych europejskich graczy podkoszowych. Jego dwójkowe zagrania z bratem wejdą do klasyki litewskiego EuroBasketu, tak samo jak rzuty oddawane pod presją, w których Marc jest prawdziwym mistrzem (m.in. trójka z odchylenia w finale), choć jego technika pozostawia nieco do życzenia. Jednakże od zdobywania punktów w drużynie Sergio Scariolo są inni, więc wystarczy by młodszy Gasol walczył na tablicach (trzykrotne double-double w turnieju), miał oczy dookoła głowy (pięć asyst przeciwko Wielkiej Brytanii i Macedonii, cztery przeciwko Litwie) i punktował spod kosza.
Rudy Fernandez (8,2 punktu, 3,4 zbiórki, 3 asysty, 50 % z gry): Z jednej strony ktoś mógłby porównać obecne występy Fernandeza z tymi sprzed dwóch lat i wówczas padło by pytanie co się stało ze skrzydłowym Portland Trail Blazers w przeciągu tego czasu. Jednakże przykład 26-latka pokazuje jak kłamliwe mogą być czasami opinie opierane na statystykach. Fernandez pełnił na Litwie niewdzięczną rolę spoiwa łączącego graczy niskich i wysokich, a często oddelegowany do defensywy harował po obu stronach parkietu, skupiając się jednocześnie na tym by jak najwięcej wolnego miejsca pod koszami mieli bracia Gasol. Nie przeszkodziło mu to jednak być czwartym strzelcem ekipy.
Jose Manuel Calderon (5,9 punktu, 3,2 zbiórki, 2,7 asysty, 44 % z gry): Czym byłaby mistrzoska drużyna bez swojego motoru napędowego? Calderon przez cały turniej pozostawał w cieniu swoich kolegów raz po raz dogrywając piłkę pod kosz, albo do wychodzącego po zasłonie Navarro. Nie forsował rzutów i popełniał bardzo mało błędów. Grał mądrze i statecznie, ale potrafił również wykreować samego siebie - gdy zobaczył, że przeciwko słabszemu fizycznie Tony’emu Parkerowi może zagrać bardziej siłowo, łatwo zdobył 17 punktów w 24 minuty. A to przecież był finał całego turnieju. Cóż, mężczyznę podobno poznaje się właśnie po tym, jak kończy...
Serge Ibaka (7,1 punktu, 3,9 zbiórki, 1,2 bloku, 57 % z gry): Kluczowy rezerwowy w ekipie Scariolo, który w walce o minuty wyprzedził Felipe Reyesa. Koszykarz Oklahoma City Thunder wprowadzany był do gry głównie po to by walczyć w defensywie i z tego zadania wywiązywał się znakomicie. Jego pięć bloków w osiem minut przeciwko atletycznym graczom Francji w wielkim finale zostanie zapamiętanych na lata. Warto dodać, że ma tylko 22 lata więc w perspektywie kilku sezonów ma szansę stać się podstawowym graczem Hiszpanii.
Felipe Reyes (5 punktów, 2,8 zbiórki, 55 % z gry): Niestety, tego turnieju gracz Realu Madryt pod względem indywidualnym nie będzie wspominał specjalnie dobrze. Na parkiecie w każdym meczu spędzał tylko kwartę, zaś w trzech kluczowych spotkaniach mistrzostw zagrał tylko 12 minut (w tym po minucie w półfinale i finale). Wszystko wskazuje na to, że to początek końca kariery 31-letniego silnego skrzydłowego w reprezentacji. Na osłodę łez pozostaje mu fakt, że gdy już był na parkiecie, grał skutecznie.
Fernando San Emeterio (2,9 punktu, 1,4 zbiórki, 33 % z gry): Ciężko być zmiennikiem Rudy’ego Fernandeza i ciężko jest walczyć o pierwszą piątkę w zespole gdy do zaoferowania ma się w dużej mierze tylko umiejętności strzeleckie. Koszykarz Caji Laboral Baskonia w czterech spotkaniach turnieju otrzymał nieco większy kredyt zaufania, ale tylko raz pokazał na co go stać - przeciwko Niemcom rzucił 12 oczek w 21 minut. Warto jednak odnotować, że San Emeterio nie starał się za wszelką cenę przekonać wszystkich co do swoich umiejętności, a robił to, czego oczekiwał od niego szkoleniowiec - grał zespołowo (przeciwko Polsce, Wielkiej Brytanii i Słowenii rozdał po trzy asysty), a rzucał wtedy, gdy miał otwarte pozycje.
Sergi Llull (2,8 punktu, 2 asysty, 33 % z gry): Przeciętnie grał o kilka minut dłużej niż na turnieju w Polsce, ale ten czas nie przekładał się na zdobycze indywidualnie. To, że grać potrafi udowodnił spotkaniem przeciwko Francji (w 2. fazie grupowej, nie w finale), kiedy zdobył dziewięć oczek w 17 minut. W innych spotkaniach mniej widoczny i nastawiony bardziej na dogrywanie piłek do swoich partnerów, niż na trafianie do kosza. Póki Navarro gra w kadrze, jego status raczej się nie ulegnie zmianie.
Victor Claver (2 punkty, 0,6 zbiórki, 42 % z gry): Piąty zawodnik podkoszowy w reprezentacji i wszystko wskazuje na to, że w najbliższym latach nic w tej kwestii się nie zmieni, choć po turnieju w Polsce wielu mówiło, że najbliższy czas będzie należał do niego. Wielki potencjał, z którym trener Scariolo chyba nie do końca wie, co ma zrobić.
Ricky Rubio (1,5 punktu, 2,5 zbiórki, 2,1 asysty, 23 % z gry): W porównaniu z zeszłym EuroBasketem, regres o 180 stopni. Dwa lata temu Rubio był podstawowym rozgrywającym swojej drużyny, ale tylko dlatego, że kontuzję leczył wówczas Calderon. Wydaje się, że 21-latek od jakiegoś czasu stoi w miejscu i cały czas bazuje na tym, czym obdarzył go los - niesamowitym wyczuciu gry i zmyśle do gry kombinacyjnej. Jego czas w reprezentacji na pewno jeszcze nadejdzie, choć musi popracować nad rzutem i fizycznością.
Victor Sada (1 punkt, 2 zbiórki, 1 asysta, 36 % z gry): 27-latek to koszykarz jakiego chciałby mieć każdy trener (stąd też przez tyle lat reprezentował barwy Barcelony) - przede wszystkim myśli o zespole, godzi się na każdą rolę, a gdy wychodzi na parkiet, potrafi zagrać jako rozgrywający, rzucający obrońca, a także niski skrzydłowy. W wielkim finale to na niego wolał postawić Scariolo niż na młodego Rubio, gdy z parkietu musiał zejść Calderon.