Polpharma w tej rywalizacji naprawdę ma bardzo mało do powiedzenia. Anwil przewiduje każdy ruch rywala i kompletnie nie daje się rozkręcić starogardzianom, co kończy się tym, że w pewnym momencie drugiej połowy jest już po meczu. Tak było i w spotkaniu otwierającym tę serię, jak i w drugim meczu. W obu Anwil prowadził w czwartej kwarcie już ponad 20 punktami i tylko chęć zmniejszenia strat przez przyjezdnych sprawiła, że zwycięstwa różnicą 11 i 14 punktów nie były tak okazałe.
Największa broń drużyny trenera Miliji Bogicevicia, Patrick Okafor zagrał jeden dobry i jeden słabszy mecz. W pierwszym Anwil świetnie go wyłączył i Nigeryjczyk oddał w całym spotkaniu tylko pięć rzutów. W drugim było lepiej, gdyż Okafor już w pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 10 punktów, ale i to nie wystarczyło, aby przeciwstawić się Anwilowi.
Przed trzecim meczem Polpharma stoi nad przepaścią. Wygrana oznacza przedłużenie nadziei na dalszy udział w play-off, przegrana skazuje na walkę o brązowy medal. - My musimy grać cały czas tak samo. Taka gra przynosi sukces, więc trzeba to podtrzymać. Gramy skutecznie w ataku, dobrze pomagamy sobie w obronie, także musimy podtrzymać koncentrację. Nie możemy spocząć na laurach, tylko twardo iść do przodu - mówi kapitan Anwilu, Andrzej Pluta.
- Na pewno w Starogardzie Gdańskim nie wyjdziemy na boisko żeby przegrać. W sezonie zasadniczym pokonaliśmy Anwil u siebie i dlaczego nie mielibyśmy tego powtórzyć. Nie pozostaje nam nic innego jak walczyć i odnieść zwycięstwo. Za każdym razem gdy wychodzimy na parkiet to z jedną myślą – zwyciężyć, bez względu na to, kto jest naszym przeciwnikiem - zapewnia rozgrywający Polpharmy, Tomasz Ochońko.
Tak było w pierwszych dwóch meczach:
Anwil Włocławek - Polpharma Starogard Gdański 86:75
Anwil Włocławek - Polpharma Starogard Gdański 86:72
Stan rywalizacji: 2-0 dla Anwilu
Mistrz chyba najwyraźniej nie jest sobą. Asseco Prokom Gdynia prowadzi co prawda w półfinałowej rywalizacji z Treflem Sopot 2-0, ale w żadnym ze spotkań gdynianie nie pokazali tego, na co tak naprawdę ich stać. Pierwsze spotkanie ekipa trenera Tomasa Pacesasa rozstrzygnęła w końcówce, natomiast w drugim do wygranej potrzebowała aż dogrywki. Trefl napędził stracha doświadczonym rywalom.
Nie można nie wspomnieć tutaj o słabej postawie największej gwiazdy Asseco Prokomu, Qyntela Woodsa. Amerykanin, który był nie do powstrzymania dla największych gwiazd w Eurolidze tym razem zawodzi. Być może jest to efekt braku motywacji, a być może braku sił. Niemniej jednak Woods w dwóch meczach zdobył zaledwie cztery punkty, trafiając łącznie dwa z 13 rzutów z gry.
- Jestem przerażony grą Woodsa. Mam nadzieję, że to tylko taki jeden przypadek, jak już to zdarzało się w przeszłości i w następnym spotkaniu wszystko będzie już w porządku - mówił o postawie swojego zawodnika trener Pacesas. Wszystko jednak w dalszym ciągu przemawia za zespołem Asseco Prokomu. Jeśli w piątek gdynianie wygrają w Sopocie, gdzie większość graczy trenowała w poprzednim roku to Asseco Prokom po raz dziewiąty z rzędu zakwalifikuje się do finału play-off.
- Mam taką nadzieję. Gramy przed własną publicznością, na naszych koszach. To nasza przewaga, ale trzeba pamiętać, że Asseco Prokom to na tyle silna drużyna, że jej specjalnie nie robi różnicy, czy grają na wyjeździe, czy we własnej hali. Pokazali to chociażby w Słupsku. Spodziewamy się więc ciężkiego meczu, ale na pewno będziemy się starali pokazać naszym kibicom walkę tak jak tutaj w Gdyni - mówi przed rewanżem jeden z najlepszych zawodników Trefla w tej serii, Michał Hlebowicki.
Tak było w pierwszych dwóch meczach:
Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 82:74
Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 87:76
Stan rywalizacji: 2-0 dla Asseco Prokomu