Po pierwszej połowie meczu AZS Koszalin - Polonia Warszawa gospodarze pewnie prowadzili 44:29 i byli na jak najlepszej drodze do osiągnięcia pierwszego zwycięstwa w tym sezonie. Koszalinianie grali bardzo szybko w ataku oraz pomysłowo w obronie. Wszystko to zasługa nowego-starego trenera Mariusza Karola, który tchnął w zespół nowego ducha. Polski szkoleniowiec nie zaingerował jednak tylko w sprawy mentalne, ale również w kwestie typowo koszykarskie. Między innymi nakazał swoim koszykarzom zostawiać wiele wolnego miejsca rozgrywającym Polonii na dystansie, a ci trafili tylko dwie trójki na 10 prób. Ponadto dał zielone światło w ofensywie Amerykaninowi Winsome’owi Frazierowi, a ten odwdzięczył się dorobkiem 24 punktów. Wreszcie, uruchomił również w ataku Damiena Kinlocha.
30-letni środkowy w taktyce zwolnionego trenera Charlesa Bartona miał być odpowiedzialny tylko za zbieranie, zastawianie własnej tablicy i szybkie uruchamianie rozgrywających. Trener Karol uznał jednak, że szkoda marnować naturalne cechy Amerykanina jak siłę, atletyzm, sprawność czy dobrą motorykę i zdecydowanie zwiększył jego rolę w drużynie. Efekt? Kinloch zdobył 19 oczek i miał sześć zbiórek, a koszalinianie wygrali pierwszy mecz w sezonie.
- Trener nas bardzo dobrze przygotował do tego spotkania. Naprawdę ciężko pracowaliśmy w ciągu tych kilku dni poprzedzających sobotnie starcie i co najważniejsze, przygotowywaliśmy się pod kątem konkretnego rywala. To wszystko sprawiło, że w trakcie meczu grało nam się łatwiej - powiedział środkowy AZS.
Mimo zwycięstwa, gospodarze nie uniknęli jednak błędów. - Po zmianie stron coś się w nas zacięło. Co? Nie wiem dokładnie, ale faktem jest, że straciliśmy koncentrację. Przez pierwsze dwie kwarty utrzymywaliśmy równie tempo gry bo nie myśleliśmy o niczym innym, jak tylko o zdobyciu kolejnego punktu, czy obronieniu kolejnej akcji. Po przerwie przyszedł moment zawahania, który rywale doskonale wykorzystali - dodał Kinloch.
Rzeczywiście, w trzeciej i czwartej kwarcie Polonii wiodło się zdecydowanie lepiej, gdyż... na parkiecie nie było wspomnianego Amerykanina. Trener Karol postanowił bowiem przetestować ustawienie bez swojego środkowego na placu gry, preferując w tym momencie szybszą grę niższym składem. Szkoleniowiec warszawian, Wojciech Kamiński idealnie odczytał wówczas zamierzenia miejscowych i przewaga AZS zaczęła topnieć. Wówczas jednak na placu boju ponownie pojawił się Kinloch, który, wespół z Frazierem, zaprowadził porządek w grze swojego zespołu.
- Można powiedzieć, że wreszcie zdaliśmy egzamin. Co prawda po trzeciej porażce i zmianie trenera wiedzieliśmy w naszej grze progres, ale do pełni szczęścia brakowało nam zwycięstwa. Teraz to już się stało faktem i myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. Jako zespół stajemy się lepsi i będziemy groźni dla każdego rywala - zakończył Kinloch, który po czterech ligowych starciach legitymuje się średnimi 16,5 punktu (9. na liście strzelców), 5,8 zbiórki, 2,0 przechwytu i 1,3 asysty, co składa się na 21,5 oczka w klasyfikacji evaluation. To piąty wynik całej ligi.