Wojciech Potocki: Przed chwilą życzył pan wyjeżdżającemu do Rijeki, Markowi Dorywalskiemu, trenerowi Zuzi Mazurek powodzenia. Czyli czego? Medalu?
Paweł Słomiński: Przede wszystkim chciałbym, aby wrócili z Chorwacji zadowoleni. Niech walczą o jak najwyższe pozycje, a czy wywalczą medale, czy miejsca w finałach dowiemy się już za parę dni. Na pewno będzie im ciężko, bo mimo wszystko to jeszcze nie to, co prezentują mistrzowie. Gdzieś trzeba się przecież uczyć.
To, co pan przed chwilą powiedział świadczy chyba o tym, że wciąż tracimy dystans. My o 16 czy 17-letnich pływakach mówimy, że muszą się uczyć, a inni w tym wieku stają po prostu na podium.
- To jest kwestia spojrzenia na sport i pływanie. Ja twierdzę, że mamy dobrych pływaków, ale… jeszcze czegoś im brakuje. To nie jest wcale brak wiary w tych młodych ludzi. Stwierdzam po prostu fakt, że dzisiaj do czołówki jeszcze jest tych kilka metrów straty. Trzeba więc ciężko pracować i próbować, walczyć - na tym polega sport.
Igrzyska olimpijskie w Pekinie zakończyły pewien etap w polskim pływaniu. Teraz młodzi zaczynają kolejny. A pan? Nie czuje się wypalony czy zniechęcony tym wszystkim co się w ostatnich miesiącach działo?
- Odreagować to wszystko muszę, ale tak na dobrą sprawę nie było kiedy. Ciągle się coś dzieje. Najpierw trzeba było się "spowiadać" z tego co było w Pekinie. Teraz należy błyskawicznie się przestawić i myśleć o tym co ma być. Jak widać pracy jest strasznie dużo. To zawodnicy odpoczywają, ale my, trenerzy ciągle pracujemy. Absolutnie nie czuję się jednak wypalony. Czekam tylko na chętnych do pracy! Naprawdę! Niech się tylko pojawią tacy zawodnicy, który mnie będą "gonili" do pracy, a nie ja ich. Marzę o tym.
Uprzedził pan trochę moje pytanie. Czy po Pekinie nie miał pan ochoty rzucić "stare gwiazdy" i wziąć się za trening z młodymi 15, 16-letnimi pływakami, by znów doprowadzić ich do medali?
- Nic nie stoi na przeszkodzie. Ja przecież nie przywiązałem się jakąś niewidoczną liną do Pawła Korzeniowskiego czy Otylii. To nie jest związek na śmierć i życie. Cieszę się, że chcą ze mną dalej trenować, bo to jest sygnał, iż wierzą w mój trenerski potencjał. Nikt natomiast nie zabrania młodym przyjść i powiedzieć: panie trenerze, chciałabym z panem trenować. Zrobiła to Karolina Szczepaniak, która w wieku 14 lat zdecydowała się na treningi w mojej grupie seniorskiej na AWF w Warszawie. Ja jestem wciąż otwarty i każdy może się do mnie zgłosić. Wystarczy tylko chcieć.
Może jednak młodzi boją się przyjść do uznanych trenerów. Myślą sobie, gdzie się będę pchał. Zuza Mazurek nie powiedziała tego wprost, ale widać było, że cieszy się ze wspólnego wyjazdu z klubowym trenerem.
- Nie wydaje mi się by tak było. Jesteśmy na tyle kontaktowi, że potrafimy z zawodnikami rozmawiać nie tylko o pogodzie. Na prawdę nie budujemy żadnych barier i jeśli zawodnicy boja się o czymś mówić to bardzo źle. Tacy pływacy jak Zuzia mają jednak bardzo dobrych trenerów i wciąż się rozwijają. Ja sam wiem co to znaczy inwestować w człowieka i ile to kosztuje, dlatego nigdy nie będę starał się w sposób sztuczny zabierać komuś zawodnika. Inna sprawa jeśli pływak przyjdzie do mnie sam i powie, że chce ze mną trenować.
Czołówka światowa nam odpływa. Czego tak naprawdę nam najbardziej brakuje? Basenu o którym wszyscy w koło mówią?
- Na każdym kroku trzeba podkreślać, że jeżeli chcemy się dalej ścigać ze światem to musimy mieć gdzie trenować. To paradoksalne, ale biorąc pod uwagę warunki w jakich trenujemy, osiągnęliśmy wyniki, które nie powinny się w ogóle zdarzyć. A poza tym, tak już w sporcie jest, że po latach tłustych przychodzą chude. Tak było z lekkoatletyką czy na przykład piłką ręczną. My mieliśmy ostatnie lata bardzo dobre. W tej chwili przeżywamy, powiedziałbym, lekką zadyszkę, ale myślę, że to jest ten najniższy punkt sinusoidy i pójdziemy znowu do góry. My, Polacy mamy już taką naturę, że szybko się zniechęcamy i wciąż szukamy nowych rozwiązań, zamiast stosować te już sprawdzone. Jeśli ktoś twierdzi, że na przykład Mirek Drozd, który doprowadził Mateusza Sawrymowicza na szczyty, teraz nie potrafi przygotować go tymi samymi metodami, to może powinien zapytać zawodników czy sami zrobili wszystko, by pływać na najwyższym poziomie.
A może system szkół mistrzostwa sportowego już się przeżył?
- Nie sadzę. System jest dobry tyle, że organizacja powinna być inna. My nie mamy żadnego wpływu na to kto jest w tych szkołach trenerem, ani jaki program jest realizowany. To samorządy lokalne zatrudniają nauczycieli i one mają głos decydujący.
Niektórzy twierdzą, że byłby pan doskonałym prezesem związku…
- Ha, ha, ha. Na ostatnim zjeździe prezes Krzysztof Usielski został wybrany ogromną większością głosów, a to o czymś świadczy. Zresztą ja mu też trochę pomagałem w przygotowaniach do zjazdu. Uważam, że to jest w tej chwili najlepszy szef związku. A w przyszłości? Zobaczymy. Żeby być dobrym prezesem trzeba mieć poparcie środowiska. Od czasu do czasu trzeba także podejmować niepopularne decyzję. Myślę, że nasze środowisko też musi sobie odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących przyszłości pływania.
Wrócił pan ze spotkania w Ministerstwie Sportu, gdzie omawialiście właśnie sprawy związane z przyszłością waszej dyscypliny. Nie widzę uśmiechu na twarzy.
- Jak to powiedzieć? Ministerstwo sportu ma wiele nowych pomysłów. Kilka z nich może budzić pewien niepokój, ponieważ finansowe wspieranie wyłącznie najlepszych spowoduje, że upadną "fabryki" produkujące tych najlepszych. Postawienie sprawy w ten sposób, że kluby będą wspierane tylko przez jednostki terytorialne takie jak miasto czy powiat, może sprawić, że one szybko upadną. Będziemy jeszcze przez trzy, cztery lata mieli bardzo dobrych zawodników. Ale co potem? Nie wiem czy to jest dobre rozwiązanie, lecz stara prawda mówi, że z szefem się nie dyskutuje. Mamy zadania do wykonania i postaramy się je zrealizować.
A zbliżające się mistrzostwa Europy będą pierwszym etapem w tym nowym podejściu do pływania?
- Mam nadzieję, że tak. W 2005 roku zaczęliśmy okres wielkich sukcesów od mistrzostw na krótkim basenie i myślę, że teraz mamy szansę na rozpoczęcie kolejnego takiego cyklu.