Tour de Pologne: Protest kolarzy w Lublinie przerwał czwarty etap

Deszcz, wiatr i przenikliwe zimno - w takich warunkach rozgrywany był czwarty etap Tour de Pologne z Siemiatycz do Lublina. Fatalna pogoda sprawiła, że odcinek ten skończył się w kuriozalny sposób - na blisko pięć kilometrów przed metą kolarze zatrzymali się, w momencie gdy mieli wyruszyć na ostatnią rundę, w proteście przeciwko niebezpiecznej ich zdaniem rywalizacji. Etap nie został wznowiony, a organizatorzy postanowili anulować go i nie uwzględniać w klasyfikacji generalnej.

W tym artykule dowiesz się o:

Tegoroczny Tour de Pologne nie ma szczęścia do pogody – złe warunki panują praktycznie od początku rywalizacji, a ich apogeum nastąpiło właśnie w środę. Już dzień wcześniej organizatorzy, znając prognozy, zdecydowali się skrócić etap z Bielska Podlaskiego do Lublina o blisko czterdzieści kilometrów i rozpocząć go z Siemiatycz, jednak było to niewielkim pocieszeniem dla kolarzy jadących w zimnie, przy siąpiącym deszczu i wiejącym wietrze, po mokrych szosach pełnych kałuż.

Początek rywalizacji nie zapowiadał niczego szczególnego, gdyż toczyła się ona według standardowego scenariusza długiego płaskiego etapu – na czele znalazła się trzyosobowa ucieczka w składzie Marcin Sapa, Raul Alarcon i Alexandre Blain. Tuż przed wjazdem do Lublina, na niespełna dwadzieścia pięć kilometrów przed metą, grupka ta została dogoniona przez peleton i od tego momentu kolarze znacznie zwolnili. Pierwsze okrążenie w mieście, gdzie zaplanowano finisz pokonane zostało w tempie spacerowym, na początku drugiego, przedostatniego, na kolejną szarżę zdecydował się niezmordowany Alarcon i wkrótce po tym ataku nastąpiło pierwsze dość zaskakujące wydarzenie.

Z peletonu, gdzie od dłuższego czasu kolarze nieustannie naradzali się nad czymś, w pościg za młodym Hiszpanem wyruszył lider wyścigu Allan Davis, co w kolarstwie jest sytuacją zupełnie niespotykaną. Australijczyk dogonił uciekiniera, a następnie... nakazał mu zwolnić i zaczekać na resztę grupy, co kolarz zespołu Scott American Beef posłusznie uczynił.

Chwilę później rozpocząć się miała ostatnia runda licząca 4,8 km, jednak kolarze zdecydowali się na strajk i po drugim pokonaniu wyznaczonego miejskiego odcinka zatrzymali się, kończąc etap. W tym momencie jasne stało się, nad czym dyskutowali zawodnicy od kilkunastu kilometrów – celem było przerwanie jazdy związane ze zbytnim niebezpieczeństwem. Organizatorzy już wcześniej planowali zaliczyć rezultaty czasowe w momencie wjechania kolarzy na pierwszą rundę, aby nie ryzykować ewentualnych upadków podczas walki na wąskich i śliskich ulicach, jednak dla zawodników było to za mało i nie zgodzili się oni kontynuować jazdy, rywalizując o triumf na mecie. W tej sytuacji zapadła decyzja o całkowitym anulowaniu etapu i niebraniu go pod uwagę w klasyfikacji łącznej. Niezaliczone są też rozegrane wcześniej premie, gdzie punktowali przede wszystkim kolarze znajdujący się wcześniej w ucieczce.

Sytuacja jaka nastąpiła w Lublinie, jest całkowicie wyjątkowa, gdyż ewentualne protesty zdarzały się w całej Europie jedynie przed etapami, a i to nie następowało często. Strajk na czwartym etapie Tour de Pologne można zrozumieć, gdyż warunki rzeczywiście były niebezpieczne, jednak szkoda, że kolarze nie spróbowali dogadać się z organizatorami. Skoro wcześniej udało się dojść do porozumienia i skrócić środowy etap, to zapewne niczym niewykonalnym byłoby także przedyskutowanie sposobu rozegrania finiszu. W efekcie strajku najwięcej stracili kibice, którzy bardzo licznie stawili się w Lublinie, nie bacząc na złą pogodę i zobaczyli jedynie peleton zatrzymujący się w momencie, gdy największe emocje miały dopiero nadejść.

W czwartek rozegrany zostanie najdłuższy etap wyścigu z Nałęczowa do Rzeszowa, liczący blisko 240 kilometrów, jednak z uwagi na niekorzystne prognozy pogody również ten odcinek zostanie prawdopodobnie skrócony.

Źródło artykułu: