Tomasz Wiliński: Gorzów Przystań. Przestań. Padnij

Nowy rok jest synonimem nadziei. Mówi się też, że nadzieja umiera ostatnia. Jednakże budżet na kolejny rok przedstawiony przez prezydenta miasta Gorzowa Wielkopolskiego, tym razem 2011, niemalże pozbawił nadziei prawie wszystkich zajmujących się sportem wyczynowym w tym mieście. Prawie? Tak, ponieważ dla "głowy" gorzowskiego magistratu i wtórujących mu radnych nawet w sporcie są równi i równiejsi.

Niczym w "Folwarku zwierzęcym" Georga Orwella walka o wolność i równość jest dla wszystkich, ale dla niektórych bardziej. Podział budżetowych pieniędzy również traktowany jest wedle własnych upodobań i widzimisię, nie zaś w oparciu o rzeczywiste zapotrzebowanie, publicznie składane deklaracje, obietnice czy nawet przyjęte na siebie zobowiązania. Stara rada zrzuca problem na nową, ale prezydent jest wciąż ten sam. Stety, niestety, bo tuż przed głosowaniem w drugiej turze znalazł w trybie pilnym wirtualne pieniądze w kasie miasta, stworzył z prędkością światła projekt nowej hali widowisko-sportowej, ale w rzeczywistości z góry wiedział, że to kiełbasa wyborcza. A kiełbasa jak to kiełbasa lubi się odbijać. Dzisiaj dość mocno odbija się prezydentowi, ale także radnym i pracownikom magistratu.

17 stycznia o 14.30 na ulicach Gorzowa odbyła się wielka demonstracja przeciwko nierównemu traktowaniu innych dyscyplin niż żużel. Obserwując tą sytuację nasuwają się na myśl słowa piosenki Maryli Rodowicz "Człowiek, człowiek":

"Tyle miał nam dać, że aż brakło tchu

Nasz świat, nasz brat, nasz król

A za oknem szadź, popłuczyny snu

I strach i krach, i ból".

Jednak tego, co za oknem zdaje się, że nie dostrzega się z okien prezydenta, nie dostrzega się ze stadionu na Śląskiej. Może uczciwsze byłoby informowanie o planach finansowania danych dyscyplin zanim rozpoczną się rozgrywki, przewidywanie sytuacji budżetowej miasta i klubów, przewidywanie społecznego zapotrzebowania. Nie sposób uwierzyć w słowa władz tego miasta, bądź, co bądź, mojego rodzinnego, że miasta nie stać na wspieranie sportu, nie stać na dotacje i nie stać na promocję poprzez sport w obliczu największych wydatków w historii na żużel. Jak można mówić, że się nie ma, gdy w tym samym czasie wydaje się ponad 13 milionów złotych na rozbudowę stadionu (która jest całkowicie nietrafionym i niepotrzebnym pomysłem) oraz organizację przez najbliższe pięć lat Grand Prix na żużlu. Poza tym na pewno znajdą się jeszcze inne środki w tej pustej kasie miasta dla speedwaya w trakcie sezonu. Ale to przecież problem króla Salomona, który z pustego nie naleje, bo nasz król naleje, doleje i dookoła jeszcze narozlewa. W tej samej kasie nie ma jednak środków i przyszłości innych dyscyplin, innych sportowców, innych klubów. Nie ma środków dla mistrzów Polski, Europy, Świata i Olimpijskich. Nie ma na rozwój takich talentów sportowych jak Łukasz Błaszkowski, nie ma dla fenomenalnych koszykarek, dla ambitnych szczypiornistów, dla walczących siatkarzy, nie ma dla tenisistów, bokserów, nie ma w końcu dla piłkarzy. Dlaczego? Twierdzi się, że zainteresowanie czymś poza żużlem w Gorzowie jest marginalne i nie warte zawracania sobie nim głowy. Słusznie? Sami sobie odpowiedzcie. Bo wedle mojej wiedzy choćby sama medialność jest wyższa w każdej z tych dyscyplin niż żużla.

I tu znów mam muzyczne skojarzenie. Tym razem po głowie chodzą mi słowa Beaty Kozidrak z utworu: "Tyle chciałem Ci dać":

"Tyle chciałem Ci dać

Deszczem kwiatów okryć Cię

Czasem porwał mnie wiatr

Chciałem siebie odnaleźć

Lecz nie ma mnie".

Deszczem kwiatów, żółtych i niebieskich, obsypany w nagrodę w jednym parku. W parku, gdzie szósta lokata uznawana jest za niezwykłe osiągnięcie, gdzie uważa się, że klub określany, nie bez kozery, mianem Galacticos, jest głównym motorem promocji miasta (a nie dostrzega się prześmiewczych wypowiedzi), gdzie spełnia się zachcianki wszystkich, którzy skręcają w lewo, nawet gdy to wina tylko mocniejszego wiatru, który potrafi porwać...

Ale tam też nie sposób usłyszeć słów zgrabniejszych koleżanek z rodziny o nazwisku Sport. Koleżanki Koszykówki, która w myśl słów z tej samej piosenki zdaje się ze łzami w oczach podśpiewywać:

"Bo ja bez Ciebie zginę

Bo ja bez Ciebie nawet nie wiem jak żyć

Sto lat być może minie

Nim spotkam Cię znów, proszę Cię, błagam wróć"

I nie dlatego zginie, żeś żywił ją co dzień. Żeś podsuwał smakołyki, że dawałeś nadzieję i zapewniałeś budżet. Zginie, bo się od niej odsunąłeś. Dlatego, że odsunął się magistrat, odsuwa się rada. Ale pozostali kibice i wierni, choć rozgoryczeni sponsorzy. Może chociaż oni reanimują koszykówkę. Po raz drugi. Wykończono Stilon, a teraz robi się zamach między innymi na AZS PWSZ. Obiecywano halę. Pokazano halę. Ale bardziej prawdopodobne, że ten klub zagra na parkiecie Zastalu niż w nowoczesnej i nowej hali widowiskowej w Gorzowie.

Co z tego, że kibice napisali petycję. Że prezydent otrzymuje listy. Skoro tak jak w słowach cytowanej piosenki:

"Wiem, że grałem nie fair

Głupie kłamstwa, czasem flirt

Nie wiedziałem, że wiesz

Przecież mogłaś pogadać,

A tu tylko list..."

Flirt na ubiegłorocznym finale, kłamstwa, co miesięcy parę. I co z tego, że wierzył sport w Gorzowie. Że wierzyła koszykówka. Że kibice i mieszkańcy zaufali, a czasami nawet pokochali.

"Przecież wiesz jak jest - kochałam Cię

Wierzyłam w to, co mówiłeś

Chociaż czułam dziwny lęk

Przecież wiesz jak jest

Nie, nie, niemym rytmem dziś

Gra muzyka naszych serc"

Koszykówka czuła. Nawet może i kochała. Wierzyła, choć nie raz wątpiła i czuła lęk. Szybko pokazana hala, natychmiastowe obietnice (bez pokrycia) ... Cóż .... dziś pozostał niemy rytm i muzyka serc kibiców, którzy wciąż śpiewają ... wciąż wspierają ... są wierni swoim klubom i kochają je bez względu na to czy jest to panna z posagiem czy bez ...

A prezydent jedynie: "Tyle chciałem Ci dać"... ale już mnie na to nie stać...

Tomasz Wiliński

Źródło artykułu: