Zaledwie kilka minut przed tym jak reprezentanci Polski wyszli na parkiet sobotniego spotkania przeciwko koszykarzom z Belgii, do sztabu szkoleniowego napłynęły informacje z Bułgarii, gdzie rozgrywano drugie spotkanie grupy C. W Sofii lepsza od gospodarzy okazała się drużyna Gruzji, co oznaczało dla "Biało-Czerwonych" ni mniej, ni więcej, jak konieczność zwycięstwa w łódzkiej Atlas Arenie.
- O wyniku pojedynku Bułgaria-Gruzja dowiedzieliśmy się tuż przed naszym meczem i można powiedzieć, że to nas zmobilizowało. Wiedzieliśmy, że musimy wyjść na parkiet nastawieni na zwycięstwo i tak też się stało - powiedział trener Igor Griszczuk, który przed sobotnim spotkaniem miał wiele problemów kadrowych. Najpierw ze składu wypadł Krzysztof Szubarga, następnie urazu doznał Adam Łapeta, zaś w piątek, tuż przed samym pojedynkiem, okazało się, że przeciwko Belgii nie wystąpi również Michał Chyliński.
Przyparty do muru Griszczuk nie miał wyjścia i musiał liczyć na dobrą formę Łukasza Koszarka. Playmaker Pepsi Caserta, wspierany na rozegraniu od czasu do czasu Dardanem Berishą i Thomasem Kelatim, zagrał ostatecznie bardzo dobre zawody (11 punktów i siedem asyst), rozwiewając wszelekie wątpliwości szkoleniowca. - Te eliminacje zaczęły się dla nas pechowo. Najpierw bardzo późno zebraliśmy się w takim składzie, w jakim mieliśmy grać mecze o punkty, a teraz te kontuzje... Na szczęście dzisiaj chłopaki pokazali charakter, walczyli przez czterdzieści minut i to zwycięstwo im się po prostu należało - mówił Białorusin z polskim paszportem.
Polska ograła Belgię różnicą aż dwudziestu oczek, 93:73, lecz pierwsza połowa spotkania nie zapowiadała takiego pogromu. Rywale utrzymywali kontakt z gospodarzami dzięki dobrej postawie Dimitri Lauwersa (notabene - kolegi z drużyny Filipa Dylewicza i Szymona Szewczyka), który w pewnym momencie popisał się serią trzech celnych rzutów z dystansu. Zresztą, cała ekipa gości świetnie radziła sobie w tym elemencie i do przerwy zanotowała skuteczność 9/13!
- W pierwszej połowie mieliśmy naprawdę sporo problemów z grą w obronie. Do przerwy pozwoliliśmy Belgom zdobyć aż 27 oczek rzutami za trzy! To zdecydowanie za dużo, ale to nie jedyny element, który zawodził. Uważam, że czeka nas wiele pracy jeśli chodzi o zbiórki, zarówno w ataku, jak i w obronie - tłumaczył Griszczuk. Ostatecznie obie drużyny zebrały po 30 piłek, lecz to goście zdecydowanie lepiej radzili sobie na atakowanej tablicy. Podczas gdy podkoszowi "Biało-Czerwonych" zanotowali tylko siedem zbiórek ofensywnych, rywale aż 15. I oto właśnie pretensje miał szkoleniowiec.
Co ciekawe przeciwko Belgom Polacy zdecydowanie zmienili oblicze swojej gry w ataku. Więcej podań pod koszem otrzymywali wysocy (stąd aż 29 punktów Marcina Gortata i 24 Macieja Lampe), zaś mniej akcji kończono rzutami z dystansu. - To nie jest tak, że wcześniej nie dogrywaliśmy piłek wysokim, wręcz przeciwnie. Zdajemy sobie sprawę jaką mamy siłę pod koszem i w poprzednich spotkaniach także staraliśmy się ją wykorzystać. Wszystko zależy jednak od obrony przeciwnika - uznał Griszczuk, lecz statystyki nie kłamią. Przeciwko Gruzji Polacy oddali 27 rzutów zza łuku, a przeciwko Portugalii i Bułgarii po 25. W sobotę natomiast przymierzali z dystansu ledwie 19 razy, zaś w to miejsce oddali aż 37 prób za dwa. Dla porównania - przeciwko Gruzji 28, a Portugalii 25.
We wtorek podopiecznych Białorusina z polskim paszportem czeka arcytrudne i arcyważne spotkanie z Gruzją. Polacy muszą ten mecz wygrać jeśli nadal chcą się liczyć w walce o zwycięstwo w grupie, lecz tak naprawdę w dobrej sytuacji znajdą się dopiero wówczas, gdy ograją zawodników Igora Kokoskova różnicą przynajmniej 19 punktów. Co na to szkoleniowiec reprezentacji Polski? - Nie jesteśmy tutaj na wczasach, przyjechaliśmy walczyć, przeciwko Belgii wyszliśmy na parkiet nastawieni na zwycięstwo i tak też będziemy wychodzić na kolejne spotkania - zakończył Griszczuk.