Gwiazdy robią różnicę - relacja z meczu Asseco Prokom Gdynia - Anwil Włocławek

Asseco Prokom Gdynia pokonał Anwil Włocławek w drugim meczu finałowym play-off TBL 91:84 i jest już tylko o dwa zwycięstwa od triumfu w lidze. Poniedziałkowe starcie okazało się być diametralnie inne od tego z soboty ze względu na bardzo ambitną postawę włocławian, którym niewiele brakowało do sukcesu. Wygraną zespołowi gdyńskiemu zapewniły dwie gwiazdy: Jan Hendrik Jagla zdobył 32 punkty i zebrał 11 piłek z tablic, a Qyntel Woods trafiał najważniejsze rzuty i otarł się o triple-double.

W zespole Anwilu Włocławek tylko kontuzjowany Andrzej Pluta ma doświadczenie z meczów finałowych a dla reszty koszykarzy mecze z Asseco Prokomem Gdynia to zupełny debiut i było to widać w sobotnim spotkaniu, kiedy faworyci w pewnym momencie prowadzili różnicą prawie trzydziestu oczek. W poniedziałek podopieczni Igora Griszczuka pozbyli się jednak tremy żółtodziobów i wyszli na parkiet nastawieni na walkę.

Po dwóch trójkach Mujo Tuljkovicia mecz rozpoczął się od stanu 8-0 dla przyjezdnych i szkoleniowiec gdynian Tomas Pacesas musiał poprosić o czas. W ostrych słowach wytłumaczył swoim podopiecznym na czym polegają ich braki, lecz nie zdecydował się na żadne korekty w składzie. I to był strzał w dziesiątkę bowiem wszelkie straty zostały odrobione jeszcze w pierwszej kwarcie dzięki 11 punktom Jana-Hendrika Jagli.

W sobotę Anwil zaczął tracić przewagę gdy na parkiecie zaczęli pojawiać się zmiennicy, więc ta wątpliwość pojawiła się i w poniedziałkowy wieczór wraz z nadejściem drugiej kwarty. Tymczasem prowadzeni przez kieszonkowego Dru Joyce’a, włocławianie zanotowali wówczas najlepszy fragment w całym meczu. Po trzeciej trójce zimnokrwistego Nikoli Jovanovicia na tablicy wyników pojawił się rezultat 42:28 dla włocławian i w Hali Gdynia zapachniało niespodzianką.

Na domiar złego, sfrustrowani gospodarze nie tylko nie trafiali do kosza, ale też pozwolili wziąć górę emocjom. Wściekły Daniel Ewing uderzył po gwizdku sędziego Joyce’a, a interweniującego Kamila Chanasa odepchnął Qyntel Woods. Cała trójka otrzymała przewinienia techniczne, na których skorzystali goście. Mimo to na przerwę gdynianie schodzili z ulgą, bowiem trzeci i czwarty raz z dystansu trafił Jagla i po dwóch kwartach był remis 47:47.

- Drugi mecz to zawsze jest taki bardziej ofensywny. Drużyny nie mogą poradzić sobie z obroną, więc koncentrują się na ataku. Anwil oddawał wiele rzutów za trzy i skutecznie rozciągał pole gry. My jednak dominowaliśmy w walce na tablicach i dlatego toczyła się niezwykle wyrównana walka - komentował trener Pacesas, który często rotował składem by znaleźć optymalne ustawienie z Jaglą w roli głównego strzelca. Niemiec już na początku drugiej połowy dołożył kolejne trafienia (m.in. piąty rzut z dystansu), lecz Anwil, równocześnie prowadzony na parkiecie przez dwóch swoich rozgrywających, po dwóch trójkach Krzysztofa Szubargi objął prowadzenie 58:53. Szybkie akcje przyniosły sporo pożytku, ale tylko do czasu.

Najpierw, w połowie trzeciej kwarty, obudził się Woods, który zdobył pięć oczek z rzędu, a następnie swój czwarty faul popełnił Bartłomiej Wołoszyn (tyle samo miał wówczas Chanas), co znacznie ograniczało pole manewru trenerowi Anwilu. Mimo to włocławianie nadal prowadzili po trzydziestu minutach 68:66. - W porównaniu z sobotą zdecydowanie poprawiliśmy naszą defensywę, poprawiliśmy grę zespołową i pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną na miarę finału - opowiadał Jovanović. Serb w pewnym momencie był jedyną odpowiedzią Anwilu na skuteczne próby Jagli. Jednakże nawet jemu zdarzały się pomyłki - nietrafione rzuty czy piąty faul w 35. minucie spotkania.

Po stronie Asseco Prokomu w czwartej kwarcie całkowicie rozszalał się tymczasem Woods, który jakby przypomniał sobie o stawce tego spotkania. Amerykanin zaczął odważniej wchodzić na kosz, zdobywając kolejne punkty bądź wymuszając faule. Drużyna z Gdyni doskonale zdawała sobie sprawę, że broniący skrzydłowego, Wołoszyn tylko pozoruje defensywę i z premedytacją kierowali wszystkie piłki do swojej największej gwiazdy. W obronie zaś odcięli od pozycji rzutowych Szubargę, uniemożliwi walkę na tablicach Alexowi Dunnowi i stąd akcje kończyć musiał Brett Winkelman, który raził nieskutecznością.

Po meczu, jak zwykle w swoim stylu, lakoniczny w komentarzu był Igor Griszczuk. - Chciałbym bardzo podziękować moim zawodnikom za to, że walczyli i uwierzyli, że są w stanie rywalizować z Prokomem. Nieco więcej powiedział trener Pacesas. - Długo szukałem piątki koszykarzy, którzy razem funkcjonowaliby najlepiej i znalazłem ją pod koniec, kiedy obok skutecznego ataku pojawiła się dobra defensywa - stwierdził Litwin mając na myśli Jana-Hendrika Jaglę i Qyntela Woodsa. Ten pierwszy zdobył aż 31 punktów, a drugi, choć uaktywnił się dopiero po przerwie, był bardzo blisko triple-double: 14 oczek, 10 zbiórek i osiem asyst.

Asseco Prokom Gdynia - Anwil Włocławek 91:84 (26:23, 21:24, 19:21, 25:16)

Asseco Prokom: Jagla 31 (5x3), Logan 17 (2x3), Woods 14 (1x3), Ewing 9 (1x3), Harrington 7, Hrycaniuk 4, Varda 3 (1x3), Łapeta 2, Szczotka 2, Burrell 2, Kostrzewski 0.

Anwil: Jovanović 20 (4x3), Szubarga 19 (2x3), Dunn 18, Tuljković 8 (2x3), Chanas 5 (1x3), Sullivan 5, Winkelman 5, Joyce 2, Wołoszyn 2.

Źródło artykułu: