Grudzień 2022.
Świta, a w szpitalnej sali ciągle ciemno.
Serhij, ukraiński judoka, czekał na ten dzień całe dorosłe życie, dlatego trochę się niecierpliwi. Godziny mijają i nic. Biorą na operację jednego, drugiego, a jego nie. Siedzi jak na szpilkach, ale jest dobrej myśli.
W końcu profesor wchodzi do sali: "Zaraz zaczynamy". Mimo że Serhij chce iść na operację o własnych siłach, pielęgniarki sadzają go na wózek. Długi jasny korytarz. Szpitalny zapach, którego nie da się opisać.
Gonitwa myśli.
Naprawdę po operacji będzie widział na prawe oko?
Wyobrażał sobie Tamarę setki razy. Przez lata poznawał twarz żony palcami. Dotykał jej lekko zadartego nosa, gładził jasne włosy spadające za ramiona. Prosił, żeby opowiadała mu, jak wygląda. Podobno niedługo ją zobaczy.
Naprawdę pierwszy raz spojrzy na swoje dzieci: 19-letnią Margeritę i 31-letniego Serhija?
Jak teraz wygląda świat?
Dźwięk otwieranych drzwi. Blok operacyjny.
- Pomóc panu wejść na łóżko? - kobiecy głos, najpewniej pielęgniarka.
- Dziękuję, poradzę sobie.
Zakładają mu maskę tlenową. Już drugi raz.
Dlaczego jeszcze nie śpi? Może ma za silny organizm i narkoza nie działa?
Anestezjolog lekko gładzi jego włosy.
Chwilę później Serhij nie czuje już nic.
A Tamara, drepcząc w kółko przed salą operacyjną, odchodzi od zmysłów.
ZASTANÓW SIĘ, W CO SIĘ PAKUJESZ
Poznali się w technikum rolniczym w rodzinnym Żytomierzu. Serhij miał 22 lata, Toma – 20. Poprosił ją o pomoc w nauce, czytała mu na głos notatki z ekonomii.
Jemu spodobał się ciepły, łagodny głos Tomy. Jej – pytania, które ciągle zadawał: "Nie jest ci zimno?", "nie chciałabyś czegoś zjeść?", "jak się czujesz?". Nie pił, nie palił, lubił sport. Pomyślała, że to całkiem porządny chłopak.
Już wtedy nie widział.
- Od razu wiedziałem, że to ta. Ale nie było łatwo. Zaczęliśmy być razem po trzech latach - mówi z szelmowskim uśmiechem Serhij.
Mama Tomy tylko wzruszyła ramionami. Jak sobie córka pościeli, tak się wyśpi.
Za to babcia ostrzegała: "W co ty się pakujesz? Dwa razy się zastanów, będziesz miała z niewidomym ciężkie życie".
Toma wpuszczała to jednym uchem, wypuszczała drugim.
- Wszystko zależy od nastawienia. Miałam przekonanie, że cokolwiek się zdarzy, przetrwamy to. Ze wszystkim damy radę - wspomina Tamara.
Spotykamy się w poznańskiej galerii handlowej. Serhij zdejmuje ciemne okulary i pokazuje mokre, lekko przekrwione oczy. Rozsadza go energia. Demonstruje, jakie ćwiczenia wykonuje, by po chwili zaatakować widelcem torcik pistacjowy. Słowa pędzą w jego opowieści jak ekspres.
Ale o wypadku mówić nie chce.
– Byłem w wojsku. Doszło do wybuchu i poparzyło mi oczy. Miałem osiemnaście lat – ucina.
Żyli ze świadczenia dla opiekunów osób niepełnosprawnych. Toma nie miała jak pracować, cały dom był na jej głowie. Ugotować obiad, odkurzyć, jechać z mężem do lekarza, pomóc w łazience, podać kolację. Serhij pomagał, jak umiał – mył naczynia, wkładał brudne ciuchy do pralki. Ale i tak od rana do wieczora ona działała na pełnych obrotach.
Sydorenko: - W podobnych przypadkach opiekun niepełnosprawnego często mówi: "Nie widzisz, więc zostań w domu, ja muszę wyjść". My żyliśmy inaczej. Toma cały czas była przy mnie.
TYLKO PAN MOŻE MU POMÓC
Po wybuchu wojny wyjechali do Polski. Rodzina, u której zamieszkali, poleciła im doktora Dariusza Dobrowolskiego. To on jako pierwszy powiedział Serhijowi: "Będziesz widział".
W listopadzie 2022 r. z jego polecenia trafili do gabinetu prof. Edwarda Wylęgały ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Wahał się, bo nie było żadnej gwarancji, że po przeszczepie rogówki pacjent odzyska wzrok w prawym oku.
Serhij: - Zaryzykujmy, jestem gotowy na wszystko.
Toma: - Tylko pan może mu pomóc.
Błagała ze łzami w oczach, póki nie usłyszała od profesora: - Zrobimy wszystko, żeby przed Bożym Narodzeniem mąż pierwszy raz panią zobaczył.
Zapisali się na przeszczep rogówki i czekali. Aż w połowie grudnia zadzwonił telefon ze szpitala w Katowicach. Zwolniło się miejsce.
Rzucili wszystko, spakowali torby i ruszyli z Poznania na Śląsk. Sydorenko co chwilę powtarzał w głowie zdanie usłyszane od profesora.
"Będziesz widział".
TOMA PRASUJE BLUZKĘ I MALUJE OCZY
Serhij budzi się z opatrunkiem na oczach. Już po.
Spowolnione ruchy i myśli. Najwyraźniej narkoza jeszcze działa. Głos pielęgniarki: - Proszę się położyć.
Układają go na łóżku. Mniej więcej w tym samym czasie profesor Wylęgała wychodzi z bloku operacyjnego, żeby porozmawiać z Tamarą. Szeroki uśmiech nie schodzi mu z twarzy: - Jeśli przez lata się o to modliliście, to Bóg was wysłuchał. Będzie widział.
Po kilku godzinach pielęgniarka prowadzi Sydorenkę korytarzem i sadza na krześle. Ostrożnie ściąga opatrunek. Lampa mocno razi, obraz jak za mgłą. Pielęgniarka zakrapia oko i znów je zakrywa.
- Zobaczyłem tylko światło. Ale nie czułem żadnego rozczarowania. Rozumiałem, że potrzebuję czasu – tłumaczy Serhij.
Co godzinę zakrapianie. Później profesor pokazuje białą tablicę z czarnymi literami. Sydorenko odczytuje: B, A, Z. Bardzo dobrze, chwali lekarz. To wszystko na dziś. Nie wolno przemęczać oka.
Żonę ma zobaczyć dopiero następnego dnia.
Toma zawczasu się maluje, czesze włosy i prasuje ulubioną ciemną bluzkę. Stoją w ciszy i skupieniu, profesor powoli zdejmuje opatrunek. Toma się czerwieni i ucieka wzrokiem. A co, jeśli nie spodoba się mężowi? Nie jest już najmłodsza. Co pomyśli, gdy zobaczy jej zmarszczki i siwiejące włosy? Strach i jednocześnie motyle w brzuchu, jak przed pierwszą randką.
Oczy Tomy mokre, Serhija też, tym razem nie od zakrapiania.
- Ale jesteś ładna.
- Skoro tak mówisz... - Tamara lekko się uśmiecha i znowu spuszcza głowę.
Obraz nieco rozmazany, ale Serhij widzi dobrze kolory i kształty. Toma ma niebieskie oczy, tak jak mu opowiadała. Padają sobie w ramiona.
Sydorenko: - Stałem tam i patrzyłem na kobietę, która była przy mnie przez 32 lata. Czułem ogromną radość, ale w pewnym momencie poczułem w środku ukłucie. Żal, że Toma tak bardzo musiała się dla mnie poświęcić. Spojrzałem na jej twarz, pomyślałem: "Teraz będzie jej lżej".
NAJTRUDNIEJSZA OPERACJA W ŻYCIU
Profesor Edward Wylęgała ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego mówi, że każdy lekarz ma pacjenta, którego nigdy nie zapomni.
Niedawno wrócił z konferencji naukowej w Pendżabie, w Indiach. Anglik, kolega po fachu, opowiadał, że operował młodą Margaret Thatcher. Wylęgała odpowiedział, że też ma pacjenta, do którego będzie wracał po latach.
Serhija Sydorenkę.
- Przeszczepiam rogówki od 32 lat. Niektórzy pacjenci czekali na operację naprawdę długo. Ale nie miałem jeszcze takiego, który nigdy nie widział żony. Nie zapomnę jego reakcji, gdy pierwszy raz na nią spojrzał. Rzadko widzi się u człowieka taką radość. Ten zabieg tkwi we mnie cały czas - mówi profesor.
- U Serhija doszło do oparzenia chemiczno-termicznego i dodatkowo uszkodzenia mechanicznego. Rogówka, która jest przezroczysta, uległa całkowitemu zmętnieniu. Była jak biała zabrudzona szyba. Pacjent miał poczucie światła. Mógł jedynie zobaczyć ruch - tłumaczy.
Sydorenkę zapamięta nie tylko ze względu na scenę z Tamarą.
- To był mój najtrudniejszy zabieg w życiu. Porównywalny z operowaniem kilkutygodniowych dzieci. W środku zastałem wiele niespodzianek. Pacjent miał dojrzałą zaćmę, zrobiły się zrosty. Musiałem usunąć soczewkę. Na szczęście wszystko poszło cudownie, bez powikłań - opowiada profesor Wylęgała.
Ostatnie badania wykazały, że Sydorenko widzi prawym okiem na pięćdziesiąt procent.
- Pyta już o operację drugiego oka. Jest kolejka, ale ten zabieg też na pewno przeprowadzimy – zapewnia z szerokim uśmiechem profesor.
Udana operacja nigdy wcześniej nie była dla lekarza równie bolesna. Po wszystkim Sydorenko ścisnął go tak mocno, że profesorowi zatrzeszczały kości.
W końcu Serhij to medalista paraolimpijski w judo.
KOLEDZY SIĘ BAWILI. A ON UCZYŁ SIĘ ŻYĆ PO CIEMKU
- Po wypadku sport mnie uratował. Rzuciłem się w wir treningów. Znalazłem cel. Chciałem udowodnić wszystkim, że coś osiągnę mimo braku wzroku - mówi Sydorenko kilka miesięcy po operacji.
Pierwszy zabieg przeszedł 35 lat temu.
Odessa. Znieczulenie miejscowe. Inna rzeczywistość. Związali mu ręce i nogi. Lekarz poprosił pielęgniarkę: odsączaj na bieżąco krew, żebym widział, gdzie ciąć. Jeden ruch i Serhij miał ochotę wyć z bólu. Niedługo później się dowiedział, że cierpiał na darmo: nie będzie już widział.
Miał osiemnaście lat. Koledzy oblewali maturę i się bawili, a on uczył się życia w ciemności. Wszystkie oszczędności rodziny szły na lekarzy, którzy rozkładali ręce.
Ojciec, wojskowy, rzucił pracę, żeby być na każde zawołanie syna. Mama, kucharka na stołówce, zabierała go na spacery. Starała się nie spuszczać go z oka, ale nie można być przy kimś 24 godziny na dobę. Zdarzało mu się wpaść na drzwi albo zawadzić o meble.
Załamał się. Ale szybko wstał.
W podstawówce ćwiczył lekkoatletykę. Był na tyle dobry, że kiedy zrezygnował, trener przyjechał do rodziców i przekonywał: niech wróci. Nie przekonał. Serhij zamienił lekkoatletykę na judo. Po wypadku inny trener zagadnął, że chce rozwinąć w Ukrainie sport paraolimpijski. Przecież niewidomi też mogą walczyć.
Dziś Serhij ma na półce medal za mistrzostwo świata, złoto mistrzostw Europy i brąz igrzysk paraolimpijskich w Pekinie. Dzięki judo zwiedził pół świata. Nie widział, ale słyszał i czuł.
We Włoszech: zapach morza.
W Hiszpanii: promienie słońca na skórze.
W Australii: zapach spalonej słońcem ziemi.
W Paryżu: warkot silników i gwar ulicy, choć Sierhij wyobrażał sobie, że będzie pachnieć perfumami.
- Odbierałem świat poprzez dotyk, dźwięki i zapachy. A po 35 latach wreszcie znów miałem szansę go zobaczyć.
W LUSTRZE OBCA TWARZ
Szpitalna sala. Toma przy łóżku Serhija z komputerem. Jego serce znów przyspiesza.
Zdjęcie numer jeden: wysoka blondynka o długich włosach, wygląda jak modelka. Margerita, córka. Boże, jaka dorosła! Ma już dziewiętnaście lat. A przecież dopiero co sadzał ją na barana. Córeczka tatusia.
Zdjęcie numer dwa: wysportowany mężczyzna o ciemnych, krótkich włosach. Serhij junior, syn. Jest głowę wyższy od taty, mają bardzo podobny charaktery. Ożenił się, skończył studia informatyczne, pracuje w dziale IT dużej międzynarodowej firmy w Żytomierzu.
Serhija rozpiera duma. Mówi Tamarze, że mają dobre i ładne dzieci.
A potem podchodzi do lustra i przeżywa szok. Obca twarz.
Miał w głowie swój obraz jako młodego, wysportowanego szatyna. A teraz spogląda na dojrzałego mężczyznę z kilkoma zmarszczkami na twarzy. Włosy po bokach już posiwiały. Rysy stały się ostrzejsze. Serhij patrzy na siebie dłuższą chwilę i dopiero wtedy uświadamia sobie, jak wiele stracił czasu. Jak wiele przegapił.
Boli.
Nie szkodzi, wszystko można nadrobić. Więc zaraz po wyjściu ze szpitala nadrabia.
Toma przyspiesza, żeby nie spóźnili się na pociąg do Poznania, ale Serhij prosi, by zaczekała. Czuje się jak duże dziecko, które pierwszy raz widzi świat.
Ogląda okrągłe pomarańcze i czerwone jabłka na straganie. Odrywa wzrok dopiero, gdy słyszy szczekanie. Pani ciągnie na smyczy małe futrzane stworzenie. Kiedyś kupili Margericie pluszowego psa i Serhij wyobrażał sobie, że musiał wyglądać podobnie. Ten ma kokardę i kolorowy kombinezon. Tamara mówi, że to york. Dziwaczny.
Margerita czeka już na nich w domu. Kilka godzin jazdy i znowu: uściski, łzy wzruszenia. Jest co świętować, więc córka przygotowała powitalną kolację. Przyrządziła pilaw – ryż z mięsem i warzywami, ulubione danie taty. Na deser będzie tort biszkoptowy z kremem waniliowym. Wygląda pięknie, ale Serhij ani spojrzy. Nie może się napatrzeć na Margeritę. Rozsadza go duma.
Ma naprawdę piękną córkę.
Z synem rozmawiał na razie tylko przez internet. Serhij junior nie może opuścić Ukrainy, bo jest w wieku poborowym. Ale skoro ojciec czekał 31 lat, by go zobaczyć, wytrzyma jeszcze trochę.
Każdy dzień przynosi wiele niespodzianek. Najprostsza czynność sprawia wielką frajdę.
Rano Serhij rozbija jajko na patelni. I patrzy podekscytowany, jak żółtko i białko się ścinają tworząc biało-żółtą masę.
No tak – tak wygląda jajecznica.
- Ciekawi mnie każdy kształt, każdy kolor. Patrzę na gotujące się jajko i myślę sobie, że jest naprawdę piękne! Dawniej, jedząc zupę, skupiałem się tylko na smaku. Teraz macham łyżką, żeby coś wyłowić i obejrzeć, co w niej pływa – opowiada Serhij.
Najbardziej lubi chodzić do lasu, bo tam ma wszystko: przeróżne dźwięki, intensywne zapachy, żywe barwy. Niedawno wracał do domu przyspieszonym krokiem, żeby opowiedzieć Tomie, co zobaczył. Małe, czerwone, z czarnymi kropkami - nie sądził, że widok biedronki tak go ucieszy.
TOMA ZACZYNA RYSOWAĆ
- Jestem z niego dumna - opowiada Tamara.
- Kiedy doszło do wypadku, był młodym chłopakiem, ale nie dał się złamać. Miał bojowe nastawienie, mimo że wielu znajomych szybko zniknęło. Przez ponad 30 lat modliliśmy się, żeby znów widział. Nie poddawaliśmy się.
Niemal przez całą rozmowę Toma mówi o perspektywie męża. Co przeżywał, myślał, robił. Pytamy, co czuła ona.
- Nie było mi łatwo. Serhij bardzo często jeździł na zawody i zgrupowania. Margerita jako dziecko miała ciężką alergię. Często lądowała w szpitalu, a w domu był jeszcze nastoletni syn. Czasem wieczorem padałam na twarz. Ale nigdy nie żałowałam swoich wyborów. Opiekowałam się Serhijem z miłości.
Dzieci nie przeżywały, że tata nie widzi. Serhij nie mógł ich zabrać na rower, ale bawił się z nimi na podwórku przy metalowym drążku. Kiedy syn i Margerita się na nim podciągali, asekurował, by się nie potłukli.
Szybko nauczyli się, że kiedy mnie nie ma w pobliżu, trzeba tacie podać rękę, przynieść sztućce, znaleźć dla niego talerz w szafie. Zaczęli po prostu odtwarzać moje zachowania w opiece nad tatą. Automatycznie zaakceptowali, że jest jak jest.
Opowiadałam im, w jaki sposób tata stracił wzrok. Ale zawsze na końcu dodawałam:
Któregoś dnia będzie widział.
Przed operacją bardzo się denerwowałam. Serhij powtarzał, że wszystko będzie dobrze. A potem była radość pomieszana ze wstydem. Jak gdybym ja też zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Kiedy mi powiedział, że jestem piękna, okropnie się zawstydziłam.
Po zabiegu Serhij się zmienił. Jest łagodniejszy. Nie denerwuje się już, że nie może czegoś zrobić sam. Faktycznie potrafi zachwycać się jajkiem, które dostaje na śniadanie, albo oglądać kawałki marchewki w zupie. Sam już nawet spaceruje po lesie.
Po operacji mam trochę więcej czasu dla siebie. Zapisałam się na lekcje rysowania, realizuję dawną pasję. Marzę, żeby pójść do pracy. Może otworzę własny biznes? Zawsze chciałam być florystką.
Na razie trzeba to odłożyć na bok. Przed nami jeszcze operacja drugiego oka, muszę się skupić na Serhiju. Czuwać, by nie zapomniał o lekach i zakrapianiu oka.
Minęło już tyle lat, ale kiedy jestem obok, łapię go za rękę.
Przyzwyczajenie zostało.
GOŁĘBIE I ROGALIK
Serhij też ma nowe marzenia.
Największe: zobaczyć morze. Jeśli Bóg da, niedługo wybiorą się całą rodziną.
Świetnie byłoby wrócić do domu. W Polsce czują się doskonale. I gdyby mieli wymienić wszystkich, którym są wdzięczni, potrzebowaliby całego dnia albo i więcej. Ale tęsknią za Żytomierzem.
Serhij i Tamara marzą jeszcze, żeby Margerita znalazła kogoś odpowiedniego i była z nim szczęśliwa. Niepokoją się o córkę, bo kiedy masz 19 lat, dopiero zaczynasz dorosłe życie. Gdy przyjdzie czas, skupią się bardziej na sobie. I zaczną podróżować. Toma za wiele świata nie zwiedziła.
Ale nie ma co wybiegać w dalszą przyszłość.
Sydorenko wyciąga z kieszeni krople, z którymi się nie rozstaje. Lekarze powiedzieli, że trzeba regularnie nawilżać oko, bo inaczej się nie zagoi. Serhij na każdym kroku przekonuje się, że działają. Nieraz na obrazie tworzy się mgiełka. Kilka kropel i od razu widzi wyraźniej.
Gorąca czekolada Tamary wypita, po torciku pistacjowym Serhija też nie ma śladu. Czas wracać do domu. Po drodze Sydorenko zatrzyma się na chwilę, żeby przyjrzeć się gołębiowi, a gdy kupi rogalika, obejrzy go z każdej strony. Zaczął zupełnie nowe życie, chce się nim nacieszyć.
Toma podaje mężowi rękę, a Serhij ją chwyta i lekko przyciska do siebie.
Już nie musi.
Ale akurat to może zostać po staremu.
***
Za pomoc w realizacji tekstu dziękuję Marianowi Sawczyszynowi, Marii oraz Markowi Wnękom.