Już w ćwierćfinale naprzeciw siebie musiały stanąć ekipy Trefla Sopot oraz Anwilu Włocławek. Jest to zdecydowanie najciekawsza para na tym etapie rozgrywek. - Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas bardzo ciężka przeprawa, musimy być maksymalnie zmobilizowani i dobrze przygotowani na dwa najbliższe mecze i wykorzystać atut własnego parkietu - mówił przed meczem Filip Dylewicz, kapitan sopockiej drużyny.
Co ciekawe, piątkowe spotkanie nie przyciągnęło wielu kibiców do hali. Na trybunach zasiadło około 2 tysięcy kibiców.
Pierwsze punkty w meczu uzyskał Paul Miller, a po chwili konto włocławian poprawił Andrzej Pluta. Sopocianie rozpoczęli spotkanie strasznie nerwowo. Popełniali łatwe straty, w dodatku byli bardzo nieskuteczni. Po trójce Łukasza Majewskiego, trener gospodarzy zmuszony był poprosić o przerwę. Karlis Muiznieks do pierwszej piątki znów desygnował Pawła Kikowskiego oraz Lawrance Kinnarda, ale tym razem ten pomysł nie okazał się dobry. Niemoc sopocian przełamał dopiero będący ostatnio w świetnej formie Dragan Ceranić.
Po początkowym marazmie, gospodarze zaczęli się budzić. Wróciła skuteczność, w dodatku to włocławianie zaczęli się mylić. Jednakże od stanu po 10, to goście zdobyli dziewięć punktów i znów odjechali Treflowi.
Pod koniec kwarty na parkiecie pojawił się Filip Dylewicz, który podobnie jak w meczu z Turowem Zgorzelec grał bardzo nerwowo. Co prawda notował sporo zbiórek na tablicy włocławian, jednakże pudłował z bardzo prostych pozycji.
Druga odsłona była toczona pod dyktando sopocian, którzy nie dość, że odrobili siedmiopunktową stratę, to jeszcze wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu. Co ciekawe, bardzo dobre wejście z ławki zanotował Slobodan Ljubotina, który w krótkim odstępie czasu zdobył pięć punktów. Gracze Emira Mutapcicia zaczęli grać bardzo indywidualnie, niczym nie przypominając drużyny z pierwszej kwarty.
Z biegiem czasu gra się wyrównała i żadna ze stron nie potrafiła osiągnąć wysokiej przewagi. Dopiero pod koniec drugiej kwarty wyraźniejszą przewagę osiągnęli goście z Włocławka, którzy do przerwy prowadzili 41:34.
Początek drugiej połowy mógł się podobać zgromadzonym w Ergo Arenie kibicom. Obie ekipy zaczęły grać bardzo szybko, w tej grze nieco lepiej czuli się jednak gracze Muiznieksa, którzy odrobili praktycznie większość strat.
Kapitalne wejście z ławki zanotował Lawrance Kinnard, który od razu trafił dwie trójki, wyprowadzając przy okazji swoją ekipę na prowadzenie 51:48. Gospodarze grali nieco bardziej konsekwentnie w ataku i na ostatnie dziesięć minut to oni schodzili z jednopunktowym prowadzeniem (57:56).
Kinnard znów dwukrotnie przymierzył z dystansu i sopocianie odskoczyli już na siedem punktów. Włocławianie grali bardzo nerwowo w ataku, przez ponad pięć minut zdobyli ledwie dwa punkty! Ta słaba postawa na początku czwartej kwarty zadecydowała o porażce graczy Emira Mutapcicia. Co prawda goście próbowali gonić Trefla, ale ich próby spaliły na panewce.
Trefl Sopot - Anwil Włocławek 84:78 (14:21, 20:20, 23:15, 27:22)
Trefl: Lawrence Kinnard 15, Paweł Kikowski 14, Dragan Ceranic 13, Giedrius Gustas 10, Adam Waczyński 9, Filip Dylewicz 8 (11 zb), Marcin Stefański 7, Slobodan Ljubotina 5, Lorinza Harrington 3.
Anwil: Andrzej Pluta 15, Łukasz Majewski 14, Nikola Jovanovic 11, Chris Thomas 8, Paul Miller 7, Scott Morrison 6, D.J. Thompson 5, Dardan Berisha 4, Stipe Modric 4, Seid Hajric 2, Bartosz Diduszko 2.