Choć nazwisk sportowców najbardziej zagrożonych dyskwalifikacją POLADA (agencja antydopingowa) ujawnić nie może, to wiadomo, że chodzi o czołowych przedstawicieli swoich dyscyplin. Tylko tacy są bowiem objęci obowiązkiem wpisywania danych pobytowych w tak zwany system ADAMS.
O tym, jak poważne mogą być konsekwencje zapominalstwa, przekonali się ostatnio lekkoatleta Jakub Krzewina i kolarz Szymon Krawczyk. Pierwszy z nich za trzykrotne niestawienie się w wyznaczonym miejscu został zdyskwalifikowany na 15 miesięcy, a drugi za podobne przewinienie odpocznie od sportu dwa lata. W obu przypadkach mówimy o niedawnych medalistach mistrzostw Europy.
- Takie sprawy są szczególnie trudne, bo argumentem zawodników jest to, że przecież żaden test nie dał wyniku pozytywnego. Nie możemy jednak pozwalać na unikanie kontroli - przyznaje Piotr Wójcik, kierownik Departamentu Kontroli Antydopingowych i Zarządzania Wynikami POLADA. - Pierwsze dwa naruszenia w trakcie 12 miesięcy, licząc od daty pierwszego, nie podlegają sankcji. Jeżeli wystąpią trzy - podkreślam - w okresie 12 miesięcy, grozi za to dyskwalifikacja - wyjaśnia Wójcik.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaj człowieka, który strzela gole w... budowlanych rękawicach
Do igrzysk w Paryżu zostało nieco ponad 500 dni, a to oznacza, że ewentualna dyskwalifikacja może oznaczać koniec koniec marzeń o wyjeździe na najważniejszą imprezę sportową świata.
Sami sobie ułatwiają
Sam system jest banalnie prosty, ale jak się okazuje dla części sportowców wciąż jest problemem. Obecnie objętych regularnymi kontrolami antydopingowymi POLADA jest około 180 sportowców. Blisko drugie tyle kontrolowanych jest przez międzynarodowe federacje. Wszystko po to, by każdy z kandydatów do medali na igrzyskach w Paryżu w 2024 roku był regularnie sprawdzany pod kątem obecności w organizmie zakazanych substancji.
- Każdy sportowiec wpisany do systemu musi wyznaczyć godzinne okienko na każdy dzień, w którym może zostać dokonana kontrola. Do dyspozycji jest czas od godziny 5 do 23. To od sportowca zależy, czy jako miejsce kontroli wskaże godzinę 14 i swój ośrodek treningowy, czy 6 rano i swoje mieszkanie. To wybór zawodników - tłumaczy Joanna Kaczor-Bednarska, była siatkarka, obecnie ekspertka POLADA.
Presja rośnie z każdym "faulem", bo kontrolerzy nie ukrywają, że sportowcy z dwoma naruszeniami podawania danych pobytowych mogą się spodziewać częstszych wizyt.
- Na naszej liście jest 8-10 zawodników z dwoma wykroczeniami. Jeśli ktoś "złapie" dwa wykroczenia w dwa miesiące, a tak się zdarza, to przez kolejne 10 miesięcy musi być bardzo czujny. Wystarczy, że raz zapomni zaktualizować dane pobytowe i może zostać zawieszony. Dane pobytowe można zmienić w aplikacji w kilka sekund, praktycznie w każdym miejscu na ziemi - dodaje Kaczor-Bednarska.
Niekiedy kontrolerzy nie muszą jechać do zawodnika, by wyłapać naruszenie. Dzieje się to choćby w przypadku, gdy ktoś nie aktualizował danych pobytowych, a danego dnia startuje na zawodach w zupełnie innym kraju, niż to wskazane w systemie.
- Warto też zaznaczyć, że choć zawodnicy w teorii mogą zmieniać miejsce pobytu nawet minutę przed planowanym terminem ewentualnej kontroli, to w praktyce zbyt częste zmiany na ostatnią chwilę mogą być potraktowane jako próby unikania kontroli. Takie przypadki monitorujemy szczególnie mocno - mówią nam eksperci POLADA.
Chcą ograniczyć "wyścigi" do domu
Podczas kontroli czasami dochodzi do dość zabawnych sytuacji, które zaskakują nie tylko sportowców, ale także kontrolerów. Jeszcze kilka lat temu zdarzało się, że w tym samym momencie u jednego sportowca pojawiały się dwie kontrole. Jedna z POLADA, a druga z międzynarodowej federacji. Choć dzięki ujednoliceniu systemów takie przypadki to przeszłość, to i tak zdarzają się dziwne sytuacje.
- Niedawno była taka sytuacja, że na rano mieliśmy zaplanowane dwie kontrole w tym samym mieście, ale w innych miejscach. Jednak jeden sportowiec nagle zmienił plany i jako miejsce pobytu wskazał... mieszkanie sportowca, u którego właśnie kończyła się kontrola. To był zupełny przypadek, ale na takie niespodziewane sytuacje też musimy być przygotowani - przyznaje Wójcik.
Jeszcze ciekawsze są wyścigi do domu, gdy dany sportowiec nagle przypomni sobie o obowiązku, a jest akurat poza wskazanym miejscem.
- Jeśli kogoś nie ma w domu, to przez 55 minut czekamy przed drzwiami. Dopiero na pięć minut przed upływem czasu, kontroler może, ale wcale nie musi, wykonać telefon do zawodnika. Czasem się zdarza, że sportowiec był akurat u sąsiada albo na zakupach w sklepie i taki telefon go ratuje - dodaje Kaczor-Bednarska.
- Kiedyś jeden z zawodników przyznał, że uratowała go informacja od sąsiada. Znajomy dał mu znać, że ktoś ciągle puka i dzwoni do jego drzwi. Sportowiec szybko skojarzył, że to może być kontroler POLADA. Ostatecznie zdążył. Przyznał, że jeszcze nigdy nie biegł tak szybko - relacjonuje Katarzyna Kopeć-Ziemczyk, kierowniczka ds. komunikacji POLADA.
- Rozważamy jednak dość mocno rezygnację z tych telefonów. Nie chcemy, by sportowcy gnali do domów i stwarzali zagrożenie dla siebie i innych. Ich obowiązkiem jest po prostu być w okienku kontrolnym zgodnie z danymi z systemu ADAMS - dodaje na zakończenie Kaczor-Bednarska.
Więcej o pracy kontrolerów POLADA przeczytasz TUTAJ.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
To już koniec Feio? Będzie reakcja PZPN
Ostra sytuacja o sytuacji w skokach kobiet