Tarnowianie przystąpili do meczu z powracającym po kontuzji rozgrywającym Tomaszem Zychem, natomiast bez kluczowego ostatnimi czasy Michała Szewczyka. - W piątek Michał został uderzony piłką w głowę. Utracił świadomość, a w dniu meczu miał również zawroty głowy. Tomek mimo, że po kontuzji wprowadził na naszych tyłach odrobinę spokoju, choć on i ja zdajemy sobie sprawę, że to nie było jeszcze to czego oczekujemy - mówił trener Żmuda.
Obie ekipy zaczęły bardzo nerwowo i nieskutecznie, w pewnym momencie Unia prowadził 14:10 i wydawało się, że będzie już tylko stopniowo powiększać przewagę. Nic bardziej mylnego. Goście szybko przejęli inicjatywę i zdobyli z rzędu osiem kolejnych punktów. Kapitalną partię rozgrywali Paweł Mol i Maciej Strużyna. Ten pierwszy trafiał w pierwszej połowie niemal wszystko, a w rzutach trzypunktowych miał stuprocentową skuteczność do samego końca spotkania. Gospodarze grali w tym okresie bardzo indywidualnie i siłowo, nie mając koncepcji na niższy zespół rywala. Na przerwę schodzili ze stratą piętnastu oczek. - Zawodnicy bez mojej wiedzy zakodowali sobie, że zwyciężą w tym meczu łatwym sposobem, grając na stojąco i nie broniąc. Nie można oszukiwać siebie, kibiców, trenera i kolegów. Pierwsza połowa była po prostu niezrozumiała. Proste ręce, pójście na łatwiznę, to takie pierwsze spostrzeżenia - tłumaczył szkoleniowiec Unii.
Po przerwie na parkiet wyszła zupełnie inna, odmieniona tarnowska ekipa. - Dobrze, że nie przechodziliście koło szatni - uciął krótko trener tarnowskiej drużyny. Chociaż tak naprawdę jeszcze przez pierwsze pięć minut trzeciej kwarty gracze gospodarzy tkwili w maraźmie sprzed przerwy. Rozmiary przewagi gości wzrosły do dwudziestu oczek, ale od tej pory na boisku fruwały już tylko Jaskółki. Świetną zmianę dał Rafał Sobiło, wreszcie zaczęły wpadać osobiste, a obrona funkcjonował w sposób perfekcyjny. Przewaga koszykarzy Tomasza Mola malała w oczach. Po dziesięciu minutach od stanu 30:50 tarnowianie wyciągnęli na 62:61. Czarnym koniem był w tym wypadku spędzający stosunkowo mało minut na parkiecie Jakub Markowski. - Wszedł na boisko, trafił dwa razy zza linii 6,25 w bardzo ważnych momentach, dodatkowo przechwycił piłkę. Rozegrał w moim odczuciu chyba mecz życia, przecież jego kariera jest oparta tylko występach w lidze amatorskiej, a od niedawna bawi się już tylko w ten poważny basket, co jest dla nas bardzo ważne - podkreślał z podziwem Ryszard Żmuda.
Końcówka to już akcje kosz za kosz z jednej i drugiej strony. Unii pomogło zejście za pięć fauli kluczowego do tej pory Strużyny, a sędziowie odgwizdali w pewnym momencie graczom Komteku dwa faule nie sportowe, które pozwoliły Unii na ucieczkę w bezpieczne rejony punktowe. Ta sytuacja wyraźnie rozzłościło szkoleniowca gości. - Nie chcę się wypowiadać na temat tego meczu, bo kilka osób usłyszałoby ode mnie kilka cierpkich słów. Nie chcę do tego doprowadzić - tylko tyle był wstanie wydusić z siebie po meczu Tomasz Mol. Domyślać się należy, że chodziło o niewłaściwą pracę arbitrów. Trener gospodarzy próbował tonować nieco odważne słowa szkoleniowca gości. - Nie wiem czemu są jakieś pretensje, to my zaczęliśmy wreszcie biegać i była wola walki. Ale tak naprawdę powinniśmy ten mecz kontrolować od początku i grać na dużym spokoju. Sami robimy sobie problemy. Chwała moim zawodnikom, że pogoń była skuteczna, bo to też jest sztuka - odpowiadał. Mecz zakończył "trojką" pieczętując niejako sukces Wojciech Majchrzak – mimo fatalnego początku znów najskuteczniejszy zawodnik Unii Tarnów.
Unia Tarnów – KK Komtek Bytom 77:71 (14:18, 11:22, 20:14, 32:17)
Unia: Majchrzak 16, Kamecki 15 (8zb, 6prz), Sobiło 11, Grys 7, Markowski 6, Zych 6, Bryzek 6, Wilusz 4, Badeński 4, Szewczyk 2.
KK Komtek: Mol 19, Strużyna 15, Wilkin 13, Balcerzak 11, Pawlak 5, Bury 5, Szumilas 3, Jeleń 0, Ćwikła 0.