Wojciech Potocki: Nasza brązowa medalistka olimpijska z Pekinu w kółko powtarza, że to pan jest ojcem chrzestnym jej umowy sponsorskiej z Naftoservice`m. Rozumiem, ładna dziewczyna, medal, ale teraz firmy raczej myślą jak tu się wycofać ze sponsoringu…
Andrzej Supron - No widzi pan. Tym bardziej trzeba się cieszyć. Rzeczywiście na rynku bywa rożnie, ale mnie dzięki prywatnym kontaktom udało się namówić sponsora, by pomógł finansowo, historycznej, pierwszej medalistce olimpijskiej w zapasach kobiet.
Czyżby to był pierwszy krok do szerszej współpracy ?
- Właśnie na to liczę. Związek musi pozyskać sponsora strategicznego, nie po to by mieć środki na szkolenie - bo te zapewnia nam państwo - ale chcielibyśmy częściej nagradzać trenerów i zawodników. Oni muszą czuć się doceniani.
Na razie to Agnieszka uratowała skórę działaczom. Jest szansa na rozwój zapasów i powrót do złotych czasów z lat osiemdziesiątych ?
- Mam nadzieję, że jej medal to pierwszy krok w tym kierunku. Zresztą, mamy nie tylko Agnieszkę. Na ostatnich mistrzostwach świata w Tokio dziewczyny zdobyły kolejne dwa brązowe medale. Jest się więc na kim wzorować. Jeśli do tego dołączą panowie to już będę naprawdę szczęśliwy. Po cichutku, po cichutku, chcemy wrócić do czołówki i odbudować, jedną z najstarszych dyscyplin sportowych na świecie.
Za chwilę związek wybierze nowe władze. Co trzeba zmienić, by ludziom przypomnieć zapasy. Osiemdziesiąte lata ubiegłego wieku i grad medali to już bardzo odległa historia.
- Zapasy już zaczynają się przypominać kibicom. Na ostatniej olimpiadzie byliśmy jedną z ośmiu dyscyplin, która zdobyła dla naszego kraju medal i teraz musimy wykorzystać tę sytuację. Uważam, że trzeba większy nacisk położyć na szkolenie młodzieży, a to można uczynić wtedy, gdy trenerzy klubowi zaczną być doceniani. Przykro o tym mówić, ale kwoty, które trenerzy otrzymują w klubach godne wynagrodzenie, teraz zarobki są po prostu uwłaczające. Z całym szacunkiem, ale nie może być tak, że sprzątaczka zarabia więcej niż szkoleniowiec. Musimy ten stan rzeczy bardzo szybko zmienić i przywrócić właściwy prestiż pracy trenera. Nie każdy to wie, ale trener zapaśników nie stoi z gwizdkiem pod ścianą tylko wychodzi na matę i służy jako sparingpartner. Pokazuje zawodnikowi jak prawidłowo wykonać poszczególne chwyty. To bardzo ciężki kawałek chleba i musimy w końcu tę pracę docenić. Jeśli to się uda, wtedy za cztery lata w Londynie, powinno być przynajmniej kilka medali.
Jest pan jednym z dziewięciu kandydatów na fotel prezesa. Chce pan teraz "rządzić" związkiem, tak jak kiedyś "rządził" pan na matach ?
- Podjąłem takie wyzwanie, ale nie użyłbym słowa "rządził". Jeśli środowisko mi zaufa to zrobię wszystko, by poprzez swoją pozycję i kontakty, zdobyć takie środki, które pozwolą pchnąć zapasy do przodu. Nie czarujmy się, pewne sprawy trzeba czasami załatwiać - jak to się mówi trywialnie - "na twarz". A ja, dzięki Bogu, jestem jeszcze rozpoznawalny i to często pomaga. Chciałbym także przywrócić do życia drużynowe rozgrywki ligowe. Taka rywalizacja stymuluje rozwój, ale warunkiem jest pozyskanie sponsorów i znaczące nagrody finansowe dla najlepszych klubów, trenerów i zawodników. Niezwykle ważne jest także zaproszenie do współpracy byłych znanych zawodników, a tych przecież nam nie brakuje. No i wreszcie sponsorzy, zarówno ten strategiczny jak i medialny. Czy ktoś chce czy nie, dziś w postrzeganiu każdej dyscypliny bardzo liczą się działania marketingowe, a tu widzę wielkie pole do działania.
Jeśli to wszystko się uda to w Londynie, zamiast jednego, będą cztery medale…
- Jak wywalczymy trzy to też będzie wspaniale. Najlepiej z każdego koloru po jednym. (śmiech)