- To nic poważnego - tak Selcuk Ernak, trener Anwilu Włocławek, skomentował na konferencji prasowej sytuację Kamila Łączyńskiego, swojego aktualnie jedynego dostępnego rozgrywającego.
W połowie czwartej kwarty Orlen Zastal Zielona Góra wykończył efektownie szybki atak i objął prowadzenie 69:52. Fani w Hali Stulecia zamarli, ale nie tylko z powodu wyniku.
Wspomnianą kontrę przerwać chciał Kamil Łączyński. Ten wyskoczył w powietrze próbując przeciąć podanie, upadł na parkiet i... dla niego mecz się zakończył. Złapał się za łydkę i udał na ławkę kulejąc.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski dostał dziwną propozycję. "To zupełnie nie moja bajka"
Gdyby kontuzja okazała się poważna - przy braku kontuzjowanego Luka Nelsona - sytuacja Anwilu na rozegraniu byłaby dramatyczna. Trener Ernak może jednak spać w miarę spokojnie. Co stało się Łączyńskiemu?
- To były skurcze, dlatego nie mógł kontynuować gry w tym meczu. W ostatnich spotkaniach grał dużo minut, brał ciężar gry na swoje barki. To nie kontuzja, będzie gotowy na kolejne spotkanie - przyznał turecki szkoleniowiec.
Anwil kolejny mecz rozegra już w środę (29 stycznia), kiedy w FIBA Europe Cup zmierzy się na wyjeździe ze Spirou Charleroi. Wtedy do gry ma wrócić już Justin Turner, co zwiększy rotację. Co natomiast z Nelsonem? Jego czekają kolejne badania i konsultacje medyczne.