Mistrzowie pozbawieni złudzeń

Newspix / Adam Jastrzębowski / Kolarstwo torowe
Newspix / Adam Jastrzębowski / Kolarstwo torowe

Medaliści Europy i świata od blisko pół roku przygotowują się do mistrzostw bez stałego trenera. Biegają po lasach, by utrzymać formę, jeżdżą po ośnieżonych szosach. Polscy torowcy są na wirażu - do tego doprowadziły rządy obecnego prezesa związku.

"Po ch.. w ogóle jeździsz?", "Jesteście leniami", "Jakbym mógł, to bym was wszystkich stąd wypierd.....", "Leserze!" - takie odzywki słyszą kolarze torowi od prezesa związku kolarskiego. Na co dzień, a w zasadzie co dwa dni - bo wypowiedzi Dariusza Banaszka - o czym mówił podczas rozmowy z WP SportoweFakty minister sportu Witold Bańka - nie do końca można traktować poważnie. - Potrafi przyjść godzinę później i z pełną troską pytać, co nam potrzeba, czy wszystko w porządku - dodaje jeden kolarz.

Takie obelgi (choć można je podciągnąć pod mobbing) to jeszcze pół biedy - kolarze to ludzie odporni. Natomiast na decyzje, które niszczą system, już nie są w stanie przymykać oczu. Nasi sprinterzy od sierpnia nie mają trenera. Banaszek zwolnił dyscyplinarnie Andrzeja Tołomanowa. Niby zastąpił go Igor Krymski, ale nie podpisano z nim umowy! Nasi sprinterzy trenują "na nosa", sami sporządzili dla siebie ogólny plan przygotowań, bo przecież już na przełomie lutego i marca (28.02.-4.03.) w holenderskim Apeldoorn odbędą się mistrzostwa świata.

Wierzchołek góry lodowej

Pierwszy raz głośno cała Polska usłyszała o problemach polskiego kolarstwa kilka tygodni temu, gdy WP SportoweFakty opublikowały rozmowę z byłym członkiem zarządu PZKol, Piotrem Kosmalą (Afera w polskim kolarstwie. Czy "dochodziło do uprawiania seksu z podopiecznymi"? - czytaj cały artykuł >>). Ale to nie jest jedyny problem tej dyscypliny. Seksafera ruszyła prawdziwą lawinę: bezwzględna walka o wpływy, wejście komornika do związku, kontrole ze strony ministerstwa sportu oraz Najwyższej Izby Kontroli. To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Sytuacja we wszystkich kadrach kolarstwa torowego jest skandaliczna.

Jest komornik, nie ma kasy

- Boże Narodzenie? Człowieku, o czym do mnie mówisz, mam siedem złotych na koncie - usłyszeliśmy od jednego z najlepszych kolarzy torowych w Polsce. Prosi, by nie ujawniać nazwiska. - Żeby nie było, nie jestem sam. Kumpel z kadry ma dwadzieścia kilka złotych.

ZOBACZ WIDEO: "Kandydat na fotel prezesa PZKol mówi o wsparciu i pomocy dla zawodniczek, które ucierpiały w seksaferze"

15 grudnia na konta reprezentantów miały wpłynąć comiesięczne stypendia ministerialne. To wynagrodzenie za osiągane wyniki podczas największych imprez międzynarodowych (np. mistrzostw świata). Nie wpłynęły.

- Zadzwoniłem do księgowej z PZKol. Usłyszałem, że wszystkie konta związku są zablokowane przez komornika - opowiada jeden z zawodników (o sprawie długu PZKol wobec wykonawcy toru w Pruszkowie firmy Mostostal Puławy pisaliśmy wielokrotnie, np. TUTAJ >>). Nawet te ministerialne. - Nasze stypendia fizycznie są w banku, ale nie da się ich wypłacić. Zapytałem wprost: "a pani sobie przelała wypłatę?". Usłyszałem: "oczywiście". Ręce mi opadły.

W październiku też były problemy. - Próbowaliśmy dowiedzieć się, dlaczego jest już kilka dni opóźnienia w wypłatach - wspomina zawodnik. - Księgowa nabrała wody w usta. Odezwaliśmy się do ministerstwa, a tam mówią, że kasa poszła i powinna być na kontach. Najprawdopodobniej ktoś w PZKol przeznaczył stypendia na coś innego.

Kolarze najprawdopodobniej mają rację. W połowie października związek był na ostatniej prostej organizacji Pucharu Świata, który na początku listopada odbył się w Pruszkowie. Trzeba było zapłacić różne rachunki. Dopiero gdy grupa zawodników zagroziła prezesowi Dariuszowi Banaszkowi, że nie wystartuje w prestiżowych zawodach, a do Pruszkowa przyjadą, aby pokazać opinii publicznej, co tak naprawdę dzieje się w PZKol, nagle przyszły przelewy. A przecież pieniędzy ministerialnych na stypendia nie wolno ruszać.

