Dorota Borowska po pierwszym starcie w Paryżu. "Spotkałam się z dużym hejtem"

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Dorota Borowska (z prawej) i Sylwia Szczerbińska
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Dorota Borowska (z prawej) i Sylwia Szczerbińska

- Obawiam się, że już zawsze będę kojarzona z dopingiem. Nie zamierzam się jednak teraz przejmować, co taki "Janusz" z piwem na kanapie myśli o mnie - mówiła odwieszona kajakarka Dorota Borowska po swoim pierwszym starcie na igrzyskach w Paryżu.

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Dorota Borowska ma za sobą pierwsze dwa występy na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Polska kajakarka, która dopiero w niedzielę dowiedziała się, że pojawi się w stolicy Francji, wystartowała we wtorek w eliminacjach kanadyjek K2 wraz z Sylwią Szczerbińską. Nasza osada awansowała do półfinału poprzez repasaże.

Dla Borowskiej był to występ niezwykle oczekiwany - przypomnijmy, że przez trzy ostatnie tygodnie 28-latka toczyła walkę o odwieszenie. W lipcu ogłoszono, że w jej organizmie znaleziono zabroniony środek klostebol, po czym zawodniczka została zawieszona i wykreślona z olimpijskiej kadry. W ostatniej chwili udało się jej jednak wygrać walkę o swoje dobre imię.

- Na wodzie czułam się bardzo dobrze, zwłaszcza podczas tego wyścigu, gorzej rano. Jestem przeszczęśliwa, że mogę tu być i że Sylwia nie zostawiła mnie na lodzie. Została do ostatniej chwili i czekała na mnie - zwróciła się do stojącej obok koleżanki z osady.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Odsłonił kulisy meczu polskich siatkarzy. "Niemalże wchodzili na parkiet"

- Dla mnie to było najważniejsze. To co przeżywała, to był koszmar. Nie chciałam, żeby została sama, dostała wsparcie, nie tylko ode mnie. W tamtym momencie byłam mniej ważna od niej - komentowała Szczerbińska.

Borowska: - Dla mnie Sylwia była ważniejsza ode mnie. Gdybym nie startowała w dwójce, to prawdopodobnie nie starczyłoby mi siły i determinacji do walki. Dzięki temu, że walczyłam także dla niej, sił mi wystarczyło.

Szczerbińska przyznała, że ostatnie dni w Paryżu nie były dla niej łatwe. - Przyleciałam tutaj dwa dni wcześniej i nie było mi łatwo. Byłam sama, nie do końca wiedziałam co mam robić, trochę jak taka dziewczynka we mgle. Podczas treningów na torze łzy mi same napływały do oczu, w głowie pojawiały się myśli "dlaczego nie ma tu Doroty". I nagle zdarzył się cud - zeszłam z wody i trener powiedział mi o przywróceniu Doroty. Do końca dnia nie mogłam dojść do siebie.

Najwięcej pytań dziennikarzy padało oczywiście do zawodniczki, która ma za sobą bardzo intensywne trzy tygodnie. Borowska zapewniała, że niczego nie dokonałaby sama i wymieniła nazwiska osób, którym tak wiele zawdzięcza.

- Wierzyłam, że się uda. Prawda musiała zwyciężyć. Powtórzę: ja tego sama nie zrobiłam. Mnóstwo osób miało w tym udział - Polski Związek Kajakowy, PKOl, doktor Świtkowski z Intytutu Sportu, pan Andrzej Pokrywka, mój mecenas, który przez blisko trzy tygodnie pracował dzień i noc. Więc panie Łukaszu Klimczyku - bardzo dziękuję za wszystko! - powiedziała.

Mimo wygranej walki Borowska nie ma wątpliwości, że dla wielu zawsze już będzie kojarzyła się z dopingiem. Nie zamierza jednak walczyć z wiatrakami.

- Obawiam się, że już zawsze będę kojarzona z dopingiem. Nie zamierzam się jednak teraz przejmować, co taki "Janusz" z piwem na kanapie myśli o mnie. Spotkałam się z dużym hejtem, choć starałam się nie czytać komentarzy. Ludzie już tacy są, że czekają na wbicie szpilki, nie znając całej sytuacji. Czują, że mają prawo wypowiedzieć każdą opinię, że wiedzą wszystko. Ja udowodniłam, że to nie było moje zaniedbanie, ja nie miałam prawa wiedzieć o tym zakazanym środku. Hejterom nie będę udowadniała nic na siłę. Dziękuję moim bliskim, a tamtym... tu już nie dokończę - uśmiechnęła się.

Okazał się także, że kajakarka w trudnych momentach dostała też wsparcie od innych polskich sportowców. W rozmowie padło jedno konkretne nazwisko.

- Dostałam wsparcie od Alicji Tchórz, która też ma dalej duże problemy z udowodnieniem swojej niewinności jeśli chodzi o sprawy dopingu, u niej zakazany środek był w olejku do kąpieli. Niech ktoś mi powie, że czyta opakowanie każdej takiej buteleczki. Sportowcy do mnie pisali, ale też widziałam, że niektórzy z nich chcieli się odciąć i szybko przestali mnie obserwować w mediach społecznościowych. Oby nigdy nie przeżyli takiej sytuacji, jak ja - zakończyła.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty