Sodówka nam nie odbije - wywiad z Marcinem Dutkiewiczem, koszykarzem Polonii 2011 Warszawa

- Nie chcę, aby niektórzy pomyśleli, że wygraliśmy dwa mecze z rzędu i się tym "zachłyśniemy", albo odbije nam "sodówka". Tak na pewno nie będzie - mówi w wywiadzie dla SportoweFakty.pl Marcin Dutkiewicz. Skrzydłowy Polonii 2011 zdobył w niedzielę 29 punktów, a jego zespół zwyciężył w derbach stolicy Polonię Azbud 93:82.

Mateusz Stępień: 29 zdobytych punktów w niedzielnych derbach Warszawy, w których pokonaliście Polonię Azbud, to jak dotychczas najlepszy pański występ w karierze.

- Zgadza się. We wcześniejszych latach tak dobrego meczu nie miałem, nawet w rozgrywkach w niższych klasach. Jest to bardzo fajne doświadczenie, a zarazem miłe przeżycie.

Czuje się pan bohaterem tego spotkania?

- Bohaterem był cały zespół. Każdy z zawodników naszej drużyny zasłużył na to miano, nie tylko ja. Od samego początku graliśmy skoncentrowani z myślą o zwycięstwie. I udało nam się to zrealizować.

Ale satysfakcja, że to właśnie pana punkty w dużym stopniu przyczyniły się do ważnej dla waszego zespołu wygranej w derbach, na pewno jest.

- Tak, nie będę ukrywał, że jest inaczej. Jestem bardzo zadowolony z mojego występu, ale chcę podkreślić, że bez pomocy kolegów z drużyny, nie byłoby to możliwe. W dobrym nastroju wracałem po meczu do domu (śmiech).

Było świętowanie po tym zwycięstwie?

- Nie, wszystko odbyło się na spokojnie. W środę, w Gdyni czeka nas kolejne spotkanie (Z rezerwami Asseco Prokomu - przyp.red) i teraz to na nim się koncentrujemy. Musimy zapomnieć o niedzielnej potyczce z Polonią. Terminarz jest bardzo napięty, więc na jakieś uczczenie tej wygranej, nie byłoby nawet czasu.

Z Polonią nie zagraliście w optymalnym składzie. Z powodu chorób nie zagrali Piotr Pamuła i Jarosław Mokros. Pogratulowali wam zwycięstwa?

- No tak, z tego co wiem, obaj od trzech dni leżą w łóżkach. Jak wyzdrowieją pojawią się na treningu. Osobiście nie kontaktowałem się z nimi, ale pewnie cieszyli równie mocno jak my i tak samo go przeżywali.

Po ośmiu kolejnych porażkach zaraz na starcie ligi, w zeszłym tygodniu zwyciężyliście AZS Koszalin, teraz Polonię Azbud. Gdy rozmawialiśmy w piątek wieczorem mówił pan, że ta pierwsza wygrana "zbudowała" dobrą atmosferę w drużynie. Jak jest wiec teraz?

- Dwa zwycięstwa z rzędu, to nie jest przypadek. Po słabym początku, kiedy na tak wysokim poziomie rozgrywek trwała adaptacja większości zawodników, a ten proces odbywa się zawsze, teraz odbiliśmy się od dna sportowo, ale i mentalnie. To także jest ważne. Od początku ciężko pracowaliśmy na treningach, teraz to daje efekt. Nasza chęć wygrywania, determinacja też robi swoje. Każdy z nas, zaczynając przygodę z Fundacją Polonia 2011, dobrze wiedział, co go czeka, i że początki będą trudne. W pewnym stopniu udało nam się to już przezwyciężyć.

Na pierwszy komplet punktów czekaliście dość długo. A mogliście go już dobyć nieco wcześniej. Blisko wygranych byliście ze Stalą, której ulegliście różnicą 6 punktów, Treflowi Sopot - 7, PBG Basketowi - 4 i Sportino - 1.

- Głównie przegrywaliśmy po końcówkach. Popełnialiśmy w nich dużo błędów. Najbardziej chyba bolała przegrana ze Sportino. 4 sekundy przed końcem wygrywaliśmy dwoma punktami, wcześniej twardo walczyliśmy z tym zespołem, ale rzut z dystansu Teda Scotta przesądził o zwycięstwie jego ekipy.

Po tej serii bez zwycięstwa pojawiły się głosy, że w uniknięciu spadku, niezbędne są wam wzmocnienia z zagranicy. W ostatnich kilkunastu dniach tak dużo już się o tym nie mówi. Jak pan do tego podchodzi?

- Jeśli ma się w składzie młodych, zdolnych, polskich graczy, to im trzeba dawać szansę gry, pokazania się, aby nabrali jak najwięcej doświadczenia. I nie mówię tego na własnym przykładzie. Ale takie jest moje zdanie. No chyba, że w pół roku chce się zdobyć mistrzostwo Polski, to wtedy takie sięgnięcie po koszykarzy zagranicznych, w obecnych czasach, wydaje się być nieodzowne. Młodzi na początku nie będą od razu zwyciężać. Trzeba z tym odczekać, myślę, do ośmiu tygodni. Tu mogę przytoczyć sytuację, jaka wynikła w tym sezonie z nami. Przez długi czas nie wygrywaliśmy, teraz z rywalami walczymy jak równy z równym.

Kontakt z Polonią 2011 podpisał środkowy Rafal Bigus. Trenuje już z wami?

- Tak, po raz pierwszy ćwiczył z nami podczas wieczornych zajęć w poniedziałek. Przez większość treningu "na sucho" graliśmy zagrywki, aby je szybko poznał i dostosował się do naszego stylu. Rafał to doświadczony gracz, teraz takich mamy w drużynie trzech. Na początku pewnie trochę ciężko będzie mu nawiązać takie relacje, jakie mają choćby ze sobą Tomek Śnieg i Piotrek Pamuła. Zespół przyjął go jednak ciepło, ale teraz potrzebujemy czasu, aby z nim w składzie, ta nasza maszyna dalej dobrze funkcjonowała.

Na co stać w tym sezonie Polonię 2011 Warszawa?

- Naszym celem było utrzymanie w lidze. I nadal chcemy go zrealizować, bo jest to dla nas priorytet. Nie chcę, aby niektórzy pomyśleli, że wygraliśmy dwa mecze z rzędu i się tym "zachłyśniemy", albo odbije nam "sodówka". Tak na pewno nie będzie. Myślę, że sześć meczów możemy w tym sezonie jeszcze wygrać. Teraz gramy z Polpharmą, Kotwicą i Energą Czarnymi. Patrząc na naszą obecną dyspozycję i wyniki, jakie te drużyny osiągają, są one w naszym zasięgu. Z każdym z nich możemy powalczyć o dwa punkty.

Stawiacie sobie jakiś cel w postaci zdobytych punktów, jaki zadawalałby was po tych trzech potyczkach z drużynami z północy kraju?

- Raczej nie, bo czegoś takiego nie można planować. Każda wygrana cieszy, czy to różnicą 20 punktów czy jednym. Ważne jest to, żeby dobrze zagrać w obronie, aby przeciwnik nie rzucił powyżej 80 oczek.

Pan do Polonii 2011 powrócił po rocznym wypożyczeniu do Energi Czarnych Słupsk. Jak teraz, z perspektywy czasu, ocenia pan sezon spędzony w tym klubie?

- Była to dla mnie dobra życiowa lekcja. Choć nie kryje, że oczekiwałem większej ilości minut. Pojeździłem jednak trochę po świecie, zobaczyłem jak od środka wygląda otoczka europejskich pucharów, poznałem inne kultury.

Ustabilizowała się też chyba sprawa z pana zdrowiem. Bo kilka lat temu miał pan częste problemy z kontuzjami.

- Jak na razie, odpukać, jest wszystko dobrze. Mam nadzieję, że limit kontuzji wyczerpałem na jakieś najbliższe 5-7 lat. Zaczęło się od operacji obu kolan. Miałem wtedy 18 lat, grałem w Polonii. Trzy tygodnie później złamałem rękę. Wyleczyłem się, to znowu złamałem nos. Dopadła mnie wtedy czarna seria.

Komentarze (0)