Cavendish: Czy oni nie mogliby chociaż spróbować mnie pokonać?

Mark Cavendish, uznawany za najlepszego sprintera szosowego świata, twierdzi, że jeżeli w ciągu dziesięciu lat nowo powstający Team Sky stanie się najlepszy na świecie, on do niego dołączy.

W tym artykule dowiesz się o:

- Tak samo, gdy francuski zespół stanie się za dwa lata najlepszy na świecie, to ja w nim będę. Ale teraz najlepszy dla mnie jest Columbia - mówi Brytyjczyk w rozmowie z dziennikiem Guardian. - Całe to gadanie o brytyjskim zespole jest dla mnie nieistotne. Nie obchodzi mnie narodowość. Dla mnie wszystko sprowadza się do umiejętności - tak komentuje pomysł, by w Team Sky skupić wszystkich najlepszych kolarzy z Wielkiej Brytanii.

24-letni Cavendish stał się w ciągu ostatniego roku jedną z największych gwiazd kolarstwa szosowego. - To ironia, że im lepszy jesteś, tym łatwiej ci przychodzą zwycięstwa - mówi człowiek, który odniósł ich już w tym sezonie trzynaście, zdecydowanie najwięcej spośród wszystkich zawodowców.

- Miejsce, jakie zostawia mi dzisiaj peleton jest absurdalne - twierdzi. - Patrzą przez ramię, żeby zrobić mi wolną przestrzeń i to jest największa ironia. Zamiast sprzymierzać się, by zastawić mi drogę, gdy na ostatnim kilometrze atmosfera staje się coraz gęstsza, oni mi odjeżdżają na bok. Ja sobie wtedy myślę: "Czy nie powinieneś przynajmniej spróbować mnie pokonać?" - mówi.

- Żeby być szczerym: to może nudzić - stawia sprawę zdecydowanie, jednak zaznacza po chwili. - Nie nudzi mnie kolarstwo lub wygrywanie, bo to kocham. Ale potrzebuję wciąż stawiać sobie nowe cele. Mam poszanowanie innych, ale muszę je utrzymać - tłumaczy.

Tym celem na obecny sezon jest zielona koszulka najlepszego sprinter Tour de France, gdzie w ubiegłym sezonie wygrał cztery etapy, ale wycofał się przed etapami w wielkich górach. Jego marzeniem było wtedy wygrać co najmniej jeden etap i zdobyć złoty medal olimpijski w Pekinie. Wyszło inaczej, ale nie mógł być niezadowolony.

By spełnić tegoroczny cel musi w lipcu dojechać na metę "Wielkiej Pętli" w Paryżu. Jednym zadaniem, o którym mówił w kategoriach ambicji, ale dopiero w kolejnych latach, stało się zwycięstwo w Mediolan-Sanremo. - Dorastając jako fan kolarstwa, jako jego koneser, rozumiesz dlaczego ten wyścig znaczy więcej niż Tour de France. Doceniasz najbardziej klasyki. Dla każdego młodego zawodnika nawet uczestnictwo w Sanremo jest jedną z największych rzeczy. Wygrać tam nie mieści się w granicach emocji, nie można tego obrać w słowa - wspomina swój lutowy triumf.

Po powrocie pamięcią do pięknych chwil Cavendish się rozmarzył. - Cholera, nie mogę uwierzyć, że tam wygrałem. To po prostu piękne - powiedział wpatrzony w okno.

- Nie chcę być znany poprzez swoje nazwisko. Chcę, żeby znali mnie za moje osiągnięcia - powiedział pochodzący z wyspy Man sprinter, który właśnie wydał napisaną przez siebie książkę "Boy Racer". - Poza kolarstwem zawsze były trzy rzeczy, które chciałem mieć: łódka, nawet jeśli byłaby to jakaś łajba, kręte schody na klatce i książkę o sobie. Na razie mam tylko tę ostatnią rzecz.

Źródło artykułu: