Niedawno mieliśmy okazję obejrzeć naszych koszykarzy w akcji. Podopieczni Muliego Katzurina zmierzyli się bowiem z bardzo silną reprezentacją Argentyny. Już przed meczem byłem bardzo podekscytowany, choćby dlatego, że graliśmy ze złotymi medalistami Igrzysk Olimpijskich. Patrząc na podstawowy skład tej ekipy można było dostrzec tutaj wielu znakomitych zawodników. Pablo Prigioni w minionym sezonie co prawda nie był już pierwszym rozgrywającym TAU Ceramici Vitorii (mistrzów Hiszpanii), ale nadal spędzał wiele minut na parkiecie. Andres Nocioni to przecież jeden z lepszych graczy Chicago Bulls. Luis Scola, była ikona baskijskiego teamu - TAU, debiut w najsilniejszej lidze świata miał niezwykle udany - Houston Rockets. A do tego pod koszem Francisco Oberto z San Antonio Spurs. Co prawda spisywał się przeciętnie, ale i tak lepiej niż w debiutanckim sezonie na parkietach NBA. Najsłabszym ogniwem był Paolo Quinteros, który występuje w hiszpańskiej Saragossie.
Mimo tego Polacy pokazali kawał naprawdę dobrego basketu. Krzysztof Szubarga mijał wspomnianego wcześniej Prigioniego z dziecinną łatwością. Przemysław Frasunkiewicz pokazał, że jest w stanie zagrać dobrze przeciwko Quinterosowi oraz Nocioniemu. A do tego nasz najsilniejszy punkt, czyli frontcourt spisał się znakomicie. Warto wspomnieć o młodym Adamie Łapecie. Koszykarz Prokomu kapitalnie zablokował pod koniec III partii Scolę. Jak przyznał po meczu argentyński podkoszowy, ten blok będzie mu się śnił po nocach. Czy ktoś wierzył w tak dobry występ "biało-czerwonych"? Chyba nie.
Przegrana zaledwie 2 "oczkami" z tak klasowym rywalem, jakim niewątpliwie jest Argentyna sprawiła, że wielu ekspertów i fanów basketu uwierzyła w naszą reprezentację i czary Muliego Katzurina. Ale miejsce w szeregu pokazał nam... Urugwaj. Na dodatek przeciwnicy nie mieli do dyspozycji wszystkich najlepszych zawodników (podobnie zresztą jak my). Mimo tego przegraliśmy. Nie była to jednak przegrana w dobrym stylu, wręcz przeciwnie. Polska zdobyła aż 14 oczek mniej niż rywal. Chciałoby się rzec - Co się stało z Szubargą, Frasunkiewiczem, Kitzingerem? I tutaj jest największy problem...
...naszej reprezentacji brakuje świetnych graczy na obwodzie. Co z tego, że mamy niezawodnego Adama Wójcika (nie poleciał do Argentyny), co z tego, że posiadamy znakomitego Marcina Gortata (grał w Lidze Letniej) czy kapitalnego Macieja Lampe skoro nie mamy nikogo kto zagroziłby rywalowi świetnymi akcjami penetracyjnymi, nie wspominając już o rzucie z dystansu. W kadrze mamy Iwo Kitzingera, który niegdyś wygrał konkurs trójek z Andrzejem Plutą, ale co z tego skoro od tamtej pory Iwo więcej grał jako rozgrywający niż rzucający. Z czasem zapewne zacznie się wspominać jak to niegdyś wspomniany wcześniej Pluta trafiał zza linii 6,25 niemalże zawsze wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowano.
Teraz na niespełna 14 miesięcy przed Eurobasketem potrzeba nam wielkich zawodników (nie tylko na pozycjach 1-2, ale również 3). Ale gdzie ich znaleźć skoro niektórzy zamiast się rozwijać wolą pozostać w miejscu. Jak choćby Michał Ignerski, który otrzymał ofertę od Joventutu Badalona. Klub ten po stracie Rudy'ego Fernandeza poszukiwał godnego następcy. Szkoleniowcy uznali, że podołać temu niezwykle trudnemu wyzwaniu jest w stanie właśnie Polak. Na dodatek miałby olbrzymie szanse występować w pierwszym składzie. Warto dodać, ze Badalona to zespół, w którym Polak miałby nie tylko szanse gry w ACB, ale również w Eurolidze, czyli przeciwko najlepszym zawodnikom na Starym Kontynencie. Czy to nie jest marzenie koszykarzy grać z najlepszymi? Pamiętać należy jedno - Kto stoi w miejscu, ten tak naprawdę się cofa.
W każdym razie czar prysł. Po meczu z Argentyną wielu sympatyków koszykówki uwierzyło w wielki potencjał tej drużyny. Drużyny, która za kilkanaście miesięcy wystąpi w Mistrzostwach Europy, na dodatek rozgrywanych przed własną publicznością. Ktoś nam jednak pokazał, że do najlepszych nam daleko...