27 stycznia prezydent USA wydał dokument zakazujący na 90 dni wstępu do Stanów Zjednoczonych obywatelom siedmiu krajów: Iranu, Iraku, Syrii, Somalii, Sudanu, Libii i Jemenu. Także tych mających obywatelstwo innego kraju czy posiadających "zieloną kartę".
Na Trumpa posypały się gromy. Dekret wzburzył także świat sportu. Prezydenta otwarcie krytykowali czterokrotny mistrz olimpijski Mo Farah oraz kapitan reprezentacji USA Michael Bradley, blady strach obleciał grających w NBA Luola Denga i Thona Makera, a w drodze na zawody do Los Angeles zatrzymany został takewondzista irańskiego pochodzenia Meisamem Rafiei.
Amerykański sport efekty obecnej polityki prezydenta najbardziej mogą zaboleć we wrześniu, kiedy Międzynarodowy Komitet Olimpijski wybierze organizatora IO w 2024 roku.
O prawo goszczenia najlepszych sportowców globu walczą trzy miasta: obok Los Angeles także Paryż i Budapeszt. Wcześniej z wyścigu wycofały się Rzym, Hamburg, Boston oraz Toronto.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: medale paraolimpijskie już mam, czas na medal IO zawodowców
Zaniepokojenie polityką USA wyraziła już Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki, która zastanawia się, czy obecne wydarzenia w Stanach Zjednoczonych mogą mieć wpływ na mistrzostwa świata, które w 2021 roku ma gościć Eugene (miasto w stanie Oregon).
Na ręce Amerykanom patrzy też MKOl. - Prezydent już wcześniej był uważany za wroga kobiet, Latynosów i religii muzułmańskiej. A doszło do jeszcze gorszego. Dekret Trumpa to cios dla kandydatury Los Angeles. Może nie nokautujący, ale bardzo mocny - mówi "New York Timesowi" David Wallechinsky. - Ten dokument stoi w sprzeczności z ideą olimpijską - dodaje inny członek MKOl Richard Peterkin.
Z nadzieją o polityce Trumpa piszą za to Francuzi. "L'Equipe" nazywa go głównym lobbystą Paryża w walce o organizację IO. Według dziennikarzy prezydent USA nie tylko zraził do siebie kraje muzułmańskie, ale także sąsiadów z Meksyku oraz - za sprawą rzekomego seksizmu - kobiety.
Anonimowy członek MKOl sytuację Los Angeles nazywa "bardzo poważną" i przewiduje, że obecne zamieszanie będzie kosztowało miasto około pięciu głosów.
- Jeżeli Trump będzie kontynuował swoją politykę, pogrzebie kandydaturę USA - mówi "L'Equipe" Nick Butler z "Inside the Games". - Dziś sponsorzy raczej nie chcieliby, aby ich nazwy kojarzono z Igrzyskami Trumpa - dodaje Jamil Chade z "Estado de Sao Paulo".
Polityczny kij ma jednak dwa końce. Radość nad Sekwaną studzą Brytyjczycy. - Wyborcze zwycięstwo Le Pen może kosztować kandydaturę Paryża znacznie więcej niż obecna polityka Trumpa - pisze "The Guardian". Przewodnicząca Frontu Narodowego jest nacjonalistką, propaguje poglądy prawicowe i opowiada się za izolacjonizmem Francji.
- Opinia, którą ma Trump, prawdopodobnie zaszkodzi Los Angeles w krótkim terminie. Pamiętacie podejście Chin do praw człowieka, zanim Pekin otrzymał organizację IO? Nie miało to znaczenia - przypominają Brytyjczycy. I podkreślają, że przewodniczący MKOl Thomas Bach oraz prezydent Trump kochają pieniądz. Tego igrzyska w USA mogą wygenerować dużo. A język złota to najlepsze esperanto.
Swój pomysł na rozegranie całej akcji ma burmistrz Los Angeles Eric Barcetti. Podczas najbliższej sesji MKOl mógłby przecież wyznaczyć gospodarzy zarówno na 2024, jak i 2028 rok. Amerykański dziennikarz Philip Hersh, który był na osiemnastu igrzyskach olimpijskich, mówi wprost: - To byłoby najlepsze rozwiązanie. Pierwsze IO otrzymałby Paryż, a drugie Los Angeles.
Francuzi i Amerykanie zapominają jednak, że w grze jest jeszcze Budapeszt. Potencjalny czarny koń.
Organizatora IO 2024 poznamy 13 września w Limie.