Emir Mutapcić: Szacunek dla Easley'a

Kapitalny występ Tony’ego Easley’a przekreślił marzenia Anwilu Włocławek o przerwaniu fatalnej passy i pokonaniu Polonii Warszawa w wyjazdowym spotkaniu. Tym samym wicemistrzowie Polski nie wygrali już meczu od końca listopada, kiedy to udało się im odprawić z kwitkiem PBG Basket Poznań. Przyczyny ostatniej porażki tłumaczy trener włocławian, Emir Mutapcić.

Zarówno zawodnicy, jak i sztab trenerski ze szkoleniowcem Emirem Mutapciciem na czele, jechali do Warszawy na mecz z tamtejszą Polonią z nastawieniem pewnego wygrania meczu i zgarnięcia dwóch punktów. To, że wygrana nie przyjdzie tak łatwo, jak przewidywano na Kujawach, pokazał już początek meczu, bo choć goście wygrywali po dziesięciu minutach 23:17, "Czarne Koszule" nie pozwalały im na odejście na więcej niż pięć-sześć punktów.

Włocławianie prowadzili jeszcze po pierwszej połowie (42:40), ale kolejne minuty przynosiły tylko coraz mniej stabilną defensywę, większe rozgoryczenie w ataku i brak realizacji założeń taktycznych. Dzięki temu Polonia już po trzydziestu minutach objęła minimalne prowadzenie 66:63 i 72:70 chwilę później. Anwil był jeszcze w stanie rzucić pięć oczek z rzędu, by wyjść na trzypunktowe prowadzenie na niespełna minutę przed końcem, ale ostatecznie punkty Marcina Nowakowskiego i Tony’ego Easley’a przesądziły o wygranej miejscowych i trzeciej ligowej porażce z rzędu przyjezdnych.

- Cóż mogę powiedzieć. Mecz był bardzo zacięty, a prowadzenie wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Ani my, ani Polonia nie była w stanie zbudować sobie bezpiecznej przewagi, dlatego losy spotkania rozstrzygnęły się w końcówce. Niestety, niezbyt przyjemnie dla nas - mówi Mutapcić, a w jego głosie próżno szukać nutki optymizmu i zadowolenia z choćby jednego elementu wykonanego przez jego podopiecznych, choć ci ogółem zanotowali lepszą skuteczność rzutów od rywali (za dwa obie drużyny po 55 %, za trzy przewaga Anwilu 38 do 30, a za jeden - 64 do 60) i mieli więcej asyst (16 do 12). W obliczu przegranej nawet te elementy bośniacki trener obraca w wady. - Już same statystyki mówią, dlaczego przegraliśmy ten mecz. Nasi przeciwnicy zdobyli aż 17 punktów z kontry, a w meczu, w którym każdy punkt jest na wagę wygranej, takie coś jest niedopuszczalne. Ponadto oni, choć zanotowali słabszą skuteczność, zdobyli 17 punktów na 28 możliwych z rzutów wolnych. To oznacza, że aż 34 z 77 oczek warszawiacy rzucili z bardzo prostych sytuacji.

Mimo słabej gry, włocławianie mieli jeszcze szansę wygrać niedzielne starcie w samej końcówce. Przy remisie 75:75, na pięć sekund przed ostatnią syreną, fatalny błąd popełnił jednak Andrzej Pluta. Kapitan Anwilu otrzymał podanie w rogu boiska i swoim firmowym zwodem, charakterystyczną "pompką", minął obrońcę Polonii. Problem w tym, że w trakcie minięcia rywala Pluta nadepnął na linię autową i decydującą piłkę mieli w rękach Poloniści. - Mieliśmy ostatnią akcję meczu i mogliśmy wygrać, ale muszę sprawdzić na video czy sędzia miał rację, że Andrzej był na aucie. Nie przegraliśmy jednak przez tą sytuację - podkreśla Mutapcić.

- Naszym głównym problemem okazała się mało agresywna gra w obronie. Polonia zbyt często i zbyt łatwo wchodziła w strefę podkoszową - dodaje Bośniak, z pewnością mając na myśli również ostatnie zagranie gospodarzy. Nowakowski szybkim zwodem minął Plutę i wszedł pod kosz, ściągnął na siebie dwóch obrońców, po czym podał do wbiegającego Easley’a, który atomowym wsadem zakończył mecz zwycięstwem miejscowych. - Olbrzymie słowa uznania i szacunku należą się Easley’owi, który nie tylko trafił wszystkie rzuty za dwa punkty, zdobywając w sumie 24 punkty, ale i zaliczył 15 zbiórek. Głównie dzięki niemu warszawiacy zdominowali grę na tablicach. No i oczywiście zdobył decydujące punkty spotkania - kończy swoją wypowiedź trener Anwilu.

Komentarze (0)