Bohaterem miejscowej publiczności okazał się po raz kolejny Kobe Bryant, zdobywca 36 punktów i 7 zbiórek. MVP sezonu zasadniczego otrzymał jednak solidne wsparcie od swoich kolegów z drużyny, w szczególności Sashy Vujacica. Rezerwowy Słoweniec uzbierał 20 punktów, trafiając przy tym niezwykle ważną trójkę na 81:76. Jednym z powodów słabej gry Celtów była z kolei nierównomierna gra Wielkiej Trójki. Najlepiej spisał się Ray Allen, zdobywca 25 punktów (w tym 5 trójek) a kompletnie zawiódł pochodzący z Kalifornii Paul Pierce - 2/14. Natomiast Kevin Garnett uzbierał co prawda double-double, lecz przestrzelił aż 15 rzutów z gry.
Pomimo tego przyjezdni przegrali zaledwie 6 punktami na początku trzeciej kwarty, kiedy to Rajon Rondo doznał urazu kostki. Zastępujący go James Posey szybko zaaplikował rywalom trójkę a chwilę potem to samo uczynił Allen. Tego wieczoru na nic innego jednak nie było stać podopiecznych Doca Riversa, którzy zagrali zdecydowanie najgorszy mecz od kilku tygodni. - Graliśmy bardzo słabo a mimo tego cały czas mieliśmy szansę na korzystny wynik. Nie wydaje mi się, żebyśmy zarówno w ofensywie jak i defensywie zagrali dobre zawody. Musimy jeszcze wiele rzeczy ulepszyć - przyznał Allen. - Kobe był fantastyczny, ale wydaje mi się, że to Vujacic był kluczową postacią. Jak powiedziałem wcześniej musimy wygrać mecz kiedy Kobe Bryant gra dobrze - powiedział Doc Rivers, szkoleniowiec Celtów.
Los Angeles Lakers – Boston Celtics 87:81 (20:20, 23:17, 17:25, 27:19)
Lakers: K. Bryant 36, S. Vujacic 20, P. Gasol 9 (12 zb), D. Fisher 6, J. Farmar 5, L. Odom 4, T. Ariza 4, V. Radmanovic 3, R. Turiaf 0, L. Walton 0.
Boston: R. Allen 25, K. Garnett 13 (12 zb), J. Posey 9, R. Rondo 8, K. Perkins 8, P. Pierce 6, E. House 6, P.J. Brown 3, S. Cassell 2, L. Powe 1.
Stan rywalizacji: 2:1 dla Boston Celtics