"Mam już gorączkę". Heroiczny wysiłek ojca, by ratować życie swojej córki

Archiwum prywatne / Panowie w drodze do Zakopanego
Archiwum prywatne / Panowie w drodze do Zakopanego

Olsztyn i Zakopane dzieli 700 kilometrów. Wydaje się sporo, ale dla zmotywowanego ojca Vivianny, Daniela to odległość, która jest do pokonania nawet rowerem. Jego 2-letnia córka choruje na bardzo złośliwy nowotwór, a on swoją wyprawą chce jej pomóc.

Neuroblastoma to złośliwy nowotwór układu współczulnego u dzieci. Jest także najczęstszym nowotworem rozpoznawanym u niemowląt. Upośledza działanie układu nerwowego. Można zlokalizować go wszędzie, gdzie występują zwoje układu współczulnego. W Polsce stwierdza się około 70 jej przypadków rocznie.

U dwuletniej Vivianny jesienią 2020 roku również wykryto neuroblastomę. I to IV stopnia czyli z przerzutami do szpiku, kości i węzłów chłonnych. Rodzice dziewczynki rozpoczęli zbiórkę pieniędzy. Potrzeba minimum 800 tys. złotych na szczepionkę, przeciwko wznowie choroby, którą podaje się w klinice w Nowym Jorku.

Ojciec dwulatki, Daniel Gumienny wraz z towarzyszem Jackiem zorganizował rowerową wyprawę. Choć jak sam przyznał - to kompletnie nie jego dziedzina. Wszystko jednak w celu nagłośnienia akcji. Obaj panowie trasę rozpoczęli w niedzielę z Olsztyna, a zakończą ją w piątek w Zakopanem. Oba miasta rowerem dzieli aż 700 kilometrów.

- Ludzie mają różne pomysły w celach charytatywnych. Przyszło mi do głowy, że będę próbował wszystkiego, by pomóc mojej córce. Chciałem, żeby akcję zobaczyło więcej ludzi. Szczytny cel, dużo poświęcenia, tym bardziej, że to nie jest moja dziedzina sportu, także póki co dajemy radę - powiedział tato Vivianny w rozmowie z WP SportoweFakty.

We wtorek obaj zameldowali się w Częstochowie. Warunki pogodowe utrudniały jazdę rowerem. - Szczerze trasa tragedia. 100 kilometrów jechaliśmy pod wiatr, sporo wiatru, temperatura 13-14 stopni do godziny 13. Zmarzliśmy i zimny pot nas zalewał. Także naprawdę ciężko. Kolana bolą, ale jakoś się jeszcze trzymamy - ocenił Daniel Gumienny.

Mimo zmęczenia u taty Vivianny, słychać w jego głosie determinację i chęć dokończenia wyprawy. Obu panom zostało jeszcze około 250 kilometrów do Zakopanego. Dlaczego akurat to miasto jest miejscem docelowym? Wszystko przez zamiłowanie do gór.

- Ja się zawsze staram dotrzymywać słowa, co by to nie było. Zazwyczaj mam tak, że jeśli sobie coś założę, to tak jest. Mobilizacja jest ogromna, oby starczyło sił i zdrowia. Bo dzisiaj mam już gorączkę, chyba przez ten wiatr - przyznał ojciec dziewczynki.

- Nafaszerowałem się lekami na wieczór, mam nadzieję, że mi przejdzie. No i jedziemy na Kraków. Powrót jest samochodem, rowery będą wracały. Cel Olsztyn - Zakopane i tego się trzymamy - dodał.

LINK DO ZBIÓRKI:

https://www.siepomaga.pl/vivianna

Źródło artykułu: