Tour de France w Duesseldorfie: Cicho wszędzie, głucho wszędzie

Newspix
Newspix

Największa sportowa impreza w mieście. Impreza, na którą w Niemczech czekali od 30 lat. Początek 104. edycji Tour de France w Duesseldorfie jest dużym wydarzeniem. Dzień przed startem trudno to jednak dostrzec.

Z Duesseldorfu Tomasz Skrzypczyński

Brak bannerów, flag. Brak plakatów informujących o tym, że w sobotę w Duesseldorfie rozpocznie się ten najważniejszy kolarski wyścig roku. W piątek ktoś niezorientowany nigdy na to by nie wpadł. Na lotnisku, ba, w samym centrum miasta bardzo trudno dostrzec radość z organizacji pierwszego etapu TdF. Nawet taksówkarze dziwią się na pytanie o drogę do centrum prasowego.

Na szczęście umieszczono je w pobliżu Espirit Arena, piłkarskiego nowoczesnego obiektu na 55 tysięcy widzów. Nawet jednak będąc w jego pobliżu trudno zorientować się, gdzie można odebrać akredytację. Trzeba mieć dobrze wytężony wzrok i szczęście.

Po dotarciu do ogromnego terenu przygotowanego dla dziennikarzy, który na co dzień jest miejscem wielkich targów, problemy się nie kończą. Aby trafić do właściwego człowieka odpowiadającego za akredytację, trzeba pokonać kilkanaście schodów, skręcić w prawo, lewo, prawo, potem znowu w lewo. I choć to Niemcy, za organizację pracy odpowiadają Francuzi. Szybko przekonuję się o tym, gdy jeden z nich mówi mi, że wejściówki dla dziennikarzy jeszcze nie dotarły. Miały dotrzeć, ale nie dotarły. Excusez moi - co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Mam przyjść za kilka godzin.

O tym, że jestem w Niemczech przypominają z kolei kontrole bezpieczeństwa. Na przestrzeni kilkuset metrów sprawdzają mnie cztery osoby. Torby wszystkich są przeszukiwane, co nie dziwi w dobie wysokiego zagrożenia terrorystycznego. Dziennikarze, którzy bywali wcześniej na Tour de France przekonują, że takich zabezpieczeń nie było nigdy.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wróci do Formuły 1? Michał Kościuszko zabrał głos (VIDEO)

Francuzi opanowali centrum prasowe, chociaż w tym miejscu czuć gorączkę wielkiego wydarzenia. Wolontariusze, dziennikarze, przedstawiciele sponsorów, ludzie uwijają się jak w ukropie. Wszyscy pracują na to, żeby w sobotę wszystko było dopięte na ostatni guzik.

W sobotę bowiem początek TdF - jazda indywidualna na czas po ulicznej trasie Duesseldorfu. Polacy liczą w tej edycji szczególnie na Rafała Majkę, który będzie liderem grupy Bora-Hansgrohe. Zwycięzca dwóch górskich etapów TdF z 2015 roku jest świetnie przygotowany. W jego grupie również panuje przekonanie, że jeśli nie dopadnie go pech, może znaleźć się w czołówce końcowej klasyfikacji generalnej. Nieśmiale mówią o podium.

Na razie Majka i jego koledzy z grupy Bora nie mogą narzekać na nudę. Jak zdradził nam inny polski kolarz niemieckiego teamu Paweł Poljański, w czwartkowy wieczór postawił ich na nogi głośny alarm przeciwpożarowy w hotelu. Wszystkich gości, łącznie z nimi, poproszono do wyjścia z budynku. Ostatecznie pożar ugaszono, ale emocji ponoć nie brakowało.

Na sobotnim płaskim etapie większe szanse na sukces z naszych ma jednak Michał Kwiatkowski z grupy Sky. Nie brakuje opinii, że popularny Flowerman może nawet wygrać. Mistrzostwo świata z Ponfferady ma w końcu swoją wymowę.

Głównym sponsorem wyjazdu na Tour de France 2017 jest Cono Sur Bicicleta

Źródło artykułu: