Z Paryża - Mateusz Puka, WP SportoweFakty
W czwartek zdobyła srebro igrzysk olimpijskich w wyścigu K4 na dystansie 500 metrów, w piątek dołożyła brąz w klasie K2, także na dystansie pół kilometra. To wielkie sukcesy byłej reprezentantki Polski, dziś świętującej sukcesy w niemieckich barwach.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jest pani jedną z gwiazd tegorocznych igrzysk olimpijskich. Nie zdobywa pani jednak medali dla Polski, ale dla Niemiec, a przecież jeszcze w 2020 roku reprezentowała pani nasz kraj. Jak doszło do zmiany?
Paulina Paszek, srebrna i brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w kajakarstwie w barwach Niemiec: W 2019 roku wyjechałam z Polski do pracy w Niemczech. Miałam nadzieję, że będę mogła kontynuować karierę. Trenowałam nawet przez ten rok, w którym formalnie byłam poza kadrą narodową. Ostatecznie moją karierą pokierowała chyba jakaś siła wyższa, ale ja lepszej drogi wymarzyć sobie nie mogłam.
Mówi pani tak, jakby to było naturalne, że Polka niedługo po wyjeździe do innego kraju zmienia reprezentację.
Jestem impulsywna, a to wszystko było bardzo intuicyjną decyzją. Nie zastawiałam się nad tym zbyt długo. Marzyłam o występie na igrzyskach i kontynuowaniu kariery, a nagle dostałem szansę w Niemczech. Popłynęłam za tym, co dawał mi los i nie zastanawiałam się zbyt długo, jakie będą konsekwencje mojej decyzji ani co będzie dalej. Dopiero po dwóch latach zorientowałam się, że lepiej bym sobie tego nie wymyśliła.
Rodzina od początku popierała pani decyzję?
Moi bliscy bardzo mi kibicują. Cały czas byli ze mną i popierali moje decyzje. Bardzo im za to dziękuję. Proszę uwierzyć, że wyjeżdżając do Niemiec nawet nie przyszło mi do głowy, że niedługo będę reprezentować ich barwy.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z igrzysk". Polki zajęły czwarte miejsce. "Taki jest sport"
Ile razy usłyszała pani od obcych ludzi, że to, co pani zrobiła, to zdrada?
Być może teraz ten hejt się poleje, ale ja zrobiłam to dla siebie. Z tej całej historii każdy może wyciągnąć dla siebie to, że trzeba wierzyć w siebie oraz swoje marzenia i absolutnie nie przejmować się tym, co inni mówią. Czasami jest tak, że sami nie wierzymy w siebie, ale jeśli ktoś w nas uwierzy, to jedziemy na tej fali i to nam dodaje skrzydeł.
Nie wyrzeka się chyba pani swoich związków z Polską.
Absolutnie nie. Dzisiaj, gdy szłam przy trybunach, zobaczyłam polskich i niemieckich kibiców i po prostu rozkleiłam się maksymalnie. Przeszłam naprawdę długą drogę, by zrealizować marzenia, a w tym czasie miałam do podjęcia różne decyzje. Gdy dzisiaj sobie na to patrzę, to moja droga jest piękna i zupełnie niepowtarzalna. Podoba mi się!
Niemcy uwierzyli w panią bardziej niż trenerzy i całe środowisko kajakarskie w Polsce?
Pomogło mi bardzo wiele osób. Podczas kontuzji był ze mną Dorian Łomża i pomagał mi w rehabilitacji. Ale to, że uwierzyłam w siebie, zawdzięczam Janowi Francikowi, mojemu trenerowi kajaków z Hanoweru. Poznałam się z nim poprzez wspólnych znajomych i to on jako pierwszy dostrzegł we mnie potencjał. Później wszystko już się ułożyło.
Czy faktycznie pani wyjazd do Niemiec przebiegł tak bezproblemowo i od razu wiedziała pani, że to pani miejsce na ziemi?
Oczywiście, że nie. Pojechałam tam i początkowo pracowałam jako instruktor fitness, a także w bistro. Nie było łatwo, bo praktycznie nie umiałam mówić po niemiecku, więc pozostawały mi tylko niezbyt wymagające zajęcia. Wcześniej w szkole nie przykładałam się do nauki tego języka. Jednak i w tym przypadku miałam potem dużo szczęścia, a los wyraźnie mi sprzyjał.
Co to znaczy?
Proszę sobie wyobrazić, że zupełnym przypadkiem dowiedziałam się, że blisko Hanoweru mieszka moja wychowawczyni z SMS-u w Wałczu Joanna Kiedrowska. Odwiedziłam ją i od tego czasu została moją nauczycielką niemieckiego. Nie chciałam się w szkole uczyć. No to życie mnie zmusiło, żebym się uczyła później. Ludzie byli wobec mnie całkiem wyrozumiali i nie miałam zbyt wielu niekomfortowych sytuacji przez to, że nie umiem tego języka. Z roku na rok mówiłam coraz lepiej i choć wciąż nie jest idealnie, to wydaje mi się, że mówię w miarę dobrze, czasami po swojemu, ale myślę, że wszyscy mnie rozumieją.
Niemcy od razu przyjęli panią w reprezentacji jak swoją koleżankę?
Trafiłam na bardzo dobrych, kochanych ludzi, którzy po prostu przyjęli mnie jak swoją. Pamiętam, że już po pierwszych zawodach w Niemczech zostałam bardzo miło przywitana przez moje koleżanki. Wtedy jeszcze mój niemiecki był naprawdę kiepski, a forma też bywała różna. Żadna z tych rzeczy nie stanowiła jednak problemu. Naprawdę nie mogę powiedzieć na Niemców złego słowa. Zresztą teraz też spotykam się z ich strony z bardzo pozytywnymi reakcjami. Oni się naprawdę cieszą z mojego medalu i mówią, że zasłużyłam jak nikt inny. To naprawdę miłe.
Polacy też wysyłają wiadomości?
Przyznam, że tuż przed pierwszym startem wykasowałam media społecznościowe, bo chciałam mieć trochę spokoju. Nie wiedziałam nawet, że w Polsce zauważono moje sukcesy. Ja oczywiście pamiętam, że zaczynałam w Polsce, a w Niemczech doszlifowano moje umiejętności, a przede wszystkim uwierzono we mnie.
Czy to znaczy, że gdyby została pani w Polsce, to taki sukces nie byłbym możliwy?
Nie chcę tak mówić. Nie chcę mówić, bo nie wiem, jakby się to wszystko potoczyło. Jestem tu i teraz, a rzeczywistość przerosła to, czego oczekiwałam od życia. Jestem tak szczęśliwa, że nie potrafię wyrazić tego słowami. Chciałbym jednak zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę, że bardzo wiele zawdzięczam Polsce. Na mojej drodze pomogło mi wiele osób, więc to nie tylko mój medal, to nasz wspólny sukces. Polsko, ja Was kocham!
Czytaj więcej:
Oto wielki plan Grbicia na kontuzje
Świetny występ polskiego kajakarza