- Należy pamiętać, że nie jest to zespół budowany z myślą o Eurolidze. I nie ma się co w tej kwestii oszukiwać. Czekają nas bardzo ciężkie pojedynki... - szczerze przyznawał przed spotkaniem opiekun Lotosu Gdynia, Dariusz Raczyński. Jego słowa na nieszczęście dla fanów mistrzyń Polski miały potwierdzenie na parkiecie. Pierwsze minuty jeszcze dawały nadzieję na korzystny wynik polskiego zespołu, bowiem po rzucie Moniki Wright gospodynie prowadziły 6:4, ale potem to już rywalki dyktowały warunki na parkiecie.
Podopieczne trenera Norbeta Szekelego szybko uzyskały kilkupunktową przewagę za sprawą skutecznych rzutów Katalin Honti, a także największych gwiazd zespołu Amber Holt i Angel McCoughtry. - To był dobry mecz w naszym wykonaniu. Bardzo szybko wypracowaliśmy bezpieczną przewagę - komentował po spotkaniu trener węgierskiego zespołu. Gdynianki popełniały proste błędy w ataku, przegrywały także zbiórki, co skrzętnie wykorzystał Sopron, który po pierwszej kwarcie prowadził 28:20.
Wydawało się, iż sygnał do ataku da koleżankom Daria Mieloszyńska skutecznie egzekwująca rzut za trzy, ale taka sama odpowiedź przyjezdnych szybko przywróciła układ sił z wcześniejszych minut. Przewaga Węgierek rosła z każdą kolejną akcją, by w połowie drugiej kwarty przekroczyć pułap 10 punktów. Na chwilę przebudził się Lotos, a konkretnie Oliwia Tomiałowicz i Sandor Irvin i gdynianki przegrywały tylko 29:36. Trudno jednak myśleć o korzystnym wyniku, gdy tak łatwo przegrywa się walkę na tablicach z rywalkami. - Dziś zagraliśmy bez nominalnej "1" i "5" - zauważył szkoleniowiec mistrzyń Polski.
Rywalkom łatwo więc przychodziło zdobywanie punktów spod kosza. Na domiar złego Lotos grał mało zespołowo, kilka akcji młode zawodniczki kończyły indywidualnie, co przynosiło opłakane skutki. Do przerwy Węgierki bez większych problemów prowadziły 47:33. Bardzo dobre zawody rozgrywało trio: Holt-Honti-McCoughtry, o czym na pomeczowej konferencji wspomniał Dariusz Raczyński: - Co dla zespołu Sopronu znaczą takie zawodniczki, jak: Holt, Honti, McCoughtry mieliśmy potwierdzenie na parkiecie.
Lotos trzecią kwartę rozpoczął fatalnie, a w międzyczasie boisko za pięć przewinień musiała opuścić Wright. Oba zespoły grały w tej fazie meczu nieskutecznie. Po sześciu minutach trzeciej ćwiartki Lotos zdobył 7, a przyjezdne 6 punktów. W pewnym momencie gospodynie po akcji 3+2 zbliżyły się na dystans 8 "oczek", ale na tym emocje się skończyły.
Fatalną stratę popełniła Tomiałowicz, po chwili dała o sobie znać McCoughtry i było 60:48 dla Sopronu.
Ostatnia faza spotkania to spokojna gra pewnej swego węgierskiej drużyny. Na słowa uznania w Lotosie zasłużyła jednak Daria Mieloszyńska, ale bez wsparcia koleżanek ciężko myśleć o skutecznej pogoni, gdy w 35. minucie przegrywa się 15 punktami. W końcówce na parkiecie pojawiło się kilka młodszych zmienniczek młodych zawodniczek Lotosu i one zdobyły kilka punktów. Ostatecznie jednak węgierski Sopron wygrał, bez większych problemów 82:67. - Popełniliśmy bardzo dużo strat. Wynik sam mówi za siebie. Tyle strat to wynik kompromitujący - nie krył Dariusz Raczyński.
Lotos Gdynia - MKB Euroleasing Sopron 67:82 (20:28, 13:19, 15:13, 19:22)
Lotos: Daria Mieloszyńska 18 (5), Elina Babkina 11 (1, 10 as), Milka Bjelica 9 (1, 12 zb), Monica Wright 6, Magdalena Ziętara 5, Sandora Irvin 5 (1), Magdalena Kaczmarska 5, Marta Jujka 5, Olivia Tomiałowicz 2, Claudia Sosnowska 1, Małgorzata Misiuk 0.
MKB Euroleasing: Amber Holt 22 (3), Angel McCoughtry 19 (1), Katalin Honti 16, Tinaja Krivacevic 10, Zane Tamane 9 (11 zb), Diana Furesz 3 (1), Ekaterina Abramzon 3 (1), Zsofia Varga 0, Timea Czank 0, Fanni Szabo 0.