Miami w pierwszej połowie grało jak z nut i nie dawało rywalom z Salt Lake City zbyt wiele do powiedzenia na boisku. Po dwóch kwartach gospodarze prowadzili 51:22 i nic nie zapowiadało, że sytuacja może ulec tak diametralnej zmianie.
Po przerwie na parkiet w AmericanAirlines Arena wyszli zupełnie inni Utah Jazz. Grali jak z nut i przede wszystkim pozbyli się problemów ze skutecznością. Podopieczni Jerry'ego Sloana ambitnie gonili Heat. Na siedem minut przed końcem udało im się doprowadzić do remisu po 79. Gospodarze zwarli szyki i zdołali odskoczyć na osiem punktów (98:90) na zaledwie 28 sekund przed końcową syreną. Wydawał się, że Miami spokojnie doczeka końca meczu. Inny scenariusz chciał napisać świetny w tym starciu Paul Millsap. Silny skrzydłowy Jazz w krótkim odstępie czas trzykrotnie trafił z dystansu, a na deser równo z syreną dobił niecelny rzut C.J. Milesa czym doprowadził do dogrywki.
- Brak mi słów. Przegrywaliśmy wysoko z tak świetnym zespołem. Udało nam się jednak zmienić losy spotkania. To dużo mówi o naszej drużynie - powiedział Millsap, który zdobył 46 punktów.
W dodatkowym czasie gry cały czas trwała wyrównana walka. Wygraną Jazz zapewnił Francisco Elson, który na 0,4 sekundy trafił dwa rzuty osobiste. Eddie House podobnie jak w meczu z New Orleans Hornets próbował z dystansu, ale ku radości przyjezdnych piłka nie wpadła do kosza.
- W drugiej połowie nie uważaliśmy. Mieliśmy swoje szanse, aby ustalić rozstrzygnąć wszystko na swoją korzyść, ale ich nie wykorzystaliśmy - stwierdził Chris Bosh.
Miami Heat - Utah Jazz 114:116 OT (25:13, 26:19, 24:30, 29:41, d. 10:12)
(Wade 29 (6zb), James 20 (14zb, 11zb), Bosh 17 (9zb) - Millsap 46 (9zb), Williams 21 (14as), Kirilenko 16 (9zb, 7as))
Do siedmiu spotkań bez porażki wydłużyła się seria New Orleans Hornets. Zespół prowadzony przez Monty Williamsa uporał się z Los Angeles Clippers.
W ostatniej kwarcie gospodarze dali koncert gry i wybili gościom z głów marzenia o zwycięstwie. Pierwsze skrzypce grali rezerwowi Jerryd Bayless wraz z Willie Greenem. Po ich akcjach Szerszenie prowadziły 89:69. Dzięki temu Chris Paul nie mógł odpoczywać i myśleć o kolejnym rywalu. - Dużo rozmawialiśmy o tym jak mamy grać, aby Chris nie musiał wychodzić na parkiet w czwartej kwarcie i ratować sytuacji -- powiedział Williams.
- Wreszcie pokazałem na co mnie stać - stwierdził Bayless, który po przejściu do Nowego Orleanu miał problemy ze skutecznością (29 procent z gry). Przeciwko Clippers było już znacznie lepiej, ponieważ obrońca zaliczył 5 celnych rzutów na 10 prób. W sumie Bayless na swoim koncie zapisał 15 oczek. 19 miał najlepszy strzelec Green, dzięki czemu przekroczył granicę czterech tysięcy zdobytych punktów.
Jedną z bolączek Clippers były straty. 25 razy goście oddawali piłkę za darmo swoim rywalom. - Nie można myśleć o zwycięstwie jeśli popełnia się tyle błędów. Musimy szanować piłkę, a nie ją tracić - powiedział trener Vinny Del Negro. W jego zespole 20 oczek rzucił debiutant Al-Farouq Aminu.
W starciu z Hornets kontuzji kostki doznał Chris Kaman.
New Orleans Hornets - Los Angeles Clippers 101:82 (27:18, 21:23, 22:19, 31:22)
(Green 19, Bayless 15 (9as), Paul 13 (8as) - Aminu 20 (8zb), Gomes 11, Griffin 10 (6zb), Butler 10)
Pacers zapewnili sobie zwycięstwo z Denver Nuggets dzięki świetnej trzeciej kwarcie. W ciągu dwunastu minut po przerwie oddali 21 rzutów z czego 20 wpadło do kosza! Jedynym graczem, który zanotował pudło w tym okresie meczu był Josh McRoberts. - Zepsułem niezły wynik - powiedział koszykarz.
- Dowiedziałem się o tym po fakcie. Mogłem zagrać mu (McRobertsowi) piłkę. Na szczęście swoje winy odkupił dobrą grą - żartował zdobywca 31 punktów (24 w trzeciej kwarcie), Mike Dunleavy.
Przed ostatnią odsłoną Pacers prowadzili 113:76 i byli już pewni swojej wygranej. - Takie rzeczy zdarzają się trzy lub cztery razy w sezonie. Musimy wyciągnąć wnioski i zagrać lepiej z Lakers - powiedział trener Nuggets George Karl.
Indiana ustaliła rekord klubu pod względem ilości punktów zdobytych w kwarcie. Wyrównała ligowy rekord pod względem liczy oczek rzuconych w tym fragmencie spotkania. 54 punkty w jednej kwarcie jest czwartym najlepszym wynikiem w historii NBA.
Indiana Pacers - Denver Nuggets 144:113 (27:25, 32:24, 54:27, 31:37)
(Dunleavy 31, Collison 29 (6as), Hansbrough 20 (9zb) - Lawson 19, Afflalo 17, Forbes 16)
Pozostałe mecze:
New Jersey Nets - Cleveland Cavaliers 91:93 (23:23, 19:22, 23:18, 26:30)
(Outlaw 27 (7zb), Harris 18 (6as), Lopez 16 (8zb) - Hickson 18 (10zb), Jamison 15 (8zb), Sessions 15 (5as))
Milwaukee Bucks - New York Knicks 107:80 (41:19, 23:24, 26:24, 17:13)
(Jennings 19 (6as), Gooden 17 (8zb), Maggette 14 - Stoudemire 19, Chandler 11, Felton 10 (8as))
Portland Trail Blazers - Detroit Pistons 100:78 (36:25, 17:20, 21:18, 26:15)
(Aldridge 19 (17zb), Batum 17, Fernandez 13 - Stuckey 17, Daye 15 (8zb), Prince 10)
Los Angeles Lakers - Minnesota Timberwolves 99:94 (26:28, 32:24, 24:22, 17:20)
(Bryant 33 (6as), Gasol 18 (10zb), Odom 15 (8zb) - Love 23 (24 zb, 5as), Beasley 17, Telfair 14 (9as))