Odżywki ze sklepu i dyrektor magazynu

Niektórzy zawodnicy kilka lat temu postawili wszystko na jedną kartę. Przyjechali do Pruszkowa, gdzie jest nowoczesny tor, wynajęli mieszkania, zainwestowali w siebie - wszystko po to, aby skupić się tylko na przygotowaniu do igrzysk olimpijskich w Tokio 2020. - Spokojnie mogę powiedzieć, że zainwestowałem w siebie kwotę, za którą kupiłbym kawalerkę w moim małym, rodzinnym mieście - żali się jeden z reprezentantów. - Gdybym nie wpakował się w sport, żyłbym spokojnie, pracował, miał mieszkanie, rodzinę - dodaje.

W tym sezonie wszystko runęło. - Banaszek nawet nie ukrywał, że chce inwestować tylko w szosowców, w końcu kiedyś sam się ścigał w peletonie - twierdzi rozgoryczony sportowiec. - Jego zachowanie wobec trenujących na torze jest poniżej wszelkiej krytyki.

Prezes zlikwidował więc siłownię działającą na torze. Zawodnicy muszą korzystać z zewnętrznych fitness klubów. Płacą z własnych pieniędzy. Sprzęt to odrębna sprawa. - Był plan doinwestowania naszej grupy na sporą kwotę - mówi jeden z kolarzy. - Działacze mówią, że budżet PZKol w 2017 był rekordowo wysoki. Dostaliśmy kilka koronek, łańcuchów, w listopadzie koła wyścigowe. A gdzie podziała się reszta kasy?

Odżywki, części, ubrania? To inny problem. Magazynem zarządza zaufany człowiek Banaszka. Dyrektor. Tak, zostało utworzone stanowisko "dyrektora magazynu". Żeby cokolwiek otrzymać, np. odżywki, trzeba przyjść z podpisanym przez trenera dokumentem, który jest dowodem, że na przykład trwa zgrupowanie. Tylko że np. sprinterzy nie mają trenera. Odżywki muszą więc kupować za swoje. W sklepie.

Coraz głośniej mówi się o tym, że w ośrodku zostanie odłączony prąd. Wielu kolarzy rozjechało się do domów. - Biegamy więc po lasach, próbujemy jeździć w tym jesienno-zimowym błocie, chodzimy na siłownie - mówią. - Nie chcemy nawet myśleć, w jakich warunkach przygotowują się zagraniczni konkurenci.

"Zróbmy reset, bo masz syf na podwórku"

Paradoks, że część ministerialnej dotacji dla PZKol (w 2017 roku 9,1 mln zł) była wypracowana w największym stopniu przez torowców. Te pieniądze zależą od medali i miejsc podczas MŚ czy ME. A tutaj kolarstwo torowe ma się czym pochwalić. Zawirowania w sezonie 2017 spowodowały mniejsze sukcesy i od razu przełożyło się to na dotację. Mimo to PZKol może w 2018 liczyć na 7,5 mln zł. O ile ministerstwo cokolwiek przeleje na konta związku. Zresztą, konta zablokowane.

- Najgorsze, że nie wiemy, czy w ogóle pojedziemy na mistrzostwa - mówią zawodnicy. - Jak nie pojedziemy, nie będziemy mogli zdobywać punktów rankingowych, walczyć w kwalifikacjach do igrzysk w Tokio. Każdy tydzień zamieszania w związku to dla nas wieczność.

- Mnie naprawdę nie interesuje, kto będzie prezesem. Ale skoro minister mówi jasno do Banaszka: "człowieku odejdź, zróbmy reset, bo masz syf na podwórku", to niech nie trzyma się tak stołka! Niech da sportowcom pracować i zdobywać medale.

- Jestem pod ścianą - dodaje inny zawodnik. - Jeżeli 22 grudnia po wyborach prezesem pozostanie Banaszek, a minister wprowadzi procedurę zarządu komisarycznego, zamieszania nie będzie końca. Wtedy prawdopodobnie odejdę ze sportu.

Kilka tygodni temu w rozmowie z serwisem onet.pl Adrian Tekliński - aktualny mistrz świata - przyznał, że będzie musiał się utrzymywać tylko ze stypendium z ministerstwa, które w jego przypadku wynosi niewiele ponad płacę minimalną. Tekliński otrzymuje ok. 1700 zł miesięcznie. Otrzymywał... do 15 grudnia, kiedy kolejny przelew już nie doszedł.



Źródło artykułu: